Reklama

Wielki prezydent wielkiej stolicy

Nie chciał być dezerterem

Niedziela warszawska 36/2000

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Początkowo środowisko warszawskie nazywało go impertynentem. Stefan Starzyński, mianowany komisarycznym prezydentem Warszawy, długo nie uzyskał w stolicy akceptacji. Do historii przeszedł ze względu na swoją postawę w czasie obrony Warszawy we wrześniu 1939 r.

Informacje o wybuchu wojny warszawiacy przyjęli z niedowierzaniem. " Pośród ludzi nie znać było popłochu" - pisał jeden z pamiętnikarzy. Pierwsze bomby spadły na lotnisko Okęcie, Państwowe Zakłady Lotnicze i kolonie mieszkaniowe na Kole. Prezydent Starzyński z grupą współpracowników udał się tam niezwłocznie. Wezwał ludność do kopania rowów przeciwlotniczych na skwerach.

W mieście ogłoszono powszechną mobilizację. Mimo to prezydent starał się zachować normalne funkcjonowanie stolicy. Żadna z placówek kulturalnych nie zaprzestała pracy. W kawiarniach warszawskich ruch był nawet większy niż dotychczas. Starzyński nadzorował uzupełnianie personelu tam, gdzie zdekompletowała go mobilizacja. Do pracy zgłaszali się emeryci i członkowie rodzin zmobilizowanych pracowników.

Wytyczne do dalszych działań Starzyński spodziewał się uzyskać w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Niestety, wrócił stamtąd rozczarowany panującym chaosem. Podobnie było po następnych dwóch konferencjach w Ministerstwie. "Potracili głowy. Zamieszanie większe jak u nas. Musimy liczyć tylko na siebie" - mówił po powrocie do Ratusza. Bałagan panował także w administracji wojskowej podczas mobilizacji ochotników. Nie pozostało nic innego, jak myśleć o organizowaniu samopomocy społecznej.

Sekretariat prezydenta pracował całą dobę, zbierając meldunki o sytuacji w Warszawie. W drugim dniu wojny z Ratusza wyszły dyspozycje w sprawie zwiększenia przelotowości stołecznych mostów, a szczególnie zatłoczonego mostu Kierbedzia. Do mieszkańców kierowano apele, jak mają się zachować: umiarkowanie korzystać z zapasów wody, która służyła do gaszenia pożarów, nie korzystać w czasie alarmów przeciwlotniczych z gazu i telefonu. Starzyński zdecydował 4 września o zorganizowaniu Stołecznego Komitetu Samopomocy Społecznej. Dzień obfitował w kilka istotnych wydarzeń. Warszawa przeżyła ciężkie bombardowanie Śródmieścia, Pragi, Dworca Szczęśliwice i Państwowych Zakładów Inżynieryjnych.

Wiadomości o klęskach polskiej armii wywoływały panikę. Komisariat Rządu zaczął przygotowywać się więc do ewakuacji. Miasto opuścił Włodzimierz Jaroszewicz, komisarz rządu. Premier Felicjan Sławoj Składkowski wydał rozkaz ewakuacji Zarządu Miejskiego. Starzyński odmówił wykonania polecenia. Do opuszczenia miasta namawiał też Starzyńskiego Jaroszewicz. "Powiedz, Wołodia, swemu premierowi - odpowiedział Starzyński - że jeżeli nie troszczył się o los mój i los miasta w chwili, gdy je opuszczał, to niech teraz troskę o to pozostawi mnie. Powiedz mu też, że ja dezerterem nie będę" - stwierdził stanowczo. W nocy z 5 na 6 września premier w imieniu rządu pożegnał ludność Warszawy.

Dla warszawiaków postawa rządu była równoznaczna z oddaniem miasta bez walki. Stolica pozostała bez administracji publicznej. Warszawiacy zaczęli popadać w panikę. Pozamykano większość sklepów, nie kursowały tramwaje. Psychoza ucieczki ogarnęła wszystkich po radiowym przemówieniu płk. Umiastkowskiego, rzecznika propagandowego Naczelnego Dowództwa. Polecił on budować barykady, a mężczyznom zdolnym do noszenia broni opuścić miasto i udać się na wschód. Masowy odpływ ludności stwarzał niesamowity widok. Jak opisują świadkowie tamtych dni, w słoneczny, wrześniowy dzień ulicami płynęły szeregi ludzi, na głównych ulicach gęstniały w potoki, a przez mosty płynęła już rzeka mrowia ludzkiego. Nie pomagał apel gen. Waleriana Czumy, kierującego obroną Warszawy, o wstrzymaniu ewakuacji mężczyzn.

W tym czasie Ratusz stał się jedynym miejscem władzy w mieście. Starzyński starał się opanować chaos, przejmując władzę cywilną. Dokonał w pewnym sensie "zamachu stanu" - wbrew poleceniu premiera wydał zarządzenie dla instytucji miejskich, aby pozostały w Warszawie. Zorientowawszy się w stanie aparatu policyjnego, zorganizował Straż Obywatelską. W specjalnej odezwie do Straży Obywatelskiej Starzyński apelował: "Należy przeciwdziałać nieuzasadnionej panice ewakuacyjnej, uspokajać ludność, brać ją w opiekę. Wszyscy obywatele muszą być opanowani jak żołnierze. Działać trzeba spokojnie i rozumnie, tłumiąc w zarodku panikę". Apel poskutkował. Powoli wracał spokój, otwierano sklepy, instytucje wznawiały pracę.

Starzyński wykazał cechy doskonałego organizatora. Jak wspomina Stanisław Lorentz, ówczesny dyrektor Muzeum Narodowego, " okazał doskonałą znajomość psychologii tłumu i talent wychowawczy" . Mówił np. przez radio, że ma chrypkę i usiłuje kupić lekarstwo, ale wszystkie apteki są zamknięte. Wzywa więc do otwarcia ich. Innym razem prosił o uprzątnięcie szkła z ulic, które przecież w Warszawie powinny być dobrze utrzymane. "Pamiętam dobrze - wspomina Lorentz - jak natychmiast z Muzeum Narodowego wyruszyliśmy z miotłami uprzątać al. 3 Maja, która zresztą niedługo znów została zasypana szkłem. Ale apel odegrał swoją rolę. Na pracowników Muzeum uprzątnięcie szkła na ulicy oddziałało bardzo uspokajająco".

Starzyński starał się, by warszawiacy mogli poczuć, że nie są pozostawieni sami sobie. Codziennie, a czasem dwa razy w ciągu dnia wygłaszał do nich przemówienia. Poruszał problemy związane z warunkami codziennego życia w walczącym mieście. Pierwszy raz 7 września warszawiacy usłyszeli: "Stańcie wszyscy do pracy. W pracy odnajdziecie siebie, spokój i drogi do zwycięstwa. Tylko tą drogą zwyciężymy. Nietrudno jest w dobrych czasach deklarować o swym przywiązaniu do Ojczyzny, o oddaniu swych sił wspólnej sprawie - trzeba właśnie w czasach dzisiejszych pokazać umiejętność pracy, karności i dyscypliny ( ...). Wojsko obroni stolicę, a my w niej ład zabezpieczymy. Z wiarą w zwycięstwo wszyscy spokojnie na posterunki".

Zakres kompetencji poszerzyła Starzyńskiemu nominacja na komisarza cywilnego przy Dowództwie Obrony Warszawy, nadana 8 września przez gen. Czumę. Wydawał apele w formie rozkazu: "Warszawa będzie broniona. Jako komisarz cywilny obrony Warszawy rozkazuję wszystkim pozostać na swych stanowiskach, a tym którzy miasto opuścili, wrócić w ciągu 12 godzin". Apel dotarł do tysięcy warszawiaków, którzy byli już daleko poza miastem. "W rozterce, co dalej robić, na rynku w Łukowie słuchamy komunikatu radiowego" - wspomina Aleksander Zawadzki, pracownik Zarządu Miejskiego. "I oto słyszymy głos prezydenta Stefana Starzyńskiego głoszącego, że Warszawa bronić się będzie i że potrzebni są wszyscy do służby obrony stolicy. Po wysłuchaniu tego komunikatu niezwłocznie zawróciliśmy, spiesząc się nocą i następnym dniem, by nie dać się odciąć od Warszawy, chodziły bowiem wieści, że od Garwolina pojawia się wróg".

W Ratuszu rozpoczęto organizowanie Komisariatu Cywilnego. Utworzona została m.in. grupa łączności i grupa odpowiadająca za zabezpieczanie dóbr kultury na terenie miasta. Zorganizowano grupy współpracujące ze służbą saperską przy budowie umocnień obronnych i specjalne brygady pomagające utrzymać komunikację w mieście. Ekipa ochronna budowli starała się zabezpieczać przed zniszczeniami zabytkowe obiekty: opuszczony Zamek Królewski, gmach Teatru Wielkiego i inne. Już wcześniej na polecenie Starzyńskiego Muzeum Narodowe stało się instytucją ochrony zabytków. Tu składano depozyty z Łazienek i palącego się Zamku. Komisariat Cywilny uruchomił nowe placówki zdrowia i opieki społecznej na Czerniakowie, Woli, Mokotowie i Starym Mieście. Aby polepszyć stan sanitarny miasta, otwarto wszystkie łaźnie.

O tym, jak prezydent zdobył serca warszawiaków, świadczy m.in. odzew na apel organizowania Ochotniczych Batalionów Obrony Warszawy, nazwanych później przez ludność im. Stefana Starzyńskiego. " Trzeba mi młodych, ideowych, zdrowych, silnych, pragnących bić się za Warszawę" - apelował przez radio. "Pierwszy oddział musi być gotowy zaraz. Wzywam 600 młodych ludzi, aby się natychmiast zgłosili, ludzi zdecydowanych umrzeć za Ojczyznę" - mówił. Po 20 minutach na placu zbiórki przed pałacem Mostowskich stawiło się ponad 6 tys. ochotników.

Starzyński potrafił wzbudzić entuzjazm. W walczącej stolicy bardzo rzadkie były nastroje załamania czy niewiary w sens przeżywanych cierpień i ponoszonych ofiar. Co więcej, mimo trudności ze zdobyciem pożywienia, ludność chętnie dzieliła się z wojskiem tym, co miała. Na drzwiach pojawiły się napisy: "Strzyżenie, golenie dla żołnierzy darmo", "Kto z wojskowych chce się odkurzyć, odpocząć - prosimy". Ostatnie funkcjonujące kino "Napoleon" oferowało żołnierzom darmowy wstęp.

Niemcy czuli, że warszawiaków i wojsko ożywia patriotyczny duch. Tym silniej próbowali go zgasić, wzmagając bombardowanie miasta. Starzyński próbował szukać pomocy w rządzie Francji i Anglii. "Ludność po bohatersku znosi wszystko i (...) jest przygotowana znosić to jeszcze długo, ale chciałbym wiedzieć miarodajnie od rządów naszych sprzymierzonych, kiedy udzielą nam pomocy". Sprzymierzeńcy odpowiedzieli jedynie deklaracjami solidarności i podziwu dla walczącej Warszawy.

Warszawiacy, którzy pozostali bez dachu nad głową, znajdowali pomoc w ośrodkach zdrowia, pomocy społecznej i w szkołach. Starzyński troskę o poszkodowanych traktował jako jeden z podstawowych swoich obowiązków. Osobiście odwiedzał bezdomnych. Miasto zaczęło przeżywać trudności aprowizacyjne. Niemieckie bomby nie omijały przecież magazynów z żywnością.

Władze wojskowe zadecydowały 26 września o kapitulacji miasta. W naradzie sztabowej uczestniczył również prezydent Warszawy. " Dynamiczny, rozpędowe koło milionowego miasta, duch bezwzględnego oporu, stał na stanowisku, że jeżeli potrzebne są dalsze ofiary, jeżeli są jeszcze jakieś możliwości, to on gotów jest wszystko zrobić, by tym możliwościom dać się zrealizować" - wspomina płk Tomaszewski. " Wyliczał rzeczowo, czym rozporządza, jak będzie poił, gdzie umieści rannych (...). Gdy ktoś wtrącił, że pożary niszczą tak piękne gmachy, że Warszawa przestała istnieć, Starzyński niczym tur potężny pochylił łeb w stronę żałującego róż i siłą wielkiej wiary i przekonania odpalił: ´Trzy razy tak piękną odbudujemy´" - wspomina uczestnik narady.

Starzyński, podobnie jak gen. Juliusz Rómmel i gen. Tadeusz Kutrzeba, odmówił opuszczenia Warszawy, choć proponowano im miejsca w samolocie. Po wkroczeniu Niemców już tylko jako prezydent miasta poświęcił się całkowicie sprawom opieki nad ludnością. Starał się nie reagować na impertynencje, jakich nie szczędzili mu Niemcy. Pertraktował z nimi w sprawie uruchomienia szkół. Już od połowy października w stolicy na 189 szkół powszechnych pracowało 112. Starzyński stał się też głównym organizatorem odbudowy Warszawy po zniszczeniach wrześniowych. Wystosował do warszawiaków apel o naprawę uszkodzonych nieruchomości. Szybko uregulowana została też sprawa pobierania wody z miejskiej sieci wodociągowej. Warszawiacy zabrali się do odbudowy dworców i torów kolejowych, szpitali. Wprowadzono szczepienia ochronne w związku z zachorowaniami na tyfus.

Wówczas Starzyński był jeszcze potrzebny Niemcom. Sprawna organizacja odbudowy miasta zapewniła warunki życia warszawiakom, ale jednocześnie warunki dla zainstalowania niemieckiej administracji. Starzyński spodziewał się aresztowania. Zdążył jeszcze pożegnać się z rodziną. 26 października gestapo zabrało go na Szucha, a stamtąd na Pawiak. Działacze konspiracyjni przygotowali wszystko do odbicia prezydenta. Starzyński miał wtedy odpowiedzieć: "Wytrwam do końca, zbyt wielu musiałoby przypłacić moją ucieczkę życiem". Dalsze losy prezydenta Starzyńskiego przez wiele lat pozostawały nieznane. Niedawno udało się ustalić, że został zamordowany 19 marca 1944 r. w kopalni soli potasowej w Baelberge w Niemczech.

Największym marzeniem Starzyńskiego było, aby Warszawa była wielka. W ostatnim przemówieniu radiowym w walczącej Warszawie mówił do mieszkańców: "Chciałem, aby Warszawa była wielka (...). Kreśliliśmy plany, robiliśmy szkice wielkiej Warszawy przyszłości ( ...). I choć tam, gdzie miały być parki, dziś są barykady, gęsto trupami pokryte, choć płoną nasze biblioteki, choć palą się nasze szpitale, (...) Warszawa broniąca honoru Polski jest u szczytu swej wielkości i sławy". Stolica już wtedy była wielka, bo miała Wielkiego Prezydenta.

Korzystałam z: Marian Marek Drozdowski Stefan Starzyński, prezydent Warszawy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2000-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Głosiciel Maryi

Niedziela Ogólnopolska 48/2023, str. 20

pl.wikipedia.org

Franciszek Antoni Fasani, prezbiter

Franciszek Antoni
Fasani, prezbiter

Jak przystało na wytrawnego kaznodzieję, jego żywiołem było słowo.

Całe życie Franciszka Antoniego Fasani było naznaczone franciszkańskim charyzmatem. Jako dziecko ubogich rolników doskonale poznał, czym są niedostatek i ciężka praca. Gdy miał 6 lat, został ministrantem w kościele Franciszkanów w rodzinnej Lucerze, a później zaczął pobierać nauki w ich przyklasztornej szkole. Szybko rozeznał swoje powołanie – w wieku 14 lat wstąpił do zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych. W 1705 r. otrzymał święcenia kapłańskie i rozpoczął studia magisterskie na Wydziale Filozoficzno-Teologicznym w Kolegium Generalnym w Asyżu, które dzięki szybkim postępom w nauce ukończył w 1709 r. Wkrótce wrócił do rodzinnego miasta, na przemian pełnił w klasztorze funkcję mistrza nowicjatu i gwardiana konwentu. Był spowiednikiem i opiekunem ubogich oraz więźniów.
CZYTAJ DALEJ

Wyjątkowy kalendarz adwentowy z Wałbrzycha

2024-11-28 10:29

[ TEMATY ]

adwent

Wałbrzych

kalendarz adwentowy

ks. Bartosz Kocur

materiały organizatorów

Logotyp akcji

Logotyp akcji

Adwent to czas oczekiwania, refleksji i duchowego przygotowania na przyjście Chrystusa. Wspólnota młodzieżowa „Razem” z parafii Niepokalanego Poczęcia NMP pod przewodnictwem ks. Bartosza Kocura postanowiła uczynić ten czas jeszcze bardziej wyjątkowym.

Ich najnowsza inicjatywa – krówkowy kalendarz adwentowy – już podbija serca wiernych.
CZYTAJ DALEJ

Kielce: spotkanie z Alicją Groszek-Rydzek – przewodniczącą strajku szkolnego we Włoszczowie w obronie krzyży

2024-11-28 19:19

[ TEMATY ]

strajk szkolny

krzyże

Włoszczowa

Karol Porwich /Niedziela

„Świadoma konsekwencji, jako przewodnicząca razem z całą społecznością uczniowską, co istotne, bo w jedności siła - stanęliśmy w tamtych dniach w obronie symboli i wartości wiary” - mówi KAI Alicja Groszek-Rydzek, która 40 lat temu w grudniu 1984 r. w Zespole Szkół Zawodowych we Włoszczowie stanęła na czele strajku uczniowskiego w proteście przeciw usuwaniu krzyży ze szkolnych sal. Będzie ona gościem spotkania w Muzeum Diecezjalnym, które odbędzie się 5 grudnia (czwartek) o godz. 17.

- W związku z tym ważnym w historii diecezji wydarzeniem, Akademia Wiara-Kultura-Nauka działająca przy Muzeum Diecezjalnym w Kielcach we współpracy z Archiwum Diecezjalnym zaprasza na wyjątkowe spotkanie z przewodniczącą tego strajku Panią Alicją Groszek - zachęcają organizatorzy. Dodatkowo w Muzeum Diecezjalnym można obejrzeć wystawę nawiązującą do grudniowego strajku i obecności krzyża w przestrzeni publicznej.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję