Reklama

Bóg umie nieszczęście zamieniać w szczęście

30-letniego Krzysztofa zastaję w Biurze Regionalnym Fundacji Aktywnej Rehabilitacji w Szczecinie w bardzo optymistycznym nastroju. Od 4 lat jest pełnomocnikiem tej organizacji, służącej niepełnosprawnym po urazach rdzenia kręgowego na teren zachodniopomorski, m.in. dlatego, że sam doświadczył tego cierpienia.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Krzysztof Lechniak: - W wieku 14 lat w moim rodzinnym Kościanie niefortunnie skoczyłem na głowę do płytkiego jeziora, łamiąc kręgosłup w odcinku szyjnym. Ten moment zadecydował o całym przyszłym moim życiu. Początkowo byłem całkowicie sparaliżowany, nie ruszałem ani rękoma, ani nogami. Najpierw trafiłem do miejscowego szpitala, ale nie od razu poddano mnie operacji. Kiedy przeprowadzą ją szybko, uraz może być mniejszy. Gdy później, to komórki nerwowe obumierają i już się nie odrodzą. Wreszcie w Poznaniu zostałem zoperowany, po czym powróciłem do Kościana. Rzadko się zdarza, by po urazie rdzenia kręgowego ktoś odzyskał całkowitą władzę we wszystkich kończynach. Ja najpierw odzyskałem sprawność rąk, ale bardzo powoli. Potem pomogła cierpliwa rehabilitacja.

Bogdan Nowak: - A co z nauką?

- Klasę ósmą kończyłem w czasie rehabilitacji w Poznaniu i Kościanie, później nauczyciele przychodzili do mnie do domu. Po ukończeniu szkoły podstawowej dzięki wsparciu i pomocy mamy poszedłem do miejscowego liceum ekonomicznego, które wprawdzie nie było przygotowane dla niepełnosprawnych uczniów, ale bardzo życzliwi koledzy pomagali mi pokonywać bariery architektoniczne w licealnym budynku.

- Czy po ukończeniu liceum znalazł Pan pracę?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Natychmiast udało się mi znaleźć pracę w Banku PKO w Kościanie, gdzie PFRON finansowo pomógł w przygotowaniu dla mnie stanowiska pracy. Tam pracowałem przez trzy lata, czyli do roku 2000.

- Kiedy zetknął się Pan z Fundacją Aktywnej Rehabilitacji, która obecnie jest Pana pracodawcą?

Reklama

- Już w czasie rehabilitacji było mi dane spotkać się z młodymi niepełnosprawnymi, którzy wcześniej brali udział w obozach FAR-u, gdzie uczyli się samodzielności. Oni mi podpowiadali, jaki wybrać wózek inwalidzki, na co zwrócić uwagę, jak sobie radzić w codziennym życiu. W roku 1999 pojechałem na swój pierwszy obóz organizowany przez wspomnianą Fundację do Spały, do ośrodka przygotowań olimpijskich. Na tymże obozie rehabilitacyjno-sportowym główny nacisk kładziony jest na usprawnianie fizyczne i psychiczne poprzez sport, zajęcia ruchowe i wykłady teoretyczne. W Spale zostałem dostrzeżony jako ewentualny kandydat na instruktora, bo jestem dość komunikatywny i wykazałem się dużą sprawnością. I właśnie tam po raz pierwszy zetknąłem się z Ewą, moją obecną żoną. Była ona tam w charakterze pełnosprawnej wolontariuszki z ramienia swej uczelni, czyli poznańskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Po obozie utrzymywaliśmy ze sobą łączność korespondencyjną. W roku 2000 zostałem zaproszony na kolejny obóz do Spały, ale już jako instruktor w celu poprowadzenia treningów. Na obóz ten przyjechała również Ewa, by razem ze mną współprowadzić dyscypliny. Po obozie rehabilitacyjnym powróciłem do swego rodzinnego miasta, a Ewa, która była już absolwentką AWF, pojechała do pracy w centrum rehabilitacyjnym we Włoszech. Ewa widząc szansę na moją rehabilitację, zaprosiła mnie do Włoch, gdzie przebywałem prawie rok czasu. W tym okresie byłem na tyle sprawny, by samodzielnie przemieszczać się, zwłaszcza, że posiadałem już prawo jazdy zdobyte w roku 1997. Miałem okazję poznać język włoski, sytuację niepełnosprawnych w tym państwie oraz zwiedzić Italię. Nasz wspólny pobyt we Włoszech zaowocował związkiem, a mnie bardzo dowartościował jako człowieka poruszającego się za pomocą wózka inwalidzkiego.

- Jakie były dalsze dzieje Waszego związku?

- Po powrocie z Włoch zamieszkaliśmy w mieszkaniu moich rodziców w Kościanie i zaczęliśmy szukać pracy. Po roku Fundacja Aktywnej Rehabilitacji zaproponowała nam prowadzenie regionu zachodniopomorskiego. Ofertę przyjęliśmy i przenieśliśmy się do Stargardu Szczecińskiego i okresowo zamieszkaliśmy u rodziców Ewy. Ponadto Ewa została zatrudniona jako nauczyciel w szkołach medycznych w Szczecinie. Mając pracę w Szczecinie, zaczęliśmy poszukiwać dla siebie mieszkania. Udało się nam je nabyć w 2005 r.

- Od kiedy jesteście małżeństwem?

- Nasz ślub miał miejsce w kościele w Niechorzu w sierpniu 2004 r., a przyjęcie weselne odbyło się w pobliskiej Pogorzelicy. Był to dla mnie najszczęśliwszy dzień, bowiem dałem dowód, że nie ma barier, by żyć i rozwijać się wszechstronnie i bezpiecznie w sakramentalnym związku małżeńskim.

- Ma Pan satysfakcję z wykonywanej pracy na rzecz podobnie jak Pan doświadczonych przez los?

Reklama

- Olbrzymią satysfakcję. Fundacja wspiera ludzi dotkniętych urazem rdzenia kręgowego nie tylko wskutek niefortunnych skoków do wody, ale także w wyniku wypadków drogowych, upadków z wysokości (drzewa czy z dachu, a nawet można tak nieszczęśliwie upaść z krzesła na podłogę). Udało się mi dotrzeć do blisko dwustu osób z urazami kręgosłupa na terenie Pomorza Zachodniego. W ciągu roku na terenie województwa ma miejsce kilkanaście takich wypadków. Najważniejsze, by dotrzeć do nich i ich rodzin z pomocną ręką, kiedy są nieporadni, załamani, nękani przez depresję, z myślami samobójczymi. Informuję krok po kroku, jak poradzić sobie w nowej, trudnej sytuacji zarówno fizycznej, jak i dotyczącej przepisów prawnych oraz uprawnień. Przekonuje ich fakt, że ja też jestem osobą niepełnosprawną na wózku i dzięki cierpliwej rehabilitacji doszedłem do maksymalnej sprawności w funkcjonowaniu. Osoby z urazami rdzenia kręgowego muszą nauczyć się na nowo ubierania, poruszania się na wózku, przesiadania się oraz wielu innych czynności dnia codziennego. Niepełnosprawnych zawsze zachęcam, by wyszli z domu, nie byli ciężarem dla rodziny i by stawali się coraz bardziej samodzielnymi. Ważne, by znaleźć swoje godne miejsce w życiu, by nie być tylko biernym obserwatorem życia, a włączać się w nie często dopiero co odkrytymi talentami, np. artystycznymi, sportowymi czy naukowymi.

- Jesteście rzadko spotykanym małżeństwem osoby pełnosprawnej z niepełnosprawną?

- W ostatnich latach takich małżeństw jest coraz więcej. Cieszy mnie fakt, że coraz więcej osób niepełnosprawnych układa sobie życie w małżeństwie. Małżonkom potrzeba optymizmu, we dwoje łatwiej jest iść przez życie, a związek sakramentalny ma jeszcze wsparcie samego Chrystusa, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych.

- Czy Wasze życie małżeńskie nie miało krzyży?

- Oj, miało. W ubiegłym roku w czasie lipcowej pielgrzymki do sanktuariów Europy pod Grenoble, w grupie 26 pątników znajdowali się moi teściowie, którzy z tej maryjnej drogi poszli wprost w objęcia Boga. Po ludzku trudno pogodzić się z tak tragiczną i nagłą śmiercią rodziców Ewy. Ten okres odejścia tylu osób ze stargardzkiej parafii Miłosierdzia Bożego przeżyliśmy głęboko, nieustannie trwając wtedy na modlitwie w kościele na Osiedlu Zachód - ciągle mając nadzieję, że spotkamy ich wśród żywych. Ale Boże plany wobec każdego z nas nikomu nie są znane. To nagłe odejście teściów po wieczną nagrodę jeszcze bardziej umocniło i usamodzielniło nasze młode małżeństwo, przekonując nas, że - czy my chcemy, czy nie chcemy - jesteśmy w rękach Boga.
W tym kontekście widzę też swoje życie i małżeństwo z Ewą: gdybym nie dokonał 16 lat temu dramatycznego skoku do wody, dziś nie służyłbym innym - podobnym ofiarom urazów rdzenia kręgowego swoim bogatym doświadczeniem, jak wychodzić z niesprawności na drogę coraz większej samodzielności. Ewa w tym życiowym posłannictwie była mi partnerką, obecnie jest żoną i najdroższym aniołem towarzyszącym w niełatwym trudzie doczesnego pielgrzymowania we dwoje, a w przyszłości zapewne z własną rodziną stworzoną z tego radosnego małżeństwa. Cudem jest to, że Bóg umie nieszczęście zamieniać w szczęście. Tak dzieje się w moim życiu.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Szczecin: Ubezpieczyciel nie chciał płacić za śmierć dziecka przed 22. tygodniem ciąży. Sąd po stronie matki!

2025-01-10 13:35

[ TEMATY ]

Ordo Iuris

strata dziecka

Karol Porwich/Niedziela

Sąd Rejonowy Szczecin-Prawobrzeże i Zachód nakazał Towarzystwu Ubezpieczeń Compensa wypłatę odszkodowania oraz zwrot kosztów procesowych dla matki dwojga dzieci martwo urodzonych w 19. tygodniu ciąży - informuje Ordo Iuris.

To nie pierwsze problemy rodziców dzieci zmarłych przed narodzeniem, dotyczące odmowy wypłaty odszkodowań. Tym razem sprawa dotyczyła kobiety, która była w ciąży bliźniaczej. Trzy lata przed zajściem w ciążę przystąpiła ona do grupowego ubezpieczenia, którego zakres obejmował m.in. sytuację urodzenia się martwego noworodka. W 19. tygodniu ciąży kobieta urodziła dwójkę martwych dzieci. Następnie wystąpiła do ubezpieczyciela – TU Compensa S.A. – z wnioskiem o wypłatę świadczeń z tytułu urodzenia martwych dzieci, powołując się na zawartą umowę ubezpieczenia. Ubezpieczyciel odmówił wypłaty odszkodowania twierdząc, że nie została spełniona definicja „urodzenia się martwego dziecka”. Jego zdaniem fakt, że dzieci urodziły się martwe przed upływem 22. tygodnia ciąży, dyskwalifikuje zdarzenie do wypłaty świadczenia. W ocenie Compensy, okoliczności te były bezsporne i żadna ze stron ich nie kwestionowała.
CZYTAJ DALEJ

Magdalena Ogórek: Nigdy nie przestałam wierzyć

2025-01-07 11:21

Niedziela Ogólnopolska 2/2025, str. 30-31

[ TEMATY ]

wiara

świadectwo

Magdalena Ogórek

Archiwum prywatne/ Magdalena Ogórek

Magdalena Ogórek nie ukrywa, że to, co w życiu osiągnęła, zawdzięcza swojej ciężkiej pracy, wytrwałości i wierze. I chociaż miewała w życiu bardzo trudne chwile, zawsze wierzyła, że są one „po coś”, że na pewno „Ktoś” nad nią czuwa i nie zostawi jej samej.

Aneta Nawrot: Pierwsza najtrudniejsza chwila w życiu, którą Pani przeżyła... Magdalena Ogórek: ...w moim życiu nastąpiła bardzo wcześnie. Byłam dzieckiem. Miałam wówczas niewiele ponad 13 lat.
CZYTAJ DALEJ

Seniorzy na drodze nauki i wiary

2025-01-11 11:49

ks. Łukasz Romańczuk

Podczas Mszy świętej w kościele św. Marcina na Ostrowie Tumskim

Podczas Mszy świętej w kościele św. Marcina na Ostrowie Tumskim

Uniwersytet Trzeciego Wieku działający przy Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu kończy 15 lat.

-“Wiedza ta jest wspaniałym i niezgłębionym bogactwem całej ludzkiej rodziny”. Ta myśl, wypowiedziana przez papieża Jana Pawła II, 11 listopada 2002 roku do członków Papieskiej Akademii Nauka, towarzyszyła abp. Marianowi Gołębiewskiemu, gdy zakładał nasz Uniwersytet Trzeciego Wieku. Seniorzy stanowią skarbnicę mądrości i papież zaznaczył, że doświadczenie i wiedza tych osób, jest tak wielka, że mogą się dzielić nią z innymi - mówił ks. Rafał Hołubowicz, Dyrektor Uniwersytetu III Wieku przy PWT we Wrocławiu i dodał: - Słowa papieża należy odczytywać w kontekście zachwytu nad osobą ludzką, która potrafi przekraczać samą siebie, nawet wtedy gdy jest już zmęczona i wyczerpana, a to wszystko dzięki Duchowi Świętemu.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję