Symeon - symbol tęsknoty, oczekiwania… duchowy dalekowidz, człowiek spełnionej obietnicy. Czekał na Mesjasza - Jezusa, który „ma być punktem środkowym w historii całego świata. Na Nim pokaże się, jakim kto jest ożywiony duchem, i zależnie od tego albo zbawi, albo się o Niego rozbije i zginie. On nie będzie obojętny dla nikogo: jedni będą Go czcili, a inni nienawidzili” - pisał ks. Michał Sopoćko. W proroctwie Symeona dostrzegł on „wielkie miłosierdzie Boże względem całego rodzaju ludzkiego (…). Jezus ma zbawić świat przez cierpienie i śmierć okrutną, która mieczem boleści przeszyje Serce Matki”.
Symeon zawierzył Bogu. Czekał. „Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie Boże. Dusza moja Boga pragnie, Boga żywego, kiedyż więc ujrzę oblicze Boże?” (Ps 42). Zbawiciel przyszedł - Symeon Go rozpoznał. Wiara pozwoliła mu spojrzeć głębiej, zobaczyć to, co dla innych było zakryte. Dla przebywających w świątyni nic nadzwyczajnego się nie zdarzyło. Uboga rodzina, dzieciątko, jak wiele innych…. Dla Symeona było to spełnienie obietnicy. Jego oczy w „zwykłym” dziecku ujrzały zbawienie, światło dla tych, którzy błądzą - chwałę Izraela.
Czy na tym koniec? Czy święto Ofiarowania Pańskiego jest tylko pamiątką, wspomnieniem tamtego wydarzenia? Symeon pozostał, jako symbol oczekiwania, ale „oczekujących na Mesjasza musiało być znacznie więcej - uważa ks. Sopoćko. - Życie ich koncentrowało się na tęsknocie oczekiwania na obiecanego przez wszystkich Mesjasza. (…) Przygotowywali się na Jego spotkanie w pokucie, z wiarą, że Go ujrzą”. Czas Boga nie jest taki jak czas człowieka. Bóg jest zawsze „teraz”. Objawia się nam w znakach i chce być rozpoznawalny. Dostrzeganie Bożej obecności, Jego znaków, to wyraz naszej wiary. Wiara rodzi nadzieję.
Czy można nazwać sługę Bożego ks. Michała Sopoćkę Symeonem XXI wieku?
15 lutego br. mija 33. rocznica śmierci sługi Bożego ks. Michała Sopoćki, apostoła Bożego miłosierdzia, spowiednika św. s. Faustyny, założyciela Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego.
Czy można spojrzeć na jego życie, zestawiając je z życiem Symeona, o którym przypomina nam Kościół w święto Ofiarowania Pańskiego? Co łączy te dwie postaci, Symeona i ks. Sopoćkę? Choć ich życie było z pewnością bardzo różne, ich droga odchodzenia do domu Ojca była bardzo podobna. Obaj żyli pragnieniem spełnienia obietnicy. Obaj nadzieję pokładali w Bogu. Obaj odchodzili do Pana w pokoju, ufni w Jego Miłosierdzie. „Teraz o Panie pozwól odejść Twemu słudze w pokoju” - prosił Symeon.
Ks. Sopoćko zapisał w Dzienniku 27 marca 1967 r.: „Mój koniec już się zbliża wraz z przemijaniem mego życia. Muszę raczej myśleć o bliskiej śmierci, niż zabawiać się mrzonkami o długim jeszcze życiu. Wola Boża jest naszym pokojem”. Sam Pan Jezus powiedział s. Faustynie o nim, że myśli jego były złączone z Bożymi myślami. Ks. Sopoćko drżał na wspomnienie, że może stanąć na sąd przed Majestatem Najwyższego z pustymi rękami. Dlatego głęboko ufał Bożemu Miłosierdziu i wszystko przyjmował jako dar, nawet cierpienie.
O cierpieniu swego spowiednika pisała s. Faustyna: „W pewnym dniu ujrzałam swego spowiednika wewnętrznie, jak wiele cierpieć będzie. Przyjaciele opuszczą cię, a wszyscy sprzeciwiać ci się będą i siły fizyczne zmniejszą się. Widziałam cię jako grono winne, wybrane przez Pana i rzucone w prasę cierpień. Dusza twoja, ojcze, będzie napełniona wątpliwościami w pewnych momentach, co się tyczy tego dzieła i mnie. I widziałam, jakoby ci się sam Bóg sprzeciwiał, i zapytałam się Pana, czemu tak z nim postępuje, że niejako by mu utrudniał, to, co nakazuje. I powiedział Pan: «Tak postępuję z nim na świadectwo, że dzieło to moim jest. Powiedz mu, niech się nie lęka niczego, wzrok mój jest zwrócony dzień i noc na niego. Tyle koron będzie w koronie jego, ile dusz się zbawi przez dzieło to. Nie za pomyślność w pracy, ale za cierpienie nagradzam»” (Dz. 90).
Sługa Boży ks. Michał Sopoćko odchodził zjednoczony z Bogiem. W Nim położył całą ufność i mimo przeciwności nie zwątpił. „...zostałam szczególnie złączona z Panem, który mi rzekł - zapisała św. s. Faustyna - jest to kapłan według serca mojego, miłe mi są wysiłki jego. Widzisz, córko moja, że wola moja stać się musi, a to, com ci przyobiecał, dotrzymuję. Przez niego rozsiewam pociechy dla dusz cierpiących, udręczonych; przez niego upodobało mi się rozgłosić cześć do miłosierdzia mojego, a przez to dzieło miłosierdzia więcej dusz do mnie się zbliży, aniżeliby on dzień i noc rozgrzeszał aż do końca życia swego, bo tak pracowałby tylko do końca życia, a przez dzieło to pracował będzie do końca świata” (nr 1256).
Wszechmogący Boże, Ty zawsze przygarniasz z ojcowską dobrocią tych, którzy ze skruchą i nadzieją zbliżają się do Ciebie, by doznać Twojego miłosierdzia. Racz otoczyć chwałą świętych Kościoła swojego sługę - ks. Michała, który słowem, czynem i świadectwem życia głosił i przybliżał światu tajemnice niezgłębionego miłosierdzia, objawionego najpełniej w Synu Twoim Jezusie Chrystusie, który z Tobą żyje i króluje przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Pomóż w rozwoju naszego portalu