Tomasz Pilecki: - Co Pan czuł, kiedy autokar pełen ludzi staczał się w dół, a Pan nie mógł nic zrobić?
Józef Mordas: - Te chwile pamiętać będę do końca życia. Przed wypadkiem spałem. Nagle usłyszałem straszny huk, pisk, krzyk ludzi. Autobus zaczął zsuwać się w dół. Nieprawdą jest, iż spadał on szybko. Zjeżdżał raczej powoli. Musiałem spaść na coś miękkiego. Na samym początku nie zdawałem sobie sprawy z tego, co się stało.
- W jaki sposób zdołał się Pan uwolnić z autobusu?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Pamiętam, że uderzyłem się mocno dwiema nogami, ale spadłem na coś miękkiego, dlatego żyję. Nie było powietrza, nie miałem, czym oddychać. W końcu udało mi się rękoma odsunąć leżące wokół ludzkie ciała, pozostałości po bagażach, plastikowe butelki. Miałem już, czym oddychać. Zobaczyłem światło.
- I co było dalej?
- Obudziłem się leżący na trawie pobliskiej skarpy. W zasadzie nie wiedziałem, że skutki tego wypadku są tak straszne. Wydawało mi się, że podobnie jak ja pozostali pasażerowie - uczestnicy pielgrzymki z potłuczeniami i lekkimi obrażeniami wyszli cało. Później dopiero okazało się, jak bardzo byłem w błędzie.
- Czy nie wydaje się Panu, że Pan Bóg obecny był z Panem w momencie tej tragedii?
Reklama
- Kiedy dostrzegłem leżący obok mnie modlitewnik otwarty na stronie, gdzie było napisane: „Ciesz się, Bóg cię kocha”, wiedziałem, że to nie jest przypadek. Mówi Pan, że na tę pielgrzymkę jechali ludzie dobrzy. Ja nie uważam się za kogoś dobrego. Jestem tak samo zwyczajnym człowiekiem, jak każdy inny.
- Dlaczego więc ocalał właśnie Pan?
- Choć zabrzmi to może dziwnie, zarówno ja, jak i leżąca we francuskim szpitalu niedaleko mnie Ewa Prunesti, przed wizerunkiem Matki Bożej, odmówiliśmy dziesiątkę Różańca. Było to przed wyjazdem. Ona i ja wyszliśmy z tej tragedii cali. Tych, których widziałem przed wizerunkiem Matki Bożej Płaczącej, widzę do dzisiaj…
- A jak ten dramat przeżywała Pana rodzina?
- Najgorsze były te pierwsze chwile niepewności. Kiedy żona i dzieci dowiedzieli się, że przeżyłem, było już trochę lepiej. Ale do dnia dzisiejszego chodzi ona jak cień.
- Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.