W czasie, gdy wielu z nas pędzi za materialnymi namiastkami
egzystencji są gdzieś całkiem niedaleko ludzie, którzy nie zważają
na to, co się dzieje wokół nich. Wcale to nie jest oznaką pogardy,
ani lekceważenia otaczającego środowiska. Być może jest to sposób
na to, aby nie utracić resztek człowieczeństwa, jakimi nas obdarował
nasz Stwórca.
Takim człowiekiem jest Józef Wygonowski, który od ponad
dwudziestu lat jest właścicielem siedliska leżącego w lesie pomiędzy
wsiami Wygonowo i Osmola. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, ponieważ
wielu ludzi posiada o wiele większe i okazalsze posiadłości, ale
natura Pana Józefa i specyfika tego miejsca wymaga aby szerzej opisać
nieruchomość i jego właściciela.
Siedlisko leży w "sercu" sosnowego lasu i zajmuje powierzchnię
0,5 ha. Znajduje się na nim drewniany dom z okresu międzywojennego,
stodółka (cząstka dziewiętnastowiecznej autentycznej stodoły gospodarskiej,
w której znajdują się tajemnicze przedmioty, będące tematem oddzielnej
opowieści o pasji "leśnego człowieka": krzyże niechciane i podkowy
na szczęście), zaadaptowana jako pomieszczenie rekreacyjno-mieszkalne,
a w niej pracownia i różne ekspozycje. Cały plac wokół zabudowań
jest doskonale zagospodarowany. Znajduje się na nim bardzo dużo różnych
rzeźb o tematyce religijnej wykonanych przez właściciela posesji.
Pan Józef pochodzi z rodziny drobnoszlacheckiej wywodzącej
się z Wygonowa i pieczętującej się herbem "Paprzyca". Od najmłodszych
lat interesowały go sprawy związane z tradycją jego rodziny i środowiska,
z którego się wywodził. Chociaż dzieciństwo i młodość spędził w Bielsku
Podlaskim to jednak cały czas ciągnęło go - jak przysłowiowego wilka
- do lasu. Powoli, ale z ogromną konsekwencją zaczął realizować swoje
plany. Wielka miłość do Pana Boga i ogromny szacunek dla religii
pomogły mu w zrealizowaniu zamierzenia.
Teraz, gdy jest na zasłużonej emeryturze (średnia krajowa)
oddaje się swojej pasji rzeźbiarskiej. Jego ręce są tak zręczne,
że potrafią zrobić wiele bardzo ciekawych i interesujących rzeźb.
Przede wszystkim specjalizuje się w wytwarzaniu figur Chrystusa na
krzyżu. Każdy "Ukrzyżowany" (tak je sam nazywa) jest niepowtarzalny
i inny od następnych. Nie ma egzemplarzy identycznych. Jest to tylko
i wyłącznie tajemnica artysty, w jaki sposób on to robi. Chociaż
znam go już parę ładnych lat i czasami wydaje mi się, że mogę uważać
się za przyjaciela jego domu, to muszę stwierdzić, że i mi nie było
dane poznać wszystkich sekretów związanych z wytwarzaniem rzeźb.
Ciekawostką jest jeszcze to, iż żaden "Ukrzyżowany" nie został sprzedany
za pieniądze. Wszyscy właściciele prac Pana Józefa otrzymali je za
darmo.
Kiedyś, podczas rozmowy z Panem Józefem, odniosłem wrażenie,
że tworzenie tych rzeźb to taka jego własna forma modlitwy. I nie
pomyliłem się. Rzeczywiście jest to rozmowa z Bogiem, podziękowanie
za dar życia i każdy kolejny przeżyty dzień, nawet ten najtrudniejszy
- powiedział raubosz (raubosz - pochodzi od słowa raubritter. W Niemczech
w XIII-XV w. - rycerz trudniący się rozbojem, grabieżą, który ukrywał
się w lesie. Tu - w znaczeniu - człowiek lasu).
Poproszony przeze mnie do rozmowy, przedstawił Pan Józef
historię związaną z początkiem rzeźbienia. Mówił: "Ktoś mi kazał
w nocy z 20 na 21 marca 1999 r. wykonać pracę, której podstawą będzie
drewno z tutejszych lasów".
Później nasz bohater sprawdził, że 21 marca jest dniem
św. Wincentego, który w Kościele uznawany jest za patrona ludzi lasu,
drwali i leśników. Jeżeli to prawda, to jest ona bardzo oryginalna
i warta podtrzymywania. Na pewno poprzez swoje prace artysta zasłuży
na względy u Pana Boga.
Działalność rzeźbiarska to nie jedyna pasja Pana Józefa.
Oprócz rzeźbienia współpracuje on z młodzieżą szkolną. Szczególnymi
względami cieszą się dzieci ze Szkoły Podstawowej im. kard. Stefana
Wyszyńskiego w Chojewie. Od kilku lat 1 czerwca przyjeżdżają one
do posiadłości Pana Józefa, by mile i wesoło spędzić czas oraz posłuchać
ciekawych opowieści raubosza o jego pracy i życiu prywatnym. Później
odbywają się różnorodne konkurencje sportowe, a na zakończenie jest
tradycyjne ognisko, kiełbasa i gitara.
Ciekawostką siedliska jest jego centralny punkt - dom.
Szczególnie jego wnętrze, urządzone w stylu drobnoszlacheckim z wieloma
eksponatami, pamiętającymi nawet czasy XIX-wieczne. Nie sposób jest
tu je wymienić, ale warto przyjechać i zobaczyć.
Najnowszym pomysłem Pana Józefa jest kącik poświęcony
szkole sprzed pięćdziesięciu lat. Ta "niby szkoła" nosi imię Wincentego
Kadłubka i jest zorganizowana po to, by dzisiejsza młodzież nie zapomniała,
w jakich warunkach uczyli się jej przodkowie.
Takich ludzi jak Józef Wygonowski jest coraz mniej i
dlatego należy o nich mówić i pisać, ponieważ warto pokazać to, co
jest chlubą i wielką tradycją naszego narodu - przynależność i szacunek
dla chrześcijaństwa.
Około siedemdziesięciu rzeźb "Ukrzyżowanego" jest na
dzień dzisiejszy w posiadaniu wielu osób. Są one również umieszczone
na przydrożnych drzewach i przypominają przechodniom o tym, że Pan
Jezus oddał swe życie za ludzi.
Siedlisko "U Konstantego", bo taką nosi ono nazwę, jest
miejscem godnym obejrzenia, tym bardziej, że "leśny człowiek" zaprasza,
a pobyt na jego siedlisku, nawet i kilkudniowy jest za tzw. "Bóg
zapłać" - co jest mało spotykanym gestem w dzisiejszych czasach.
Każdy, kto zdecyduje się na obejrzenie tego pięknego
miejsca, znajdzie tam wiele rzeczy świadczących o naszej polskości
i religijności.
CDN.
Pomóż w rozwoju naszego portalu