Edyta Hartman: - Wiele dziś mówi się o kryzysie rodziny i rodzicielstwa i wynikającym z niego osamotnieniu młodych…
Bp Antoni Dydycz: - Wydaje mi się, że trudno tak naprawdę stwierdzić, czy chodzi o kryzys, czy o pewne trudności, bo nie mamy za wiele materiałów porównawczych, ponieważ - biorąc pod uwagę dzieje Kościoła na przestrzeni 2 tys. lat - socjologiczne podejście to rzecz zupełnie nowa. Jeżeli coś się dzieje w ciągu ostatnich 30 lat, to jest to zbyt mała perspektywa, żeby to od razu określić mianem kryzysu, może to być tylko pewnego rodzaju napięcie.
- Co Ksiądz Biskup sądzi o współczesnej młodzieży i jak do niej dotrzeć?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Jeżeli chodzi o młodzież, to sądzę, że każde pokolenie jest inne, nie da się tego porównać, w związku z tym nie można mówić, że jedno jest lepsze, a drugie gorsze - to jest nieprawda. Opieram się tu na moich doświadczeniach, które zdobyłem, pracując przez kilkanaście lat jako nauczyciel religii (wtedy katechizacja odbywała się nie w szkołach, a w kościołach, bez zaplecza i bez warunków, a miałem aż do 40 godzin w tygodniu).
Ważne jest, aby dotrzeć do młodzieży i traktować ją jak swojego partnera, co podkreślał Papież Jan Paweł II. Jak zaczynałem uczyć religii, moi uczniowie byli ode mnie tylko rok młodsi, choć zdarzali się i starsi. Chodzi o to, by nauczyciel chciał dawać, a z tym może być problem.
- Jaki wpływ wywierają liberalne treści głoszone przez media na młodych ludzi?
Reklama
- Jeśli chodzi o media, to w dużej części - nie wszystkie, dzięki Bogu, bo są media o duchowości chrześcijańskiej, i z tego należy się cieszyć - są one uzależnione od wielkiego kapitału. I dlatego też albo muszą otrzymywać dotacje, i z tego żyją, albo muszą zabiegać o czytelników, o słuchaczy, czyli muszą podawać jak najwięcej sensacji. I jedno, i drugie niekorzystnie wpływa na wolność dziennikarzy i na uczciwe przedstawianie sytuacji. Współczesne media wyrządzają krzywdę dlatego, że usiłują wychowywać każde młode pokolenie do tego, żeby ono czegoś chciało, do czegoś dążyło, ale nie dzięki własnym inwestycjom czy własnemu wysiłkowi, tylko sprytem albo niegodziwie, albo jakimś cwaniactwem - każdy sądzi, że to mu się należy. Ta postawa jest bardzo niebezpieczna i daje o sobie znać, może nie w skrajnych wymiarach, ale pośrednio też i w świecie nauczycielskim. Właśnie stąd rodzą się problemy nauczycieli, w tym wypadku także i katechetów, jeżeli oni przychodzą i chcą, aby młodzież była dla nich miła. Czyli młodzież zauważa, że nauczyciele nie przychodzą, by coś im dać, ale że sami chcą coś dostać. To powinno być ewentualnie konsekwencją czy nawet jakąś nagrodą, trzeba natomiast po prostu starać się dawać i mieć świadomość, że tego chcemy. Oczywiście, dajemy najpierw siebie, swój wysiłek, swoje solidne przygotowanie, umiejętności, także słuchania. Myślę, że nauczyciel, który nie umie słuchać wychowanków czy uczniów, niewiele wniesie, chyba że jest szczególnym autorytetem.
- Księże Biskupie, co jest jeszcze ważne w procesie wychowania młodego pokolenia - osamotnionego w obliczu kryzysu rodziny i rodzicielstwa?
-Przede wszystkim szczerość - wewnętrzna szczerość, czyli żeby to, co się mówi, wynikało z przekonań, z praktyki; a jeżeli tak nie jest, odbiega np. od praktyki, trzeba po prostu powiedzieć, że coś mi nie wychodzi, potrafić przyznać się do błędu. Młodzież nie ma problemu, żeby to zaakceptować, bo nie lubi sztucznych autorytetów. Właśnie problem tych mediów, o których tu wspominamy, jest także i w tym, że one usiłują w pewnej mierze pozbawić młodzież wolności, tzn. młodzież przestaje w sposób wolny, wewnętrznie wolny, oceniać otaczającą rzeczywistość, a przyjmuje utarte schematy.