Tuż po objęciu władzy lewica uderzyła w katastroficzny ton
propagandowy: że to niby finansowa sytuacja kraju jest "tragiczna",
a wszystkiemu winne są nieudane reformy rządu Buzka no i, oczywiście,
Rada Polityki Pieniężnej. W reformach rządu Buzka SLD maczał jednak
nie tylko palce, ale ręce - gdyż bez zastrzeżeń poparł dwie z tych
reform, akurat najbardziej kontrowersyjne (administracyjną, która
przysporzyła biurokracji, i zdrowia - o której szkoda mówić...).
Likwidując osławioną "dziurę budżetową", postkomuniści bezpardonowo
sięgnęli po oszczędności obywateli, ani myśląc oszczędzać na biurokracji,
zresztą wbrew swym przedwyborczym zapowiedziom. Następnie dostosowali
ilość ministerstw w Polsce do "standardu unijnego" i na tym skończyły
się obietnice wyborcze... Co gorsza: zapowiedzieli już... rozrost
biurokracji przez powołanie kolejnego urzędu centralnego: "do spraw
informacji o Unii Europejskiej". Być może "walka z biurokracją przez
jej rozbudowę" mieści się w marksistowskiej dialektyce, ale nie w
zdrowym rozsądku. Idzie więc o to samo, co zawsze: o nowe, dobrze
płatne posady państwowe dla partyjnego zaplecza.
Mimo szeroko dętej wizyty Putina w Polsce - najważniejsza
sprawa, dostaw gazu wedle polskich możliwości płatniczych, nie została
załatwiona. W rozmowach rząd zlekceważył zupełnie sprawę odszkodowań
dla Polaków za sowieckie ludobójstwo i pracę niewolniczą, natomiast
priorytetem rządu okazały się niewątpliwie czystki w służbach specjalnych
i policji. Z kolei likwidacja ulgi budowlanej była następnym zamachem
na kieszenie obywateli, pozbawiającym jakże wielu średniozamożnych
Polaków szans na własny dom (nie mówiąc już o żałosnych konsekwencjach
dla budownictwa). Rzekome otwarcie handlowe (na handel z Rosją) -
po wizycie Putina - okazuje się nie tyle "przełomem" w stosunkach
gospodarczych, co cieniutką koncesją, udzieloną łaskawie przez władze
rosyjskie. Powiedzieć więc można, że 100 dni rządu Millera to raczej
Waterloo niż Austerlitz - jeśli już trzymać się symboli epoki napoleońskiej.
Zarazem - wzrosło bezrobocie, przekraczając 17 procent.
Nic też dziwnego, że poparcie dla rządzącej koalicji spadło o 14
procent w porównaniu z okresem równie radosnych, co pustych obietnic
z kampanii wyborczej.
Największą słabością rządu Millera po 100 dniach wydaje
się kompletny brak pomysłu na wyprowadzenie kraju z tego statusu:
ni to "państwa wolnorynkowego", ni to "republiki bananowej" - który
sprawia, że tylko "przy władzy" i z publicznych pieniędzy żyje się
dobrze. Rozwiera się więc przepaść między "Polską etatystyczną" i "
koncesjonowaną" - a resztą narodu. Korupcja, afery i "układy" to
tylko pochodne tego stanu rzeczy: za który SLD i UP ponoszą odpowiedzialność
nie tylko w okresie minionych 100 dni.
Pomóż w rozwoju naszego portalu