W Polsce wspólnota „Wiara i Światło” istnieje już 27 lat. Poszczególne grupy tworzą się przy parafiach i najczęściej liczą od 10 do 40 członków. Osoby z upośledzeniem zwykło się nazywać Przyjaciółmi, a ich opiekunów Paszczakami.
Mateuszki
Dwie grupy wspólnoty „Wiara i Światło” od ponad dwunastu lat istnieją przy kościele pw. Podwyższenia Krzyża na Kurdwanowie. - Wspólnota podzieliła się na Mamutki i Mateuszki, ponieważ była zbyt liczna - tłumaczy Agnieszka Piwowarczyk, studentka Politechniki Krakowskiej, będąca od trzech lat Paszczakiem w Mateuszkach. - W naszych spotkaniach uczestniczą: Jola, Ania, Ewa, Monika, Judytka, Asia, Łukasz i dwa Tomki, a ich Paszczakami oprócz mnie są Małgosia i Karolina.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Mamutki
- Liczba osób uczestniczących w spotkaniach drugiej grupy, czyli Mamutków - mówi Maja Kościelny, licealistka - jest bardzo różna. Jedni zostają, inni odchodzą, ale generalnie w spotkaniach bierze udział ok. 18 osób. Na dzień dzisiejszy mamy 10 niepełnosprawnych Przyjaciół: Grzegorza, Kasię, Konrada, Basię, Piotrka, Jasia, Agnieszkę, Andrzeja, Bartka i Żanetkę oraz Paszczaków: Hanię, Kasię, Agnieszkę, Anię, Dorotę, Bartka oraz mnie.
Spotkania
Reklama
Zarówno Mateuszki, jak i Mamutki spotykają się w swoich grupach w ustalonych terminach. Są to spotkania w domu parafialnym i wyjścia, są wyjazdy, najczęściej na letnie obozy. - Mamutki spotykają się 2 razy w miesiącu - opowiada Maja Kościelny. - Najpierw, w 1. niedzielę miesiąca, w salce domu parafialnego na Kurdwanowie. Spotkanie rozpoczynamy wspólną modlitwą, a towarzyszy mu motyw przewodni, np. „przyjaźń we wspólnocie”. Staramy się na różne sposoby przybliżyć temat wszystkim zebranym, toteż rozmawiamy, przedstawiamy scenki, rysujemy. Jeśli ktoś z nas ma urodziny, wspólnie je świętujemy. Z kolei w 3. niedzielę miesiąca spotkanie rozpoczyna się Mszą św. odprawianą w kościele św. Marka. Uczestniczą w niej wszystkie krakowskie wspólnoty „Wiary i Światła”. Potem już we własnym, Mamutkowym gronie idziemy na kawę, herbatę, do kina czy na spacer... - Poza tym - dodaje Agnieszka Piwowarczyk - nasze spotkania organizujemy po to... żeby się spotkać. Każde z nich jest inne, ale staramy się, żeby było miło, żeby się sobą nacieszyć, a także czegoś nauczyć.
Obozy
Specyficznymi spotkaniami są obozy, które trwają od kilku do kilkunastu dni. Przyjaciele, ich Paszczaki, a czasem również rodzice wyjeżdżają po to, żeby razem ze sobą pobyć. Organizatorzy starają się na taki obóz znaleźć miejsce blisko kościoła, bo zależy im na codziennym uczestniczeniu we Mszy św. - Z działalności Mamutków najmilej wspominam obozy - przyznaje Maja. - Szczególnie letnie, bo są dłuższe i liczniejsze (w okresie zimowym nasi Przyjaciele częściej chorują, bo mają obniżoną odporność). W czasie takich obozów całe dnie spędzamy na spacerach, rozmowach, zabawach, wieczorami mamy dyskoteki, a dzień kończymy wspólną modlitwą. - Zawsze będę pamiętać obóz Mateuszków w Węglówce - wspomina Agnieszka. - Któregoś dnia my, Paszczaki... zaspaliśmy. Kiedy wreszcie otworzyliśmy oczy i zeszliśmy na dół, byliśmy bardzo, bardzo zaskoczeni. Nasi Przyjaciele zrobili samodzielnie śniadanie, z którym na nas czekali! Do dzisiaj wspominamy to wydarzenie z przejęciem i uznaniem. A ja zawsze powtarzam, że dla takich chwil warto być we wspólnocie.
Z rodzicami
Inny wymiar ma przynależność do wspólnoty rodziców osób niepełnosprawnych. Często myślą, że ich dzieci są zdane na nieustającą obecność przynajmniej jednego z nich, niekończącą się pomoc i że na pewno same sobie nie poradzą. Podobnie myślała p. Urszula Kościelny, dziś mama 19-letniego Grzegorza, należącego od wielu lat do wspólnoty Mamutków. - Na początku było bardzo trudno - wspomina p. Urszula. - Towarzyszyło nam ogromne przygnębienie i smutek, świadomość, że trzeba bardzo intensywnie pracować, aby wspomagać rozwój Grzegorza. A przecież mówi się, że najważniejszym bodźcem dla rozwoju jest radość i zachwyt rodziców wobec dziecka, jego poczynań oraz pełna akceptacja. Tymczasem trudno się zachwycać, trudno się cieszyć, gdy widzi się przede wszystkim problemy i trudności. Najbardziej martwiliśmy się o przyszłość syna, o to, że zawsze będzie od nas zależny...
Pani Urszula przyznaje, że początkowo trudno jej było przyjść do wspólnoty, bo to znaczyło uznać niepełnosprawność syna i porzucić nadzieję, że trudności związane z jego rozwojem uda się przezwyciężyć. - Przełomowym momentem - wspomina mama Grzegorza - był pierwszy wyjazd syna. Pomyślałam wtedy, że możliwa jest jego niezależność od nas, chociażby w niewielkim zakresie (to były dwa tygodnie). Wcześniej nawet o tym nie marzyliśmy. Właśnie wtedy w naszym życiu pojawiły się światło i nadzieja. Wspólnota umiała się synem zachwycić. Dzięki Mamutkom dostrzegliśmy, że Grzegorz jest otwarty, komunikatywny i radosny!
Z kapelanami
Podobnie jak inne wspólnoty działające przy parafiach, również „Wiara i Światło” ma swojego kapelana. W parafii na Kurdwanowie przez wiele lat duszpasterzem Mamutków i Mateuszków był ks. Kazimierz Foltyn, a od jesieni 2004 r. funkcję tę przejął ks. Marcin Masłoń. - Ta posługa - tłumaczy ks. Marcin - polega na próbie przybliżenia osób niepełnosprawnych do Pana Boga przez prostą katechezę, przez radość, ciepłe, dobre słowo. Bardzo się cieszę, że mogę taką posługę pełnić, bo jest to dla mnie nowe i piękne doświadczenie.
Karta „Wiary i Światła” podkreśla m.in. fakt, że bycie w stałym kontakcie z niepełnosprawnymi, pomoc w odszukiwaniu dla nich miejsca należnego im w społeczeństwie, w Kościele, może wzbogacać tych, którzy tym się zajmują, którzy swój wolny czas przeznaczają na bycie z niepełnosprawnymi. Dzięki temu mogą oni odkryć, że poza tak znanym nam wszystkim światem rywalizacji, materialnych przyjemności istnieje również inny wymiar człowieczeństwa: delikatność, wierność, umiejętność słuchania drugiego człowieka. - Jestem pełen uznania dla młodych ludzi poświęcających swój wolny czas niepełnosprawnym Przyjaciołom - mówi ks. Marcin Masłoń o studentach i licealistach działających na rzecz Mamutków i Mateuszków. - Mogliby go przecież wykorzystać w inny sposób, a oni tymczasem podejmują się tak wspaniałego dzieła!
Moje rozmówczynie natomiast - Agnieszka i Maja jednogłośnie stwierdzają, że poświęcając swój wolny czas Przyjaciołom ze Wspólnoty, więcej otrzymują, niż dają. - Uważam, że ludzie, którzy pomagają innym, robią najnormalniejszą rzecz - tłumaczy Agnieszka - i nie należy się tym jakoś zachwycać. To ci, którzy w tym kierunku niczego nie robią, są dziwni i nie wiedzą, ile tracą. Dzięki pracy na rzecz Mateuszków potrafię lepiej organizować swój wolny czas, poznaję wielu wspaniałych ludzi, no i zawsze doświadczam licznych, niespodziewanych, radosnych chwil, dla których warto żyć! - Pragnę dodać - uzupełnia Maja - że życie we wspólnocie nie pochłania dużo czasu. Najczęściej spotykamy się w weekendy, więc jest to przyjemna i pożyteczna forma spędzania czasu wolnego.
Więcej informacji o Mamutkach i Mateuszkach można znaleźć na ich stronach internetowych: