Na zebraniu Kapituły Włocławskiej 14 grudnia 2001 r. zapadło postanowienie, by rok 2002 był w naszej diecezji poświęcony pamięci dwóch wielkich Księży Biskupów. W tym bowiem roku przypada 100 lat od śmierci bp. Aleksandra Bereśniewicza (4 czerwca) oraz 100 lat od ingresu bp. Stanisława Zdzitowieckiego do katedry włocławskiej ( 2 grudnia) i 75 lat od jego śmierci (11 lutego). Biskup Ordynariusz Bronisław Dembowski inicjatywę Kapituły Włocławskiej, wiernej strażniczki tradycji diecezji, przyjął z radością i poparciem. W Wyższym Seminarium Duchownym oraz w Gimnazjum i Liceum im. ks. Jana Długosza (założonym przez bp. Zdzitowieckiego) planowane są specjalne uroczystości. Aby przygotować do nich całą diecezję, pragniemy cyklem kilku artykułów przybliżyć osoby i dzieła tych wielkich Pasterzy. Zaczynamy od bp. Stanisława Kazimierza Zdzitowieckiego ze względu na bliską rocznicę śmierci.
Pasterz rozległej diecezji
Jak warto ukierunkować życie na dobre czyny i im poświęcić wszystkie siły, widać po dziedzictwie, jakie zostawił nam bp Stanisław Zdzitowiecki. Z jego duchowego posiewu ciągle czerpiemy pokarm. Prawie ćwierć wieku kierował rozległą i niemal dwumilionową diecezją. Jego władza pasterska rozciągała się na teren, który dzisiaj należy nie tylko do diecezji włocławskiej, ale i do sporej części archidiecezji częstochowskiej oraz do części archidiecezji łódzkiej i części diecezji kaliskiej. Po 75 latach widzimy, że opatrznościowe było to posługiwanie, bo zarówno aktywny temperament Księdza Biskupa, jak i potrzeby Kościoła pod zaborem rosyjskim, skłoniły go do podjęcia wielu dzieł, których ślady i owoce trwają do dzisiaj. "Żaden rolnik nie jest w stanie wyhodować rośliny, która by trwała tak długo jak wiersz poety" (Cyceron) . Tak, poety i każdego duchowego siewcy: ojca, matki, kapłana, nauczyciela, katechety, dziennikarza... Co więc zostawił po sobie bp Zdzitowiecki, kiedy 11 lutego 1927 r., o godz. 20.15, przestało bić jego serce?
Czciciel Matki Bożej
Reklama
Ale najpierw o dniu jego śmierci. Było to święto Matki Bożej
z Lourdes. Dzień drogi dla Księdza Biskupa, żarliwego czciciela Matki
Bożej. Z okazji dekretu Stolicy Świętej rozszerzającej to święto
na cały Kościół pisał do diecezjan w 1908 r., by w tym dniu szczególnie
uczcić Maryję Pannę i "wyżebrać u Boga za pośrednictwem Niepokalanej
pokój, miłość, zgodę i jedność wśród naszego społeczeństwa" (Kronika
Diecezji Kujawsko-Kaliskiej, 2 (1908), s. 9). Wyżebrał też sobie
to święto na najpiękniejszy dzień swego życia - narodziny dla nieba.
Kult Matki Bożej, jaki żywił bp Zdzitowiecki, najbardziej
ujawniał się na Jasnej Górze. Często ją odwiedzał, postarał się o
odnowienie obrazu Królowej Polski i dokonał w 1910 r. jego rekoronacji,
uprosił u Stolicy Świętej zatwierdzenie specjalnego formularza liturgicznego,
poświęcił wieżę i stacje drogi krzyżowej. Postarał się też, by kopia
obrazu Matki Bożej Częstochowskiej była we włocławskiej farze jako
wotum za ocalenie Włocławka od bolszewików i rozpoczął tam coroczne
uroczyste nabożeństwo dziękczynne.
A jak się radował, że mógł w swoich rodzinnych stronach,
w Gidlach k. Piotrkowa Trybunalskiego, w 1923 r. dokonać koronacji,
czczonej przez niego od dzieciństwa, maleńkiej figurki Matki Bożej,
wyoranej z ziemi w 1516 r. przez rolnika!
Pogrzeb we Włocławku był wielką manifestacją przywiązania
kapłanów i wiernych do swego Księdza Biskupa. Co zrodziło takie wyrazy
wdzięczności? Warto przytoczyć opinię, jaką po przeszło 30 latach
do pielgrzymów włocławskich na Jasnej Górze wygłosił sługa Boży Stefan
Kardynał Wyszyński: "Całe moje życie kapłańskie na terenie diecezji
upływało w głębokim szacunku do moich zwierzchników duchowych. Gdy
nieraz badam swoje sumienie, nie przypominam sobie ani jednej myśli,
ani jednego słowa, które byłoby skierowane, chociażby najbardziej
wewnętrznie, przeciwko memu Biskupowi czy moim zwierzchnikom. Tego
mnie nauczył sędziwy bp Zdzitowiecki, który był Mężem Bożym, Mężem
Kościoła Chrystusowego". (Kronika Diecezji
Włocławskiej 55 (1961) s. 358). Może Prymas Tysiąclecia,
patrząc na taki wzór, podobnie kształtował swoje biskupstwo, nacechowane
odwagą w obronie Kościoła i Ojczyzny oraz ogromnym zaufaniem do Matki
Najświętszej...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Z rodzinnym posagiem
Bp Zdzitowiecki zmarł w przeddzień 73. rocznicy swoich urodzin.
Bo właśnie 12 lutego 1854 r. ujrzał światło dzienne w Barczygłowie,
w parafii Kamieńsk k. Piotrkowa Trybunalskiego jako syn miejscowego
ziemianina Wincentego i Julii z Psarskich. Miał 9 lat w czasie powstania
styczniowego, co dla młodego chłopca, który wychowywał się w rodzinie
pielęgnującej tradycje religijne i patriotyczne, było lekcją na całe
życie. Może już wtedy zaczęło rosnąć w jego duszy przekonanie, że
o największe wartości walczy się nie tylko orężem, ale i nauką, może
takie rozmowy słyszał w rodzinnym domu, a dyskusje o ratowaniu wiary
i polskości rozpalały jego żywą wyobraźnię... Jedno jest pewne: z
domu rodzinnego, gdzie pobierał początkowe nauki, wyniósł najpiękniejszy
posag - pęd do wiedzy oraz miłość do Kościoła i Ojczyzny. Z tym posagiem
poszedł w szeroki świat, szczodrze się nim dzieląc ze wszystkimi,
również wtedy, gdy wrócił do rodzinnej diecezji jako jej pasterz.
Ten posag rozwinął w szkołach: w Gimnazjum w Piotrkowie
Trybunalskim, w Seminarium Duchownym w Warszawie oraz na studiach
w Rzymie. Święcenia kapłańskie otrzymał jednak w katedrze we Włocławku
23 lipca 1877 r. z rąk bp. Wincentego Popiela, bo sługa Boży arcybiskup
warszawski Zygmunt Feliński przebywał na wygnaniu. Któż mógł przypuszczać,
że po ćwierćwieczu wróci do tej katedry jako biskup? Przed Rzymem
był jeszcze wikariuszem w trzech warszawskich parafiach. Kiedy w
1883 r. wrócił do kraju, bliski jego sercu administrator archidiecezji
warszawskiej - ks. Antoni Sotkiewicz został mianowany biskupem sandomierskim.
Cenił on zdolności tego Kapłana i zaproponował mu przejście do Sandomierza.
Młody doktor propozycję przyjął i przeniósł się tam ze stolicy. Ponad
18 lat pracował z pełnym oddaniem dla Kościoła przy boku umiłowanego
Księdza Biskupa jako kanclerz Kurii, profesor seminarium, kanonik
kapituły, proboszcz podmiejskich parafii. Jakie musiał mieć tam uznanie,
że chociaż był człowiekiem z zewnątrz, Kapituła Sandomierska wybrała
go po śmierci bp. Sotkiewicza w 1901 r. administratorem diecezji!
Ponieważ w tym też czasie bp Bereśniewicz we Włocławku złożył rezygnację,
a Stolica Apostolska ks. Zdzitowieckiego wyznaczyła wcześniej na
jego następcę, nominację tę ogłoszono już 9 czerwca 1901 r., a więc
tuż po pogrzebie Ordynariusza włocławskiego.
Święcenia biskupie przyjął w Petersburgu 23 listopada
1901 r., a 2 grudnia odbył ingres do katedry we Włocławku. Ingerencja
władz carskich w życie Kościoła posuwała się wtedy tak daleko, że
car domagał się, by konsekracja biskupów odbywała się tylko w Petersburgu
i wręczał im tam laskę pasterską w nadziei, że będą uległymi narzędziami
w jego ręku. Było jednak inaczej. Żyjąc wśród ludu polskiego, dbali
o dobro Kościoła i budzili ducha narodowego. Najlepiej to widać u
bp. Zdzitowieckiego. To ostatni ordynariusz włocławski, który przyjął
sakrę w Petersburgu, i pierwszy, który na progu odzyskania niepodległości,
10 listopada 1918 r., w katedrze we Włocławku udzielił święceń biskupich
dwom swoim sufraganom: ks. Władysławowi Krynickiemu i ks. Wojciechowi
Owczarkowi.
Co czynił więc we Włocławku Ksiądz Biskup o takiej formacji?
Jego posługa objęła wiele dziedzin: najpierw troskę o Seminarium
Duchowne i o środowisko intelektualne biskupiego miasta, z czym wiązało
się zadbanie o naukę w szkołach i o działalność wydawniczą; dalej
wizytacje kanoniczne, które od wczesnej wiosny do późnej jesieni
osobiście przeprowadzał, bo przez 16 lat nie miał biskupów pomocniczych;
owocem wizytacji było wspieranie budowy kościołów i tworzenia nowych
parafii; dbał o zakony, zwłaszcza te, które działały w ukryciu; wreszcie
przejawiał ogromną troskę o katolickie oblicze ruchu ludowego i robotniczego,
czuwał nad euforią wolności i nad młodą demokracją.
Troska o poziom środowiska
Dla dobra Kościoła zadbał, jak i jego poprzednik, o kadrę profesorską
Seminarium Duchownego. Zdolniejszych księży wysyłał na dalsze studia.
We Włocławku powstało środowisko naukowe, które zaczęło wydawać od
1909 r. czasopismo teologiczne Ateneum Kapłańskie, dziś jedno z najstarszych
w Polsce. Stąd brani byli profesorowie do Akademii Duchownej w Petersburgu (
m. in. ks. Idzi Radziszewski), do Uniwersytetu Warszawskiego i do
Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Ta ostatnia uczelnia, założona
przez księży włocławskich - bo oprócz ks. Idziego Radziszewskiego
poszło w 1918 r. do Lublina jeszcze 6 profesorów z Seminarium włocławskiego
- ciągle jest dumą naszej diecezji.
W trosce o dobre przygotowanie przyszłych kapłanów bp
Zdzitowiecki zreformował system studiów w Wyższym Seminarium i powołał
do istnienia Liceum im. Piusa X, czyli Niższe Seminarium (na naukę
przyszedł tu aż znad Bugu 16-letni Stefan Wyszyński, przyszły prymas
Polski). Zadbał też, by młodzież świecka była wychowywana w duchu
katolickim i patriotycznym. W tym celu w 1916 r. wydostał od władz
niemieckich pozwolenie, by w pałacu biskupim, częściowo zajętym również
przez Niemców, otworzyć Gimnazjum im. ks. Jana Długosza. Młodzi chłopcy,
nowi użytkownicy pałacu, pomogli Księdzu Biskupowi usunąć okupantów.
Z jaką radością rozbrajano ich na ulicach Włocławka w listopadzie
1918 r., po konsekracji nowych biskupów sufraganów! Jaki był tu entuzjazm!
Dwa lata później, w czasie wojny polsko-sowieckiej, bolszewicy
spalili pałac biskupi. Spłonęła cenna biblioteka, zabytki sztuki,
akta kurialne i wyposażenie Gimnazjum im. ks. Jana Długosza. Bp Zdzitowiecki
został bez dachu nad głową, w jednej czarnej sutannie, bez insygniów
biskupich. Jak biblijny Hiob powtarzał: "Bóg dał, Bóg wziął, niech
Imię Jego będzie błogosławione!" (por. Hi 1, 21). Patrząc na ruiny
pałacu, mówił: "Cieszę się, że Ojczyzna moja wolna". Zamieszkał w
Seminarium Duchownym, a Gimnazjum przeniesiono do pomieszczeń koło
katedry. W 1925 r. poświęcił fundamenty nowego gmachu przy ul. Łęgskiej
26, interesując się etapami budowy. W czasie pogrzebu bp. Zdzitowieckiego
wzruszającym momentem było to, że uczestnicy żałobnych obrzędów,
wypełniając pragnienie Zmarłego, dawali zamiast kwiatów hojne ofiary
na Gimnazjum i Liceum im. ks. Jana Długosza.