"Żadnych marzeń, panowie, żadnych marzeń. Szczęście wasze zamyka
się tylko w zupełnym zespoleniu z Rosją - słowa wypowiedziane przez
cara Aleksandra II w 1856 r. do przedstawicieli społeczeństwa polskiego
rozwiały wszelkie złudzenia, co do przyszłości narodu. W obliczu
braku jakiejkolwiek nadziei na ustępstwa polityczne drogą pokojową
narastało niezadowolenie i frustracja, odezwały się nastroje rewolucyjne,
które objawiały się manifestacjami przy różnego rodzaju okazjach.
Taką okazją była 30. rocznica powstania listopadowego:
zaplanowano uroczystości oraz Mszę św. w kościele karmelickim na
Lesznie, jednak władze carskie uniemożliwiły odbycie uroczystości,
kierując policję w celu niedopuszczenia do Mszy św.
Jednak wieczorem przed kościołem zebrał się tłum, a grupa
studentów, klęcząc, zaśpiewała... Po raz pierwszy warszawianie usłyszeli
hymn: Boże, coś Polskę ze zmienionymi słowami refrenu:
Przed Twe Ołtarze zanosim błaganie,
Ojczyznę, wolność racz nam zwrócić, Panie.
Pieśń tę następnego dnia śpiewano niemal we wszystkich
kościołach Warszawy i to nie tylko pod ochroną ciemności, ale również
w biały dzień. Pieśń lotem błyskawicy dotarła wkrótce do Radomia,
Lublina i w końcu rozprzestrzeniła się po całym Królestwie - dając
ukojenie serca.
W lutym 1861 r. odbył się zjazd założonego w 1857 r.
Towarzystwa Rolniczego, które skupiało grupę ziemian zainteresowanych
podniesieniem poziomu rolnictwa i hodowli w Królestwie (rozwiązane
w 1861 r. pod pretekstem szerzenia wśród chłopów radykalnych nastrojów
oraz wydawania patriotycznych odezw). W zjeździe uczestniczyła delegacja
studentów, która domagała się od Towarzystwa, aby wystąpiło do rządu
o przywrócenie języka polskiego w szkołach oraz polskiego uniwersytetu.
Głównym zadaniem zjazdu jednak nie była pomoc studentom w osiągnięciu
ich celów, tylko doprowadzenie do końca przyjętej rok wcześniej uchwały
o zniesieniu pańszczyzny i uwłaszczeniu włościan.
25 lutego w Warszawie odbyła się manifestacja z okazji
bitwy pod Olszynką Grochowską (1831 r.). W Warszawie, ponieważ pierwszym
miejscem manifestacji miały być Pola Grochowskie, ale gdy władze
carskie dowiedziały się o takiej manifestacji, uniemożliwiły demonstrantom
przeprawę przez Wisłę. Demonstranci po Mszy św. w kościele Ojców
Paulinów ruszyli z Freta pod sztandarem z pieśnią Święty Boże na
ustach w kierunku Rynku Starego Miasta. Z okien na przechodzących
posypały się kwiaty. Na Rynku były już tłumy ludzi oraz liczne oddziały
policji, których dowódzca nawoływał do rozejścia się. Tłum jednak
nic sobie z tych nawoływań nie robił, doszło do starć. O ile wiadomo,
nikt nie odniósł poważniejszych ran, jednak aresztowano kilkudziesięciu
demonstrantów. Tak jawny i brutalny napad na pokojową manifestację
wstrząsnął Warszawą.
27 lutego odbyło się nabożeństwo w kościele Karmelitów
na Lesznie, zamówione przez ziemianina Józefa Narzymskiego. Po Mszy
św. tłum ruszył w kierunku Zamku, aby upomnieć się o aresztowanych
dwa dni wcześniej. Demonstranci w ciszy i spokoju dochodzili do Placu
Zamkowego: tam napotkali wojsko, które rozproszyło ich siłą. Również
do Placu dochodziła inna kolumna ludzi, którą okazał się kondukt
pogrzebowy, na czele pochodu był niesiony krzyż. Wojsko pomyślało,
że to kolejna manifestacja i ruszyło z impetem na Bogu ducha winnych
ludzi. Zdesperowany tłum, widząc jak bije się bezbronnych i bezcześci
się krzyż, rozpoczął budować prymitywne barykady, zza których rzucano
w żołnierzy rosyjskich kamieniami. Rozległy się strzały, padło pięciu
zabitych demonstrantów.
Tragedia, która rozegrała się na Placu Zamkowym, spowodowała
ogromny gniew i wzburzenie w mieście. Tej samej nocy powstał Komitet
nazwany Delegacją Miejską, który skupiał przedstawicieli wszystkich
kręgów społecznych. Władze wpadły w panikę; przestraszyły się nastrojów
i postanowiły wycofać wojska z ulic i placów miasta. Zezwoliły również
na uroczysty pogrzeb zamordowanych demonstrantów i przyrzekły ukaranie
winnych rozlewu krwi.
Nastąpiła swoboda wyrażania poglądów politycznych, organizowania
się i zrzeszania oraz demonstrowania. To jednak tylko pozory, niebawem
rozwiązano Delegację Miejską, Towarzystwo Rolnicze oraz podobne ciała
organizacyjne na prowincji. Władze zakazały zgromadzeń i demonstracji,
wydając ustawę o zgromadzeniach, w myśl której, jeśli po trzykrotnym
wezwaniu zgromadzeni manifestanci nie rozejdą się i nie zaprzestaną
manifestować, zostanie przeciw nim użyte wojsko.
W odczuciu społecznym kroki te były zaprzepaszczeniem
programu ugody i porozumienia między społeczeństwem a władzami. Przejawem
niezadowolenia z takich działań władz była demonstracja w poniedziałek
8 kwietnia na Placu Zamkowym.
Od strony figury Matki Bożej na Krakowskim Przedmieściu
w stronę Pałacu zbliżała się procesja na czele z krzyżem niesionym
przez Karola Nowakowskiego oraz z hymnem Święty Boże, śpiewanym z
wielkim przejęciem. Nastała cisza, wojsko wycofało się... i wtedy
z ust generała Chrulewa padła komenda: "Ognia!". Do dziś nie wiadomo,
ilu ludzi wówczas zginęło. Władze podały liczbę 10 zabitych i 119
rannych, jednak nie jest to informacja wiarygodna. Konspiracyjne
źródła polskie mówiły o 98 zabitych i blisko 200 rannych. Tak - pozornie
- zakończyły się "polskie dni".
cdn.
Pomóż w rozwoju naszego portalu