Łukasz Kaczyński (KAI): Jak to jest możliwe, że zwyczajna zakonnica usłyszała głos Jezusa?
S. Elżbieta Siepak: - Dla Pana Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Byli zresztą też inni święci, którzy Go słyszeli, ale nikt z nich nie miał tak wielkiej misji, jaką Bóg powierzył Siostrze Faustynie. To misja proroka, który ma przygotować świat na powtórne przyjście Chrystusa. Wyobrażam sobie, co musiała przeżywać, kiedy usłyszała te słowa z ust Jezusa i gdy potem potwierdziła je Matka Boża, stwierdzając: „Ja dałam światu Zbawiciela, a Ty masz przygotować świat na powtórne przyjście Jego”. Co my byśmy czuli na jej miejscu? Myślę, że ta wiadomość bardzo by nas przygniotła odpowiedzialnością…
Pomóż w rozwoju naszego portalu
KAI: A jak zareagowała Siostra Faustyna? Uwierzyła od razu czy była nastawiona sceptycznie?
Reklama
- Siostra Faustyna była wielką realistką, znała swoje miejsce i nigdy nie pragnęła wizji ani nadzwyczajnej misji. To była osoba bardzo mocno stąpająca po ziemi. Nawet kiedy Pan Jezus zlecał jej kolejne zadania, jak namalowanie swojego wizerunku czy ustanowienie święta Bożego Miłosierdzia, zawsze najpierw szła z tym wszystkim do spowiedników. Nie była żądna sensacji czy mocnych przeżyć. Wierzyła słowom Jezusa, które On do niej kierował, ale nie chciała ulegać złudzeniom, dlatego na wszystkim chciała mieć pieczęć Kościoła. Posłuszeństwo kapłanom było dla niej nieraz bardzo trudne, ale prowadziło ją bezpieczną drogą. W swym „Dzienniczku” zapisała nie tylko słowa Jezusa, ale także kilkadziesiąt objawień Matki Bożej, doświadczenia Trójcy Świętej, spotkania ze świętymi i aniołami czy duszami zmarłych. Te doświadczenia były u niej tak częste, że rzeczywistość nieziemska stawała się dla niej bardziej realna niż ta zwyczajna.
KAI: Fragmenty z życia św. Faustyny, takie jak walka z szatanem bądź mistyczne doświadczenia, są odległe zwykłemu człowiekowi. Jak do nich podejść, by nie zniechęciły?
- Są tacy czytelnicy „Dzienniczka”, którym wydaje się, że to, co jest tam zapisane, jest nierealne. Że te doświadczenia ze światem nadprzyrodzonym brzmią jak bajka. Że to jest tak fantastyczne, że nie może być prawdziwe. Ale wizje Siostry Faustyny nie są bajkowe. Imprimatur potwierdza to, że wszystko, co zostało zapisane w „Dzienniczku”, jest zgodne z nauczaniem Kościoła katolickiego. Jak podejść do tych objawień. Myślę, że właśnie tak, jak to uczyniła osoba, która ich doświadczała. Św. Faustyna pisała wprost, że to nie objawienia, ale pełnienie woli Bożej są istotne dla życia chrześcijańskiego. Ta prosta zakonnica doskonale wiedziała, że świętość i wielkość człowieka polega na miłości Boga i ludzi. Ona nie koncentrowała się w swoim życiu na objawieniach, ale na budowaniu relacji z Bogiem. I dlatego swoim życiem jasno pokazuje współczesnemu człowiekowi - który często jest zwodzony pozorami miłości - gdzie leży głębia szczęścia. Właśnie w przyjaźni z Bogiem - im głębszej, tym dającej więcej szczęścia.
KAI: No właśnie, czy Helena Kowalska miała szczęśliwe życie?
Reklama
- Tak. Choć może trudno w to uwierzyć, bo raczej nie jest marzeniem człowieka, by całe życie wykonywać proste obowiązki i być zamkniętym w klasztorze. Patrząc jednak tylko z tej ludzkiej perspektywy, życie zakonne czy np. życie ludzi cierpiących od dziecka jest jakimś wielkim nieporozumieniem. Natomiast spoglądając na to oczami wiary można dostrzec, że każde życie, nawet najbardziej szare i zwyczajne, może być przepełnione szczęściem, gdy jest w nim osobista i żywa relacja z Bogiem. Poza Bogiem nie ma tak naprawdę prawdziwego szczęścia. Wszystko inne to tylko ułuda i jedynie namiastki szczęścia. Prawdziwe szczęście jest w życiu z Bogiem i tego uczy współczesnych Siostra Faustyna, której imię oznacza przecież „szczęśliwa”.
KAI: Jakie jest najważniejsze przesłanie Jezusa skierowane do św. Faustyny?
- Najistotniejszy przekaz dotyczy poznania Boga w tajemnicy miłosierdzia, zaufania Mu i świadczenia dobra bliźnim. To jest rdzeń orędzia, z którym Pan Jezus wysyła Siostrę Faustynę do całego świata. Chodzi o to, żeby ludzie poznali miłosierną miłość Boga. Doświadczyli tego, że On jest Ojcem, który zawsze kocha miłością przebaczającą i że z zaufania Jemu wynika szczęście. A to sprawia, że chcemy być podobni do Niego właśnie w miłosierdziu, więc by to osiągnąć powinniśmy świadczyć dobro innym. Siostra Faustyna przekazała też nowe formy kultu Bożego Miłosierdzia, które zdominowały współczesny świat. Dzisiaj jest epoka Miłosierdzia. Dzisiaj ludzie nawet na maleńkich wyspach odmawiają Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Nie ma kraju, w którym nie byłoby obrazu Jezusa Miłosiernego, Święto Miłosierdzia zostało wpisane do kalendarza liturgicznego całego Kościoła, coraz większą popularność zdobywa modlitwa w chwili konania Jezusa zwana Godziną Miłosierdzia i miliony osób na całym świecie angażują się w szerzenie czci Miłosierdzia.
KAI: A skąd się wziął „Dzienniczek”?
Reklama
- Jest w nim zapis, że to Pan Jezus zapragnął, by Helena Kowalska go prowadziła. To pragnienie Jezusa wyraził jej wileński spowiednik, ks. Michał Sopoćko, który nie chciał słuchać jej długich spowiedzi i polecił, by przy sakramencie pokuty i pojednania mówiła mu tylko o swoich grzechach, natomiast resztę zapisywała w zeszycie. Co ważne, pierwszy zeszyt dzienniczka autorka spaliła, bo uległa poleceniom rzekomego anioła. Ale za pokutę otrzymała zadanie odtworzenia tych treści. Dlatego też pierwsza część „Dzienniczka” ma zaburzoną chronologię. Św. Faustyna prowadziła go na bieżąco, ale też retrospektywnie wracała w nim do wydarzeń, które działy się wcześniej w jej życiu.
KAI: Jak mądrze podejść do „Dzienniczka”, by nie zniechęcić się często trudnymi opisami zakonnicy z Łagiewnik?
- Myślę, że nie trzeba tego czynić na siłę. „Dzienniczka” nie czyta się tak, jak książki do poduszki. Jest to perła literatury mistycznej, która ma pomóc w rozwoju duchowym. Dla wielu ludzi na całym świecie jest to druga po Biblii książka bliska ich sercu. Dla jednych to podręcznik życia duchowego, dla innych modlitewnik. Myślę, że ci, którzy mają trudności z czytaniem „Dzienniczka” winni może najpierw poznać choć trochę jego autorkę. Kiedy wiemy, kim jest autor danej pozycji książkowej, to łatwiej nam zabrać się do lektury. Bez tego możemy zderzyć się z treściami, które nas przerastają. I może to prowadzić do zniechęcenia. Dlatego warto sięgnąć wcześniej po dobre książkowe lub filmowe biografie dotyczące św. Siostry Faustyny.
KAI: Przeżywamy trudny czas pandemii. Choroba towarzyszyła także życiu Siostry Faustyny. Jakie rady względem tego aspektu życia człowieka płyną z jej postawy?
Reklama
- Z racji tego, że chorowała ona na nieuleczalną chorobę - gruźlicę - stanowi mocny przykład dla współczesnych chorych, także tych mierzących się z COVID-19. Z racji swojego schorzenia Siostra Faustyna przebywała w szpitalu ponad 8 miesięcy, w separatce, w odosobnieniu od zakonnej wspólnoty. Jednak ten czas przeżywała z Jezusem, pokazując, jak najlepiej sobie radzić w takiej sytuacji. Jej relacja z Jezusem była bardzo osobista, żywa, była ciągłym spotkaniem z Kimś, kto jest przyjacielem. A przecież to nie jest jednostkowa relacja, do której miała dostęp tylko apostołka Bożego Miłosierdzia. Wszyscy z racji chrztu św. jesteśmy wezwani do takiej bliskości z Chrystusem. Św. Faustyna nie panikowała i nie skarżyła się w chorobie. Mało tego, ona tęskniła za śmiercią, co wydaje się niepojęte z ludzkiego punktu widzenia. Poznała bowiem głębię miłości Jezusa - doświadczyła jej w swoim życiu pośród wielu cierpień i widziała niebo. To doświadczenie miłującej obecności Boga i zaufanie Mu usuwa z życia człowieka lęk przed śmiercią i niepewnością jutra. Często, zwłaszcza w obecnej sytuacji epidemicznej, nie umiemy zaakceptować choroby czy cierpienia, gdyż są bezsensowne w ludzkim rozumieniu - po prostu uniemożliwiają nam normalne funkcjonowanie. Ale Siostra Faustyna pokazuje, że nawet w cierpieniu i chorobie można być szczęśliwym i spokojnym, a gwarantem tego jest przeżywanie trudów w zjednoczeniu z Chrystusem. Z Bogiem, dzięki któremu nigdy nie jesteśmy sami. Z Bogiem, który przeprowadza nas przez śmierć do życia wiecznego.
KAI: Siostra Faustyna jawi się pod kątem ziemskiego życia jako osoba niezwykle zwyczajna. Nawet pod względem nazwiska… Jak to się stało, że ktoś taki doprowadził do tego, że Boże Miłosierdzie jest znane na całym świecie.
- To prawda - nawet nazwisko Siostra Faustyna miała jak przysłowiowy Polak, czyli Kowalska. To jest świetny obraz, który mówi, jaka jest perspektywa życia każdego człowieka. Zwyczajne życie może stać się nadzwyczajne. Ale jest jeden warunek – trzeba zaufać Bogu, Jego słowu i pełnić to, co nam polecił. Wszystko, co Bóg mówi do człowieka ma na celu jego szczęście. Gdy pełnimy Jego wole, wtedy życie, nawet bardzo szare, staje się życiem pięknym i barwnym, a każdy dzień jest inny, choć przeżywany w tym samym rytmie, wśród tych samych twarzy i w bardzo prozaicznych obowiązkach. Nic nam nie da takiego szczęścia, jakie daje nam życie z Bogiem. Trwanie z Jezusem czyni naszą codzienność niezwykłą, bo przeżywaną w miłości. Przecież nikt nie kocha bardziej niż Bóg. Nikt nie obiecuje życia wiecznego, tylko Jezus. Nikt nie powie z pełną mocą: wszystko jest po coś i nawet trudne doświadczenia mogą służyć twojemu dobru - tylko Jezus Miłosierny.
KAI: Jak Siostra Faustyna uczy współczesnych swoim życiem wcielać prawdę o Bożym miłosierdziu w życiu?
- Przykładem swojego życia, dzięki któremu jest bliska wielu ludziom. Nieraz staje się domownikiem czy też przyjaciółką, której można wszystko opowiedzieć. Imponuje młodym, gdyż sama była młoda, a jej codzienność nie była usłana różami. I co ważne, nie boi się mówić o swojej słabości. Pisze o sobie szczerze i prosto, bez ukrywania tego, co trudne w życiu. Dzięki temu jest tak autentyczna, czysta i przejrzysta, że nie zasłania sobą Boga. Ludzie kochają ją i biorą z niej przykład, bo ewangelizuje nie tyle objawieniami, co własnym życiem, które jest im bliskie, bo są w nim trudności i cierpienia, ale przeżywane z Bogiem i w miłości do bliźniego. A to przyciąga jak magnes.