Reklama

Moje miejsce jest na misjach

Niedziela podlaska 34/2007

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Tadeusz Szereszewski: - Proszę przedstawić się Czytelnikom „Niedzieli Podlaskiej”.

S. Helena Kamińska: - Urodziłam się w 1949 r. w Kamińskich Jaskach w parafii Poświętne w diecezji łomżyńskiej, sąsiadującej bezpośrednio z diecezją drohiczyńską. Po maturze w III Liceum Ogólnokształcącym w Białymstoku kontynuowałam naukę w dwuletniej szkole pielęgniarskiej przy ul. Ogrodowej. W 1974 r. podjęłam pracę jako pielęgniarka, najpierw w szpitalu w Łapach, później w Brzozowie Starym k. Łap. 12 stycznia 1976 r. przekroczyłam progi klasztoru w Pogrzebieniu k. Raciborza.

- Powróćmy do formacji zakonnej i kolejnych lat życia Siostry.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- W Pogrzebieniu upłynęły 3 lata mojej zakonnej formacji. Po pierwszych ślubach w 1979 r. przez rok pracowałam jako katechetka w Ostrzeszowie k. Ostrowia Wielkopolskiego, skąd powróciłam do Pogrzebienia i tam przez następne 5 lat pracowałam jako pielęgniarka. W 1982 r. pierwsza grupa sióstr wyjechała na misje. Rok później los uśmiechnął się i do mnie. Tak spełniło się moje najskrytsze pragnienie - praca na misjach. Miałam wyjechać do Zambii.

- Rozpoczął się czas przygotowań do podróży, przypomnijmy tamte chwile.

- W 1984 r. w grupie czterech Polek przybyłam do Włoch, gdzie wkrótce złożyłam śluby wieczyste. W Rzymie uczyłam się języka włoskiego, ukończyłam roczne przygotowanie misyjne, a w roku następnym podjęłam naukę języka angielskiego w Oxfordzie w Anglii. W Londynie ukończyłam też trzymiesięczny kurs chorób tropikalnych. W miejsce Zambii skierowano mnie do Kenii. 5 lutego w 1987 r. stanęłam na kenijskiej ziemi w Nairobi.
W Embu, dokąd przybyłam, posługę duszpasterską pełnili księża salezjanie. Nie prowadzili oni samodzielnej parafii, ale szkoły zawodowe i średnie dla chłopców. W sierpniu 1986 r. do jeszcze niewykończonego domu w Embu przybyły siostry z Kanady, Włoch, Indii i Szkocji. To one pod przewodnictwem przełożonej z Kanady tworzyły życie zakonne. Byłam ostatnią siostrą, która do nich dołączyła.
Po 9 latach apostolstwa w Embu przybyłam do Makuyu, parafii oddalonej ok. 80 km od mojej pierwszej placówki, należącej administracyjnie do diecezji Murania. Makuyu jest prężną parafią. Mamy do obsługi 16 kaplic, a tylko dwóch kapłanów. Są nimi Włoch i Hindus. Jest z nami brat i dwóch wolontariuszy z Włoch i Malty. Obecnie w naszej wspólnocie jest 5 sióstr Kenijek i 5 misjonarek.

Reklama

- W lutym minęło 20 lat pracy misyjnej Siostry, to już piękny jubileusz...

- Mimo upływu lat, wymiar swojego powołania odczytuję w Bogu i jak dotychczas nie zamierzam powracać do Polski. Wiem, że Chrystus mnie tu posłał i moje miejsce jest na misjach. Co 4 lata mam sposobność przez 3 miesiące przebywać i odpoczywać w Polsce. Jest to czas przeznaczony na kontakty z rodziną, odnowę duchową i fizyczną i animację misyjną.

- Czy po 20 latach dostrzega Siostra zmiany w standardzie życia Kenijczyków?

- Kiedy przybyłam do Makuyu, większość ludzi przychodziła do kościoła bez butów, teraz przychodzą np. w japonkach czy tenisówkach - to jest widoczny objaw poprawy życia.
Polepszyła się też sytuacja kobiety. Dawniej kobieta milczała w obecności mężczyzny. Teraz ma odwagę powiedzieć to, co myśli, choć nie we wszystkich sprawach. W rodzinie jej głos bardziej się liczy, choć wciąż pozostaje ona pod dominacją mężczyzny. Jej pozycja zależy też od stopnia wykształcenia.
Na początku mojej pracy nie widziałam, żeby matka okazywała uczucia swemu dziecku, np. całując je. Nie widziałam też ojca trzymającego w objęciach swego malucha, nawet wtedy, kiedy był on chory. Teraz spotyka się już takie sytuacje. Można też spotkać małżeństwa idące razem. Poprzednio pierwszy szedł mężczyzna, a dopiero za nim kobieta z dziećmi.
Również pożywienie jest bardziej urozmaicone. Miejsce dominującej fasoli i kukurydzy zajmują coraz częściej chleb, ryż, makaron, a czasem i mięso. Niestety z otrzymaniem pracy są duże trudności. Łatwiej jest ją otrzymać w miejscach uprawy kawy i herbaty, a w Muranga - na plantacjach ananasów prowadzonych przez koncerny międzynarodowe.
Na północy kraju dominuje wypas wielbłądów, kóz i owiec. Głównym pożywieniem północnego regionu jest mięso z ubitych zwierząt i mleko. Piją oni także krew z wielbłąda, którą otrzymują po nacięciu żyły na jego szyi (jest to zabieg bezpieczny dla zwierzęcia). Przy jeziorach Wiktoria, Turkana, Nakuru głównym pożywieniem jest smażona ryba.
Pewien standard rodzinny wyznacza radio i telewizor. Rzadkością jest komputer. Buduje się już coraz lepsze mieszkania, przeważnie z wypalanej gliny i cementu. Coraz rzadziej szkielet domu wypełniają gałęzie, oblepione gliną. Do budowy stosuje się także ciosany szary kamień oraz grysik, a piasek najczęściej wydobywa się z rzeki.

- A jak postrzega Siostra pozycję dziecka w rodzinie kenijskiej?

- Długo jeszcze trzeba będzie czekać, żeby dziecko stało się podmiotem zainteresowania i stanowiło centrum rodziny. Trzeba podkreślić też, że coraz rzadziej spotyka się wielodzietne rodziny. Najczęściej w rodzinie jest troje bądź czworo dzieci. Dzięki lepszej opiece zdrowotnej zwiększa się natomiast szansa na przeżycie każdego dziecka.

- Jak wygląda system szkolny w Kenii?

- Szkolnictwo podstawowe obejmuje klasy 1-8. Nie jest ono obowiązkowe. Rok szkolny rozpoczyna się w styczniu. Ma trzy semestry. Przed 5 laty prezydent ogłosił, że szkolnictwo podstawowe jest bezpłatne, ale to rodzice są odpowiedzialni za budowę szkół. Profil ponadpodstawowy jest zbliżony do dawnego profilu w Polsce. Jest też czteroletnia szkoła średnia, kończąca się maturą. Egzamin na koniec 8 klasy i matura to egzaminy państwowe, przygotowywane i sprawdzane na szczeblu centralnym.
Istnieje też wiele pomaturalnych szkół, kształcących w różnych zawodach. Wszystkie szkoły średnie są płatne. Większość z nich jest z internatem. I te są znacznie droższe. Nauka w szkole zawodowej trwa od roku do 2 lat. Najbardziej typowe dla chłopców są branża stolarska, elektryczna i mechaniki samochodowej. Dziewczęta wybierają krawiectwo i kursy dla sekretarek. Na szkolenia z zakresu techniki komputerowej przyjmowani są maturzyści. Tylko nieliczni zdobywają wyższe wykształcenie, choć w Kenii jest aż 5 uniwersytetów. Nie ma szkół wieczorowych i korespondencyjnych, aby można było podnieść poziom wykształcenia, jednocześnie pracując.

- A jaki jest rozwój infrastruktury technicznej?

- W Kenii podstawowym problemem jest brak wody. Poza wielkimi aglomeracjami infrastruktura techniczna jest bardzo słabo rozwinięta. Tu wciąż trzeba liczyć na naturę, np. pojawienie się sezonowych rzek. W zasadzie nie ma utwardzonych dróg. W regionie, w którym pracuję, rzeką stałą jest tylko Tana płynąca na pograniczu parafii. Choć wodę mamy z rurociągów, to nie codziennie. Ludzie muszą ją więc magazynować do plastykowych zbiorników, bo ta z wodociągów jest nieraz tylko raz w tygodniu. Na naszej misji wykopane są trzy studnie głębinowe. Zbieramy całość wody deszczowej do zbiorników, wody więc nie brakuje. Choć mamy studnie, to od 20 lat nie mamy wystarczającej mocy prądu, o którą to się ubiegamy. W okresie suszy energię elektryczną mamy przez 12 godz., i to albo w dzień, albo w nocy.

- Jak wygląda życie sakramentalne Kenijczyków?

- Z radością muszę podkreślić, że Kościół kenijski rozwija się. Obecny prezydent jest katolikiem.Coraz wiecej ludzi zawiera związki małżeńskie w kościele. Wiecej jest małych dzieci przynoszonych do chrztu, choć powszechniejsze są chrzty dorosłych. Ludzie starsi decydują się na przyjęcie chrztu i uregulowanie związku małżeńskiego. Zmniejsza się zjawisko poligamii.
Wcześniej kościół w niedzielę był wypełniony jedynie do połowy. Teraz należałoby sprawować dwie Msze św. niedzielne. A mamy, jak wspomniałam, też 16 kaplic w terenie. Uczestnictwo w kościele jest bardziej żywe, świadome i spontaniczne. Czytania i psalm wykonują wierni. Ofiarę mszalną, kiedy nie jest przynoszona do koszyczka przy ołtarzu, zbierają kobiety z Akcji Katolickiej. Działa także Akcja Katolicka mężczyzn. Młodzież też ma swoje cykliczne spotkania.
Na początku mojego pobytu w Kenii było trudno o powołania, bo to oznaczało brak potomstwa. Często słyszało się opinię: - Niech kobieta urodzi dziecko, przynajmniej jedno, a potem idzie do waszego zakonu. Innym powodem była utrata posagu. Dziś jest znacznie lepiej. Zauważa się wzrost powołań męskich do kapłaństwa i żeńskich do zakonu. A wyzwania kraju są wielkie wobec istniejących religii: protestanckiej, muzułmańskiej, świadków Jehowy i różnych sekt.

- Co należy do obrzędowości religijnej tego regionu?

- Jak w całym Kościele powszechnym obowiązuje nas kalendarz liturgiczny. Naszym świętem zakonnym jest przypadające 31 stycznia wspomnienie św. Jana Bosko, naszego patrona i założyciela. W tradycję wpisują się godzinna noworoczna pielgrzymka piesza do jednej z kaplic Matki Bożej Kościoła i pielgrzymka majowa przypadająca we wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Wspomożycielki Wiernych.
Kenijczyk jest ze swojej natury bardzo religijny. Zależy to także od regionu zamieszkania. Kiedy rano wstaje, wychodzi przed dom, zwracała się w kierunku słońca, modli się, dziękując Bogu za bezpieczną noc, i prosi o bezpieczeństwo na dzień. To tradycyjna religia.
Pochówki odbywają się przy domu z zachowaniem pewnego rytuału. Jeśli rodzinę stać na trumnę, to ją kupują, jeśli nie - to ciało jest zawinięte w prześcieradło lub karton. Kenijczycy zwracają uwagę na to, żeby wzrok zmarłego był zwrócony w stronę słońca, jak głosi dawna tradycja.

- Co jako zgromadzenie oferujecie swoim parafianom?

- To nie oferta, to odpowiedź na potrzeby naszej ludności! Na misjach w Makuyu w dzień mamy ok. 300 pracowników stałych i sezonowych. Głównie są to nauczyciele i pracownicy w dużym ogrodzie. W zgromadzeniu mamy 82-letnią siostrę zakonną Włoszkę, która mimo wieku doskonale sobie radzi z obsługą komputera. Jako poszczególne wspólnoty tworzymy zwarty kompleks. Siakago położone jest w odległości 200 km od Nairobi, Embu położone jest 140 km od stolicy, a Makuyu - 60 km. Są też trzy wspólnoty w Nairobi w różnych dzielnicach.
Prowadzimy przychodnię lekarską, szkołę podstawową, średnią, zawodową dla dziewcząt i sierociniec dla dziewcząt. Mamy ok. tysiąca uczniów, którym zapewniamy obiady. Księża salezjanie w szkole zawodowej kształcą chłopców, prowadzą drukarnię. W parafii przy każdej kaplicy znajdują się przedszkola, do których uczęszcza łącznie ok. 750 przedszkolaków. W szkole zawodowej szyjemy mundurki szkolne i robimy sweterki, jak również wykonujemy usługi krawieckie dla okolicznej ludności.

* * *

W tym miejscu pragnę złożyć serdeczne podziękowanie dziekanowi bielskiemu ks. prał. Ludwikowi Olszewskiemu za zaproszenie i umożliwienie mi spotkania podczas Mszy św. w niedzielę 15 lipca oraz wszystkim parafianom z parafii pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny i św. Mikołaja w Bielsku Podlaskim za kolejną ofiarę złożoną na misje. Dziękuję również indywidualnym ofiarodawcom z parafii pw.: Matki Bożej z Góry Karmel, Najświętszej Opatrzności Bożej i Miłosierdzia Bożego. Zapewniam o codziennej modlitwie w intencji ofiarodawców i dobrodziejów naszej misji. Bóg zapłać! Szczęść Boże!

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

#PodcastUmajony (odcinek 7.): Jednostka GROM

2024-05-06 20:55

[ TEMATY ]

Ks. Tomasz Podlewski

#PodcastUmajony

Materiał prasowy

Co zrobić z trudnymi emocjami? Czy Apostołowie byli wolni od agresji? I co właściwie ma do tego Maryja? Zapraszamy na siódmy odcinek „Podcastu umajonego”, w którym ks. Tomasz Podlewski opowiada o roli Matki Bożej w stawaniu się opanowanym człowiekiem.

CZYTAJ DALEJ

Pojechała pożegnać się z Matką Bożą... wróciła uzdrowiona

[ TEMATY ]

Matka Boża

świadectwo

Magdalena Pijewska/Niedziela

Sierpień 1951 roku na Podlasiu był szczególnie upalny. Kobieta pracująca w polu co i raz prostowała grzbiet i ocierała pot z czoła. A tu jeszcze tyle do zrobienia! Jak tu ze wszystkim zdążyć? W domu troje małych dzieci, czekają na matkę, na obiad! Nagle chwyciła ją niemożliwa słabość, przed oczami zrobiło się ciemno. Upadła zemdlona. Obudziła się w szpitalu w Białymstoku. Lekarz miał posępną minę. „Gruźlica. Płuca jak sito. Kobieto! Dlaczegoś się wcześniej nie leczyła?! Tu już nie ma ratunku!” Młoda matka pogodzona z diagnozą poprosiła męża i swoją mamę, aby zawieźli ją na Jasną Górę. Jeśli taka wola Boża, trzeba się pożegnać z Jasnogórską Panią.

To była środa, 15 sierpnia 1951 roku. Wielka uroczystość – Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Tam, dziękując za wszystkie łaski, żegnając się z Matką Bożą i własnym życiem, kobieta, nie prosząc o nic, otrzymała uzdrowienie. Do domu wróciła jak nowo narodzona. Gdy zgłosiła się do kliniki, lekarze oniemieli. „Kto cię leczył, gdzie ty byłaś?” „Na Jasnej Górze, u Matki Bożej”. Lekarze do karty leczenia wpisali: „Pacjentka ozdrowiała w niewytłumaczalny sposób”.

CZYTAJ DALEJ

Gwiazdo Jackowa z Przemyśla, módl się za nami...

2024-05-06 20:50

[ TEMATY ]

Rozważania majowe

Wołam Twoje Imię, Matko…

Adobe Stock

Przy południowo – wschodniej granicy Polski, nad rzeką San leży pięknie położone miasto licznych kościołów – Przemyśl. Posiada ono dwa sanktuaria maryjne, w jednym z nich dzisiaj się zatrzymamy. Czas dzisiejszego rozważania spędzimy w bazylice katedralnej, gdzie znajduje się cudowna figura Matki Bożej Jackowej – Pani Przemyskiej.

Rozważanie 7

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję