Najpiękniejszą rzeczą, jaką spotykam chodząc po kolędzie w akademiku,
jest szczerość (czasem aż do bólu) i autentyczność. Dobrze, że jest
ich jeszcze tak dużo w młodym pokoleniu częstochowskiej inteligencji.
Po raz czwarty wyruszam w tym roku na kolędowanie w częstochowskich
domach studenckich. Akademik to też dom, a studenci to w większości
ludzie ochrzczeni. Przyjęcie księdza po kolędzie w akademiku staje
się więc świadectwem wiary młodych ludzi. Na kolędę zaprasza około
30% mieszkańców czterech największych domów studenckich w Częstochowie.
Przeciętnie więc duszpasterz akademicki odwiedza ok. 400 pokoi i
może się wspólnie pomodlić z grupą prawie 1200 studentów.
Kolędowanie trwa od 6 stycznia aż do pierwszych dni sesji
egzaminacyjnej, czyli niemal pełny miesiąc. Te wizyty u studentów
mają jednak swój niepowtarzalny klimat. Trzeba nosić ze sobą kropidło
i wodę święconą. Studenci nazywają to "gadżetami kolędowymi". Nie
przyjmuje się żadnych ofiar pieniężnych, nawet od tych, którzy proponują
jakieś swoje studenckie grosiki "na Kościół". Kolędy nie można zacząć
wcześniej niż o godz. 19.00, bo studenci mają zajęcia niekiedy nawet
do 21.00. Kolędowanie przeciąga się do późnej nocy. Noc dla studentów
to niesłychanie ważna pora, którą można również wykorzystać na tego
typu spotkania. Dlatego często kończą się one grubo po północy.
Same wizyty są niesłychanie autentyczne i pełne radości.
Zawierają w sobie również wiele bolesnych pytań młodych. Są spotkania
rzeczywiście pełne uroku, kiedy w maleńkiej przestrzeni studenckiego
pokoiku pojawia się nagle stolik z białym obrusem i zapalonymi świecami,
kiedy młodzi klękają do modlitwy i dzielą się świadectwem wiary.
Są też spotkania bolesne, kiedy trzeba przedzierać się przez masę
pytań o grzechy księży, o politykę w Kościele, żeby wreszcie dotrzeć
do głębi problemów, które zawsze okazują się być osobistymi problemami
młodego człowieka. W akademiku trudno o zwierzenia natury bardzo
intymnej, zwłaszcza przy świadkach, dlatego często zdarzają mi się
rozmowy w kuchni, na klatce schodowej czy w innym dyskretnym miejscu.
W grupie natomiast łatwiej pytać o problemy z prawdami wiary, uargumentować
niektóre tezy nauczania Kościoła. Często w tych rozmowach uderza
mała znajomość oficjalnej doktryny wiary i operowanie wiadomościami
przeczytanymi w obiegowej prasie i prezentowanymi w telewizji.
Najbardziej drażliwym tematem jest oczywiście sprawa seksu
i współżycia przed ślubem. Podczas kolędy widać dopiero, jak problem
nieczystości oddala młodych ludzi od wiary. Kult ciała uderza niekiedy
wprost z wystroju mieszkanka. Można trafić na takie pokoje, gdzie
nie tylko ściany, ale i sufit wyklejone są plakatami i okładkami
z ilustrowanych magazynów kobiecych. Mocno trzeba się natrudzić,
żeby pośród tego wszystkiego znaleźć krzyżyk czy obrazek Matki Bożej.
Coraz więcej pokoików akademickich zamieszkują pary, które nie są
jeszcze związane sakramentem małżeństwa.
Czasem można wejść na tak zwaną "imprezę". Wtedy trzeba
się przygotować na grad pytań i pretensji i spokojnie rozpocząć rozmowę.
Jeśli impreza jest w fazie początkowej, bardzo sprzyja to dyskusji;
gdy już się kończy, można się tylko szczerze pomodlić o trzeźwość
młodego pokolenia Polaków. Żartuję czasem, że najlepszym momentem
na wizytę kolędową w akademiku jest czas po wypiciu czterech piw.
Wtedy ci najbardziej zablokowani mają większą odwagę mówić o rzeczach
istotnych i nurtujących ich sumienia. Gorzej, gdy wejdzie się pod
sam koniec imprezy. Wtedy trudno już o jakąkolwiek sensowną rozmowę.
Najbardziej lubię kolędę "koncelebrowaną", czyli taką, gdy
w jednym pokoju zbierze się kilkanaście osób. Można wtedy przemienić
to w piękne spotkanie modlitewne i katechezę studencką. Okazuje się,
że studenci bardzo spragnieni są rozmowy na tematy duchowe i religijne.
Sami szukają często po omacku i wizyta kolędowa daje im okazję do
wspólnego przemyślenia wielu życiowych kwestii. 70% tych, którzy
nie przyjmują księdza po kolędzie, to nie są tylko ludzie niewierzący.
Jest wśród nich wielu ochrzczonych i nawet praktykujących. Kiedy
przypadkowo trafiam do pokoju, gdzie nie zostałem zaproszony, często
okazuje się, że powody są prozaiczne. Jedni zapomnieli o kolędzie,
inni nie przeczytali ogłoszenia, jeszcze inni po prostu nie zdążyli
posprzątać...
Pomóż w rozwoju naszego portalu