„Na ścianach kolegiaty słońce prześwitywało spoza lip i odrysowywało kształt gałęzi. Z rosą spływało po kopule i zawisło na brzegach rynien. W gałęziach lip trzepotały synogarlice. Światło wpadało do wnętrza kolegiaty i przesuwało się po twarzy świętego Tomasza nawracającego pogan.”
Piotr Szewc, Zmierzchy i poranki
Prawdziwe spacery stanowią przywilej ludzi wolnych. A podczas spacerów sztuką staje się delikatne stawianie kroku za krokiem i uważne dostrzeganie tego, co nas otacza. Właśnie wtedy, jako coś niezwykłego, objawia się nam zachód słońca, albo wróble jedzące śniadanie w karmniku. Jednak współcześni ludzie coraz częściej nie potrafią dostrzegać piękna stworzonego świata. Ciągle ku czemuś biegną, a wokół nich przesuwają się setki kolorowych obrazów. W końcu okazuje się, że uciekają przed głębszą refleksją. Człowiek, który nie potrafi się zatrzymać, ale szuka coraz mocniejszych wrażeń, staje się niewolnikiem, i w konsekwencji tego nie potrafi spacerować. Warto więc polubić „bezinteresowne spacerowanie”, aby odkrywać piękno, jakie nas otacza, aby bronić się przed biegiem donikąd.
Ze spacerami wiąże się także kontemplacja, która jest odkrywaniem piękna i harmonii. Zdolność do kontemplacji można określić inaczej jako wrażliwość spojrzenia. Można setki razy być w jakimś miejscu, a tak naprawdę nie zobaczyć go. Ktoś, kto kontempluje rzeczywistość nie tylko patrzy, ale przede wszystkim dostrzega. Widzi kolory, symetrię, piękno, zamysł Boży wpisany w stworzenie. Kontemplacja bardzo mocno wpisana jest w duchowość chrześcijańską, ponieważ dzięki niej dochodzimy do prawdy o sobie i o świecie.
Spacer połączony z kontemplacją to doskonały sposób na duchowy wypoczynek. I nie trzeba wcale szukać jakiegoś niezwykłego otoczenia, ale odkryć to miejsce, w którym się znajdujemy. Na przykład Zamość... Przecież to niezwykłe miasto, w którym możemy doświadczyć zachwytu na nowo. Przepiękny opis takiego spaceru po Zamościu odnajdujemy w książce Piotra Szewca pt. „Zmierzchy i poranki”. Autor umieszcza swą opowieść w przedwojennym Zamościu. Akcja toczy się w ciągu jednego dnia, od poranku do zmierzchu. Wraz z bohaterami: Fajgą Katz, Salomeą Goldman, małym Piotruiem, stajemy się świadkami przebiegu jednego dnia w Zamościu. Jednak najważniejsze w książce jest po prostu samo życie wraz z jego zwyczajnością i powtarzalnością. Autor kontempluje poranek, opisuje zapachy unoszące się nad miastem, przedstawia rytm pracy młyna i cegielni. Próbuje zatrzymać ulotność chwili. Prawdziwym bohaterem powieści jest światło, które przenika i odsłania kolejne miejsca i przedmioty. U Szewca zwyczajny młyn, ulica, drzewo, stają się centrum świata. Można powiedzieć, że autor adoruje rzeczywistość. Odkrywa jej wyjątkowe, a nawet „sakralne” wymiary. Autentyczny zachwyt wzbudza przepiękny opis wschodu słońca, w którym światło odsłania kolejne budynki. Książka Piotra Szewca może więc stać się wspaniałym przewodnikiem w sentymentalnych wędrówkach po Zamościu.
Czytając tę książkę możemy uczyć się spacerowania pełnego kontemplacji, poczuć na nowo smak życia. Warto więc wybrać się na spacer, który rozpoczyna się w jakimś ulubionym miejscu. I właśnie wtedy z uwagą i pokorą spojrzeć na dobrze znajome drzewa, domy, przydrożną figurę... Zaskoczy nas wówczas gra światła i bogactwo życia, które dzieją się na naszych oczach. A w pewnym momencie będziemy mogli spostrzec, że wpatrując się w piękno świata uwielbiamy samego Stwórcę. On jest bardzo blisko nas.
Pomóż w rozwoju naszego portalu