Jeśli zdamy sobie sprawę, co otrzymał cały nasz świat dzięki
śmierci Chrystusa na krzyżu, to zgodzimy się, że jest rzeczą słuszną
przygotować się poprzez czterdziestodniowy post do godnego uczestniczenia
w świętym misterium Zmartwychwstania Pańskiego.
Okres Wielkiego Postu jest dany całemu Kościołowi na
szczególną refleksję i nawrócenie, czyli trwałą i głęboką przemianę
wewnętrzną, która pozwala człowiekowi zbliżać się coraz bardziej
do Boga, oddalając się jednocześnie od zła i grzechu.
"Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego
siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Mt 16, 24)
.
Pragnę, byście poszli w moje ślady, ale równocześnie
musicie wiedzieć, co was czeka, na co się w życiu decydujecie. Trzeba
wam iść bez żadnych złudzeń. Nie wystarczy się bowiem tylko zachwycić
tym, co obiecuję w przyszłości. Trzeba podjąć z całą odpowiedzialnością
i samozaparciem teraźniejszość. A ta, zapewniam was, nie będzie wcale
dla was taka łatwa.
"Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia" (
Mt 10, 16-22).
Żadnych zapewnień, że na tej ziemi bardzo dobrze się
będzie powodziło tym, co należą do Chrystusa, że będą mieli jakieś
przywileje, zaszczyty itp. Ten, kto zdecydował się pójść za Jezusem,
musi być gotowy, by podzielić Jego życie i Jego dolę. Życie Mistrza,
to życie bez taryfy ulgowej. Skazany na śmierć, wyśmiany, ubiczowany
i wreszcie ukrzyżowany.
Uczeń także musi być gotowy, by przyjąć swój los spokojnie,
bez buntu. Choćby to był los najcięższy. Trzeba wziąć swój krzyż.
Nie tylko na jedną, maleńką chwilę, w jakimś jednorazowym zrywie,
ale na każdy dzień. Dopiero wtedy można naprawdę iść za Chrystusem.
Inaczej to jest niestety niemożliwe. Krzyż to cierpienie nieuniknione,
to wszystko, co jest takie trudne, nieraz bardzo bolesne, co kładzie
się ciężarem na nasze barki, co przygniata nas codziennie. To choroba,
kalectwo, nasze ograniczenia, nasze uzależnienia, warunki materialne,
ludzie, którzy nasze życie potrafią uczynić nieznośnym itd.
To, co proponuje nam Chrystus, nie jest jakimś cierpiętnictwem.
On pragnie nauczyć nas podejmowania cierpienia. Nie z zaciśniętymi
zębami i pogardliwą miną, ale po ludzku. Bez udawania, że to nic
a nic nie boli, ale jednak z godnością. A nade wszystko z motywu
miłości do Ojca i do ludzi. Krzyż w znaczeniu chrześcijańskim - to
cierpienie właśnie tak pojęte.
Każdy z nas ma swój własny krzyż, na swoją miarę i swoje
możliwości. Coś z nim musi zrobić. Ale co? Jest wiele fałszywych
rozwiązań. Albo chce się go w ogóle odrzucić, albo przerzucić na
barki innych ludzi, albo usiłuje się zagłuszyć to, co boli, jakąś
przyjemnością, rekompensatą w innej dziedzinie, szukaniem zapomnienia
w alkoholu, narkotykach. To jednak jest tylko oszukiwanie siebie
samego.
Jakie jest zatem wyjście? Otóż takie, które proponuje
Chrystus. Po prostu, wziąć ten krzyż w duchu miłości, jako wynagrodzenie
za grzechy swoje, jako współudział w Jego krzyżu, podjętym dla zbawienia
świata. Ten krzyż zaczyna czemuś służyć, nie jest bezsensem, nabiera
tajemniczej wartości. Staje się krzyżem, do którego nawet z radością
można wyciągnąć ręce.
I spotykam często na swojej drodze ludzi straszliwie
udręczonych, cierpiących, pokaleczonych ponad ludzkie siły, a jednocześnie
tak bardzo pogodnych, wewnętrznie rozradowanych, że przychodzi się
do nich bardzo często nie po to, żeby ich pocieszać, czy podnieść
na duchu, ale po to, żeby samemu doznać pocieszenia, patrząc na ich
postawę. Nikt Bogu nie jest bliższy niż ten, kto przygnieciony jest
krzyżem. Krzyż więc nie jest sam dla siebie, ale krzyż jest dla nowego
lepszego życia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu