Artykuł ten polecamy szczególnie tym, którzy uważają, że życie w małżeństwie może być ciekawe przez pierwszych 5 lat, tym, którzy myślą, że większą część małżeństwa spędza się, siedząc w fotelu i zaglądając do cudzego (zwykle serialowego) świata (bo tak wygodniej), a także tym, którzy uważają, że kobieta jest „od garów”, a mężczyzna - „od wkręcania żarówek”. Dedykujemy ten tekst także tym, którzy uważają, że trzymanie się za rękę zarezerwowane jest dla nastolatków, ewentualnie dla par z krótkim stażem.
Głęboka woda
Reklama
Jeszcze zanim rozpocząłem rozmowę z małżonkami, pani domu odebrała telefon, jak się okazało bardzo radosnej treści... W najbliższej rodzinie urodziło się dziecko. W takiej miłej atmosferze zaczęliśmy rozmawiać o tym, jak rodziło się i kształtowało na przestrzeni lat uczucie między małżonkami.
Stefan miał wtedy 17 lat, Ewa 15. Oboje należeli do harcerstwa. Gdy Stefan przyszedł do mieszkania Ewy ze swoim kolegą i stanął przed uchylonymi drzwiami, Ewa poczuła, że to jest właśnie „to”. - W sercu zrobiło mi się tak dziwnie - mówi po latach. Nie nazywają tego jednak miłością od pierwszego wejrzenia. Gdy wspominają tamten okres swojego życia, zgodnie twierdzą, że te pierwsze uczucia, które im towarzyszyły, są niczym w porównaniu z tym, co łączy ich teraz. - Wtedy brodziliśmy w wodzie po kostki, teraz weszliśmy do głębokiej wody - tak podsumowują to, co przez lata działo się z ich związkiem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Żeby było „normalnie”
Wychodząc za mąż Ewa miała w sobie duży niepokój. Była pełna obaw o to, jak będzie, choć do małżeństwa podchodziła w sposób bardzo odpowiedzialny. Te obawy rozwiały się z czasem, kiedy uświadomiła sobie, że przez życie nie idzie już sama, ale we dwoje. Nowa rola życiowa, w którą się wcieliła - rola żony i matki - była stawiana przez nią zawsze ponad możliwość robienia kariery. Małżonkowie wszystkie problemy starali się rozwiązywać wspólnie, bez ingerencji otoczenia. Priorytetem było to, żeby matka była przy dzieciach, nawet kosztem pracy, z której Ewa została wtedy zwolniona. Obecnie oboje ze Stefanem pracują, a dzieci są dorosłe. Jednak i one dostrzegają zalety obecności w domu mamy, bo gdy ostatnio Ewa była na zwolnieniu lekarskim, syn stwierdził, że „gdy mama jest w domu, to wszystko jest tak normalnie”. Ewa uważa, że nigdy nie będzie żałowała lat spędzonych w domu z dziećmi.
Między dwoma światami...
Reklama
Jak dziś przekonać młodych, że nie warto stawiać tylko na karierę, że przyjście na świat dziecka to wielki dar, nieprzeliczalny na koszty jego utrzymania? Stefan, gdy ma okazję rozmawiać z młodymi ludźmi, ma wrażenie, jakby to była dyskusja między dwoma odrębnymi i obcymi sobie światami. Bo jak rozmawiać z kimś, kto Boga stawia w swojej hierarchii na samym końcu? Problem leży też w podejściu do małżeństwa. Stosunkowo niewielu ludzi myśli o tym, że powołaniem małżeństwa jest wzajemne uświęcanie się małżonków, a dopełnieniem tego są dzieci, które są darem, a nie zagrożeniem. Powszechne jest myślenie, że skoro inni robią kariery, zarabiają, to ja nie mogę pozostać „w tyle”. Mówienie o podejściu z wiarą do roli wspólnoty rodzinnej stało się niemodne. Boimy się tego, że przykleją nam przydomek „dewoty”, albo „katolika”. Dziś ludzie rzadko właściwie wykorzystują rozum dany od Boga. A świat jest taki jakim go stworzymy. Nie trzeba się do niego dostosowywać, rezygnując z wyznawanych wartości.
Zawsze pomaga
Nie zawsze było im łatwo. Był okres, gdy pracował tylko mąż. Zawsze jednak podchodzą do wszystkiego z wiarą w Bożą Opatrzność. Tę wiarę przekazywali i nadal przekazują swoim dorosłym już dzieciom - Agacie (22 lata) i Jakubowi (24 lata). Od trzech lat w ich domu mieszka także Katarzyna (17 lat), którą przyjęli po śmierci jej matki, siostry Stefana. Nie wahali się, gdy pojawił się wybór między umieszczeniem dziewczynki w domu dziecka a zabraniem jej do siebie. Na początku, gdy Katarzyna zamieszkała z nimi, nie było łatwo, ale z Bożą pomocą stworzyli wspólnotę, w której wzajemnie się szanują.
Najważniejsze dla rodziców było przekazanie wiary swoim dzieciom. Od zawsze razem klękali do modlitwy, podczas której wzajemnie się przepraszali. Teraz trudniej o modlitwę wszystkich członków rodziny równocześnie, bo rzadko wszyscy mogą się spotkać w jednym czasie i miejscu, ale małżonkowie pielęgnują wspólną modlitwę, co ich bardzo umacnia. Jak mówią: - Nie ma w naszym życiu sytuacji, żeby modlitwa nie pomagała.
Pogadać przy garnkach
Reklama
Stefan i Ewa są świadomi, że dzieci są bardzo ważne w rodzinie, ale twierdzą, że nie zawsze to one muszą być w centrum. Dbają o swoje dzieci, lecz wiedzą, że one też muszą mieć swoje życie, i rodzice nie mogą ingerować we wszystkie jego sfery. Kiedyś przyjdzie czas, że opuszczą gniazdo rodzinne, a małżonkowie będą przecież zawsze razem. Zwracają więc szczególną uwagę na to, żeby pielęgnować swoje uczucie, żeby lokować je nie tylko w dzieciach, ale w sobie nawzajem. Od 26 lat ciągle znajdują nowe sposoby na to, żeby ciekawie i aktywnie spędzać czas, żeby się serdecznie zaskakiwać. Zresztą wychodzą z założenia, że w domu nie ma podziału na czynności zarezerwowane tylko dla mężczyzny i te przeznaczone tylko dla kobiety. - Nie wyobrażam sobie, że siedzę na kanapie, a żona gotuje obiad. Zdaję sobie sprawę z tego, że przy gotowaniu kobieta musi wykonywać kilka czynności na raz. Dlatego jedną z nich mogę zająć się ja. Poza tym nawet przy garnkach można pogadać - opowiada Stefan.
- Mówi się, że kobieta potrafi robić kilka rzeczy jednocześnie. I zgadzam się z tym, ale czasem może o czymś zapomnieć i wtedy mąż, skupiony na jednej sprawie, pomaga, przypominając - dodaje Ewa. Nie ma podziału obowiązków, jest wzajemne uzupełnianie się. Gdy Stefan przychodzi wcześniej z pracy, to on zajmuje się obiadem, sprząta. Zatem - koniec z błędnymi stereotypami.
Co miesiąc jubileusz!
Łamanie stereotypów to nie jedyna rzecz, którą się wyróżniają. Co miesiąc małżonkowie przeżywają nietypowy jubileusz - sami nazwali go „miesięcznicą”. Każdego 25. dnia miesiąca (pobrali się 25.) składają sobie życzenia, a od czasu do czasu obdarowują się nawzajem drobnymi upominkami.
Nie szczędzą również czasu na wspólną aktywność - wyjścia do kina, teatru, spacery to nie wszystko. Mają wspólną pasję - wędrowanie po górach, szczególnie lubią Gorce. Mówią, że przyroda ich wycisza, pozwala ładować „akumulatory życia” i wracać z zapałem do codzienności. Każdego roku co najmniej raz lub dwa są na Turbaczu. Czas wędrówek mija im na rozmowie, nierzadko maszerują z różańcem w ręku. Czasem biorą rower i udają się za miasto - w taki sposób dotarli w ostatnie wakacje z Krakowa do Kalwarii Zebrzydowskiej.
Właśnie, że to „te” czasy
- Mąż zawsze całuje mnie w rękę, gdy gdzieś się spotykamy. To dla mnie wyraz wielkiego szacunku - mówi Ewa. Dla niektórych dziwne może się wydawać, że para z dużym małżeńskim stażem trzyma się za ręce. Twierdzą, że to już „nie te czasy”. Dla Ewy i Stefana nie mają znaczenia takie opinie innych. Trzymając się za ręce, czują się ze sobą zjednoczeni. W ten sposób świadczą w pewien sposób o relacji, jaka jest między nimi. To obraz ich przywiązania do siebie.
Wypisujemy receptę
Recepta na szczęśliwe małżeństwo? Odpowiadają Ewa i Stefan: - Zawsze patrzeć na drugą osobę z miłością i szacunkiem. Szukać wspólnych zainteresowań, a zarazem dawać drugiej połowie swobodę w realizowaniu swoich marzeń i pasji. I co najistotniejsze: we wszystkim, co robimy i czego doświadczamy, ważna jest pokora. Najgorzej jest, gdy myślimy, że my wszystko możemy zaplanować i zrealizować według własnych wizji... A Pan Bóg ma różne ścieżki dla nas - zawsze jednak wędrujemy po nich razem, krok za krokiem, mocno ściskając dłoń ukochanej osoby…