Okres Bożego Narodzenia to czas, w którym we wszystkich polskich
parafiach katolickich ma miejsce tzw. kolęda, czyli odwiedziny duszpasterskie
księdza. Zapytano mnie kiedyś, jak się to ma do Ewangelii. Czy Pan
Jezus też chodził po kolędzie? Myślę, że to pytanie jest postawione
niewłaściwie. Należy się zapytać: Czy Pan Jezus chodzi "po kolędzie"?
Dlaczego? Ponieważ każdy kapłan idzie do naszych domów w imieniu
samego Jezusa. To sam Chrystus odwiedza nasze mieszkania, szkoły,
miejsca pracy. Przecież po to gromadzimy się wspólnie, aby stanowić
z Nim jedno. Taki jest bowiem sens odwiedzin duszpasterskich.
Odpowiadając na drugą część postawionego pytania, należy
przypomnieć, iż wszystkie odwiedziny Pana Jezusa w czasie Jego ziemskiego
życia były właśnie taką "kolędą". A Jezus podczas swojego ziemskiego
życia odwiedzał wiele osób. Był w domu Piotra - uzdrowił wtedy jego
teściową. Odwiedzał Martę i Marię, i ich brata Łazarza, którego tak
bardzo miłował, że nawet go wskrzesił. Odwiedził nowożeńców w Kanie
Galilejskiej i tam, na ich weselu, przemienił wodę w wino. Był w
domu celnika Zacheusza, gościł u Samarytan, odwiedzał wielu zwykłych
ludzi. Można więc powiedzieć, że Pan Jezus odwiedzał wielu różnych
ludzi, którym głosił Ewangelię. Nie były to zwykłe wizyty. Przecież
to sam Bóg Człowiek przychodził do ówczesnych mieszkańców Palestyny.
Pamiętamy także, iż Chrystus skierował do swoich uczniów,
apostołów i ich następców słowa: "Idźcie i nauczajcie". Apostołowie
wykonali ten rozkaz z całą gorliwością. Podobnie dziś czynią ich
następcy, tj. biskupi, wizytując poszczególne parafie, dekanaty na
terenie powierzonej im diecezji oraz kapłani w swojej parafii. Czynią
to, aby nauczać, poznawać, umacniać i błogosławić.
Dzisiejsza kolęda ma na celu jednak przede wszystkim
wspólną modlitwę. To jest zasadniczy cel takiego spotkania księdza
i wszystkich domowników. Innym aspektem jest fakt, że duszpasterz
powinien poznać wiernych w swojej parafii, gdyż jest on (obok rodziców)
jedną z najbardziej odpowiedzialnych osób we wspólnocie ludzi wierzących.
I dlatego ma on obowiązek poznawania tych, którzy mieszkają na terenie
parafii, zwłaszcza że zaleca to Sobór Watykański II, kładąc nacisk
na poznanie wiernych przez duszpasterzy. Kiedyś nie było żadnej kolędy
i księża, a tym bardziej biskupi nie znali swoich wiernych. Niektórzy
to nawet nie wiedzieli ilu mają wiernych. A jeszcze dawniej, kiedy
chrześcijan było bardzo mało na świecie, nie potrzeba było poznawać
się wzajemnie, gdyż chrześcijanie znali się doskonale i pomagali
sobie wzajemnie. W miarę rozrastania się naszej religii przybywało
wierzących. Dzisiaj jest nas tak wielu, że jest rzeczą niemożliwą,
aby wszyscy znali się choćby tylko z widzenia. I dlatego powstały
parafie, czyli mniejsze wspólnoty, aby łatwiej pomóc sobie w trudnościach,
podzielić się radościami czy smutkami. W takich małych grupach łatwiej
głosi się Dobrą Nowinę. I dlatego obowiązek poznawania się wzajemnie
dotyczy wszystkich, którzy wierzą w Trójcę Przenajświętszą.
Dzisiejsza kolęda jest jakby taką formą odwiedzin Pana
Jezusa w osobie księdza. Tak więc to sam Jezus odwiedza nasze domy,
mieszkania. Owszem, nieraz mamy żal, że ksiądz jest tak krótko w
naszym domu i nawet nie zdąży popatrzeć w zeszyt od katechezy. Ciągle
się spieszy. Proszę się nie dziwić! Przecież w parafii jest tak wiele
rodzin. Czasami ma to nieco inne uwarunkowania, o czym poniżej. Ale
może czasami trzeba poprosić księdza, żeby przyszedł z kolędą do
waszego domu zupełnie w innym czasie. I kiedy już skończy się ta
właściwa kolęda w parafii, wtedy ksiądz nie będzie się spieszył,
poświęci więcej czasu całej rodzinie. Ale nade wszystko ważne jest
to, że spokojnie wspólnie się pomodlicie.
Pamiętajmy, przyjęcie kapłana jest także aktem publicznego
wyznania wiary, a zarazem znakiem jedności i żywej więzi z Kościoła
domowego z Kościołem parafialnym, a tym samym diecezjalnym i powszechnym.
W trakcie takiej wizyty domowej kapłan bardzo łatwo może rozeznać,
czy w dana rodzina autentycznie żyje wiarą, a tym bardziej, czy ma
ciągły kontakt z Kościołem i parafią. Widać to chociażby po przygotowaniu
mieszkania i atmosferze domowników w oczekiwaniu na kapłana.
Wspominam swoje odwiedziny duszpasterskie przed 10, 11
laty w Łowiczu. W każdym domu stawiłem domownikom pytanie: "Czy macie
Państwo jakieś pytania, sugestie, uwagi pod adresem moim i moich
kolegów-kapłanów pracujących w parafii? Jeśli tak, to proszę je wypowiedzieć,
gdyż mogą one pomóc nam w lepszej pracy we wspólnocie parafialnej"
. Niektórzy dziwili się wtedy takiemu pytaniu, a ci którzy nie mieli
żadnego kontaktu z parafią, tzw. wierzący a niepraktykujący, którzy
przyjmują księdza z kurtuazyjnej grzeczności i z obawy o dobrą opinię
w środowisku sąsiadów, odpowiadali: "My nie mamy żadnych uwag. Zresztą
księża dobrze pracują". Bo i skąd by je mieli mieć, skoro w kościele
pojawiają się okazjonalnie.
Przypomina mi się taka jedna wizyta kolędowa. Oto jestem
w bloku w mieszkaniu jednej młodej rodziny, u której się zasiedziałem,
bo i był powód, gdyż ludzie ci rzeczywiście interesowali się parafią,
tym co się w niej dzieje. Mieli wiele spostrzeżeń. Na koniec, kiedy
już wychodziłem, uprzedzili mnie: "Niech ksiądz będzie przygotowany,
że nasi sąsiedzi najpierw naskoczą na nas, że tak długo księdza przetrzymaliśmy"
. Oczywiście domyśliłem się, że to byli ci wierzący a niepraktykujący.
I rzeczywiście tak było. Od razu w progu mieszkania usłyszałem: "
No tak, jak co roku, znowu ci... zagadali księdza, a my czekamy i
czekamy". Wtedy ze spokojem skierowałem do nich moje stałe pytanie: "
Czy mają Państwo jakieś uwagi?". Oczywiście padła przewidywana odpowiedź,
że nie mają żadnych. Cóż pozostało wówczas powiedzieć? "W takim razie
pomodlimy się wspólnie i za chwilę pożegnam Państwa, skoro nie macie
żadnych zapytań, uwag. Nie mamy więc o czym rozmawiać. Widzicie,
wasi sąsiedzi interesują się Kościołem, parafią, regularnie uczęszczają
na niedzielną Mszę św. Po prostu żyją wiarą". Muszę przyznać, że
nawet nikt nie próbował się tłumaczyć. Tym razem ta kolęda była bardzo
krótka, kurtuazyjna. I w tym przypadku nie ma się co dziwić. Czy
tak być powinno? Na pewno nie. Niestety, coraz częściej spotyka się
takie rodziny.
Jest taki zwyczaj, że wierni w czasie kolędy składają
ofiary pieniężne. I trzeba przyznać, że jedni czynią to z ogromną
życzliwością i zrozumieniem, inni obojętnie lub nawet z pewnego rodzaju
przymusu. A czy wszyscy wiemy, na co idą te ofiary? Często, kiedy
gospodarz czy gospodyni przekazuje jakiś datek, mówi: "To dla Księdza"
. Ja przed laty w takich sytuacjach tłumaczyłem, że to nie tylko
dla Księdza. W naszej diecezji, każdego roku 20% wszystkich ofiar
przekazywanych jest na utrzymanie Wyższego Seminarium Duchownego
w Łowiczu. W każdej diecezji muszą istnieć pewne instytucje i urzędy
kościelne, aby funkcjonowało normalne duszpasterstwo w Kościele katolickim.
Większość zebranych ofiar zostaje w parafii z przeznaczeniem na różnego
rodzaju inwestycje. Ksiądz może na swoje cele przeznaczyć 20% ofiar
złożonych z racji kolędy, natomiast reszta pieniędzy przeznaczona
jest na wspomniane inne cele.
Należy pamiętać, iż celem samym w sobie kolędy nie jest
złożenie ofiary. Czasami niektórzy, biedni, których nie stać na złożenie
takiego datku, zamykają mieszkanie, dom. Wolą udać, oszukać, że nikogo
nie ma w domu, niż wstydzić się przed księdzem swej biedy. A tymczasem
może być tak, że te odwiedziny nie przysporzą wstydu, ale radości,
bo oto domownicy dostrzegą właściwy sens kolędy, która stała się
jakby formą odwiedzin Pana Jezusa w osobie księdza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu