Codzienność w Betlejem
Betlejem to teren Autonomii Palestyńskiej. Oddalone jest od Jerozolimy zaledwie o 7 km, ale to tylko odległość na mapie. W rzeczywistości z Betlejem do Jeruzalem jest o wiele dalej, gdyż miasto oddziela mur wybudowany przez Izrael. Są wprawdzie punkty przechodzenia, ale nie wszyscy i nie o każdej porze mogą je przejść. Aby dostać się do Jerozolimy trzeba mieć specjalne pozwolenie, no i trzeba odstać swoje w długich kolejkach. W Betlejem żyło się i żyje głównie z turystów i pielgrzymów. Rozwinął się tam system małych, rodzinnych zakładów produkujących pamiątki z drewna oliwnego. Jednak po 1987 r., kiedy sytuacja z Izraelem stała się bardziej napięta, zakłady te i co za tym idzie sklepy trzeba było likwidować. Sytuację pogarsza dodatkowo fakt, iż rynek zbytu pamiątek jest sztucznie kontrolowany przez większe sklepy i przewodników, którzy wmawiają pielgrzymom, że tylko w marketach wskazanych przez nich i przewoźników jest tanio i bezpiecznie. Co wcale nie jest prawdą. Za takowe polecenie sklepu przewodnicy biorą później swoją marżę.
Bogacą się nieliczni i nawet nie mieszkańcy Betlejem, okazuje się, że część pamiątek sprzedawanych jako rodzime, wykonanych jest w Chinach.
System Tabasha
Taki stan rzeczy próbuje zmienić Viktor Tabash. Jego systemowe działania rzeczywiście pomagają miejscowym rodzinom, dając im prace i zarobki. Viktor Tabash, Palestyńczyk, który całe swoje życie związał z Kościołem katolickim. Jest wdowcem, ma dwóch synów: Epifaniego i Roniego, którzy podążają jego śladem. Wpaja im zasady, które przejął od swojego ojca, by być uczciwym i szlachetnym. I rzeczywiście, kogo byśmy nie spotkali, to wszyscy powtarzają nim krótko: good man - dobry człowiek. Viktor Tabash może pomóc rodzinom, dzięki współpracy z organizacją „Pomoc Kościołowi w potrzebie” w Betlejem, którego jest koordynatorem oraz setkom wolontariuszy w różnych państwach, którzy zajmują się rozprowadzeniem pamiątek. Wśród wolontariuszy jest także ks. Mirosław Tosza, który razem z mieszkańcami swojego domu w Jaworznie pomaga katolikom z Betlejem. Do grona tych osób możesz dołączyć i ty, Drogi Czytelniku, kupując pamiątki z drewna oliwnego, a tym samym wspierając palestyńskie rodziny katolickie w Betlejem.
Program pomocy obejmuje około 50 rodzin. Połowa z nich ma w piwnicach swoich domów małe warsztaty, w których wykonuje różnorodne pamiątki. System działa bardzo sprawnie, bo warsztaty specjalizują się w konkretnych pamiątkach. Jedne rodziny robią tylko szopki, inne różance, krzyże, rzeźby. Nad całością czuwa i koordynuje prace Viktor Tabash. Na jego głowie jest przyjmowanie zamówień z całego świata, ich realizacja, zakup materiałów - drewna oliwnego - co nie jest taką łatwą rzeczą - rocznie warsztaty przerabiają 40 ton drewna. Tabash zajmuje się odpowiednim składowaniem materiału, pocięcie go na odpowiedniej grubości plastry, rozwiezienie materiału. Musi przy tym uważać, by nie dać się oszukać i sprawdzać, czy materiał jest odpowiedniej jakości. Sprawa wysyłki pamiątek też nie jest tak prosta, jak u nas. Tutaj towar trzeba wysyłać z Jerozolimy. Czyni to zwykle jego syn Roni, bo ma prawo wejścia do Jeruzalem, ale nie ma prawa wjazdu autem, więc wynajmuje taksówkę bagażową. Nie zawsze udaje się jej przejechać na najbliższym przejściu, nieraz musi jechać od przejścia do przejścia, a jest ich 5, wykonując dziesiątki zbędnych kilometrów. I nie ma gwarancji, że w następnym punkcie zostanie przepuszczona. Dopiero w Jerozolimie paczki są nadawane i przez lotnisko w Ben Gurionie, drogą lotniczą trafiają na cały świat.
Więcej o warsztatach, ludziach w nich pracujących, rodzimych pamiątkach z Ziemi Świętej oraz klimacie Betlejem przeczytają Państwo w kolejnym numerze „Niedzieli”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu