Warsztaty Terapii Zajęciowej to placówka oświatowo-wychowawcza. Przeznaczone są dla osób z niepełnosprawnością umysłową w stopniu lekkim, umiarkowanym i znacznym, które ukończyły szkołę specjalną. Prowadzi się tu rehabilitację społeczną i zawodową.
Podanie o pracownię
Reklama
- Na naszych warsztatach mamy siedem pracowni: ceramiczną, krawiecko-hafciarską, gospodarstwa domowego, plastyczną, stolarską, techniczną i tkacką - wymienia Mariola Dąbrowska, kierownik placówki. Każdy uczestnik przychodzi na zajęcia do jednej pracowni przez miesiąc, po czym następuje zmiana. - Wtedy uczestnicy piszą podania, do jakiej pracowni chcieliby przejść. Przy tej okazji uczą się też, jak napisać pismo urzędowe. I podchodzą do tego bardzo poważnie - opowiada M. Dąbrowska. Zdarza się, że ktoś ma pracownię, którą szczególnie lubi. Wtedy zajęcia w niej odbywa częściej. I odwrotnie - nikogo nie zmusza się do zajęć w nielubianej pracowni. - Są też sytuacje, że ktoś nie może uczestniczyć w konkretnych zajęciach, bo np. schorzenie nie pozwala mu utrzymać w ręku noża - dodaje p. Mariola.
W placówce znajduje się też pracownia komputerowa, z której uczestnicy mogą korzystać w przerwach. - Mamy też zajęcia rehabilitacyjne, ćwiczenia korekcyjne, jeździmy na basen w Drzonkowie, mamy hipoterapię w Przylepie. Na zajęciach w stadninie w Przylepie uczestnicy przyuczają się do zawodu stajennego - mówi M. Dąbrowska. - Chodzimy do kina, do teatru, wychodzimy na spacery do pobliskiego lasu, przy ośrodku znajduje się boisko, gdzie organizujemy różne gry i zabawy, urządzamy ogniska. Nasi uczestnicy bardzo to lubią.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Drugi dom
Podczas zajęć na jednego instruktora przypada pięciu uczestników, ale i tak do każdego podchodzi się indywidualnie. - Chociaż jest rozpisany program dla każdej pracowni, to oprócz tego każda osoba ma indywidualny program terapii zajęciowej i rehabilitacji. Ujęta jest tam cała ich praca, wszystkie ich emocje i wiele innych elementów, na podstawie których oceniamy ich postępy i ustalamy, co zrobić z nimi dalej - mówi p. Mariola.
Takie podejście sprawia, że uczestnicy świetnie czują się na warsztatach i chętnie tu przychodzą. - To są bardzo wartościowi ludzie, bardzo wrażliwi. Zupełnie inaczej odbierają świat, niż my, którzy mamy tyle na głowie. Dla nich rodzina i warsztaty to całe życie. Kiedy warsztaty są nieczynne, to dla wielu z nich prawdziwa tragedia - opowiada M. Dąbrowska.
Wielu uczestników warsztatów potrafi wykonać mnóstwo czynności, ale są i takie osoby, dla których samodzielne ubranie się, uczesanie czy umycie już jest dużym postępem. - Jeżeli ktoś teraz potrafi sam zrobić sobie kanapkę, a wcześniej tego nie umiał, to możemy mówić o sukcesie - uważa p. Mariola.
Efekty pracy
Reklama
Na ścianach wiszą liczne dyplomy za uczestnictwo w różnych inicjatywach, np. zawodach. - Uczestniczymy w festynach, spartakiadach, w konkursach piosenek i teatralnych. Integrujemy się też z innymi warsztatami, np. w Międzyrzeczu czy Krośnie Odrzańskim. Nie odmawiamy nikomu, kto nas zaprasza - mówi p. Mariola.
W pracowniach porozwieszane i poustawiane są efekty pracy uczestników. Chętnie malują na szkle i ceramice, wyszywają, wykonują drewniane zabawki, kartki, stroiki, ozdoby okolicznościowe i świąteczne. Część z nich wysyłana jest na różne konkursy, część jest sprzedawana na różnego rodzaju aukcjach. Z okazji 15-lecia działalności w Bibliotece im. Norwida zorganizowano wystawę „Przywrócić uśmiech”. Do 20 lutego można nie tylko oglądać prace, ale i zakupić wybrany eksponat.
Co dalej?
Celem warsztatów jest przygotowanie do pójścia do pracy. - Jeżeli jednak uczestnik z różnych względów nie może pracy podjąć, a główną przeszkodą jest zwykle stan zdrowia, powinien zostać skierowany do ośrodka wsparcia - mówi M. Dąbrowska. Powinien, ale…
- W Zielonej Górze takiego prawdziwego ośrodka wsparcia na razie nie ma. Istnieje tylko jego namiastka przy ul. Głowackiego. Ale może tam przebywać tylko 12 osób - tłumaczy M. Dąbrowska. - Na warsztaty do nas przychodzi 35 osób w wieku 24-50 lat. Niektórzy przychodzą od początku istnienia placówki i chociaż powinni pójść gdzie indziej, nie ma takiej możliwości.
Ale kwestia: co dalej? - dotyczy również uczestników, którzy mogliby pracę podjąć. Pracodawcy zwykle nie chcą ich zatrudniać. - Teraz w mediach dużo mówi się o zatrudnianiu ludzi niepełnosprawnych, ale dotyczy to głównie osób z niepełnosprawnością fizyczną. Dlatego od tego roku miasto uruchomiło program „Trener pracy”, który skupia się na zatrudnianiu właśnie osób z niepełnosprawnością intelektualną - wyjaśnia p. Mariola.
Nauczyć samodzielności
- Nasi uczestnicy najchętniej pracowaliby w gastronomii: przygotowywanie posiłków, mycie naczyń, prace porządkowe to jest to, co lubią najbardziej.
Osoby niepełnosprawne intelektualnie sprawdzają się też w zajęciach, które ludzie zdrowi niechętnie wykonują ze względu na monotonność, np. przy pakowaniu. - Jeżeli niepełnosprawny nauczy się tej czynności, to nie zmęczy go wykonywanie jej przez sześć godzin. Wiem, że są to pracownicy bardzo solidni. Poza tym zwykle nie zakładają rodzin, więc rzadziej chodzą na zwolnienia - mówi M. Dąbrowska.
Uczestnicy warsztatów traktują to miejsce jak dom, w podobny sposób podchodziliby do pracy. - W tych ludziach jest wielka potrzeba wykazania się. Poza tym za swoją pracę dostawaliby pieniądze, a ich wartość jest wtedy zupełnie inna niż otrzymanych z renty lub zapomogi - wyjaśnia p. Mariola.
Ale nie tylko pracodawcy niechętnie zatrudniają takie osoby, często zgody na to nie wyrażają sami rodzice. - Wielu rodziców zostawiłoby ich na warsztatach dożywotnio. Nie wierzą w ich możliwości, w ich potencjał, a nasi uczestnicy mogą przecież jeszcze bardzo dużo się nauczyć. Często problemem jest nadopiekuńczość - uważa M. Dąbrowska. - Warsztaty są po to, żeby ich usamodzielnić. To jak z małym dzieckiem: jeżeli nawet dzisiaj źle zawiąże but, to jutro pójdzie mu lepiej.