Nasza rodzina, to dowód na Bożą interwencję. Naprawdę. Taka para jak nasza nie powinna się nigdy spotkać.
Reklama
Maciek – informatyk i Dorota – przedszkolanka. Plus dwoje dzieci: Hanka i Krzyś. Plus plany na kolejne. Plus pies Gaweł i kot Paweł. I mieszkanie na kredyt, i niełatwa codzienność.
Maciek: Pochodzę z rodziny lekarskiej z tradycjami. Tata stomatolog, mama kardiolog z tytułem doktorskim oraz nianie, bo mama nie chciała rezygnować z kariery zawodowej, więc wynajmowała... Nie mam o to żalu, bo miała oko do ludzi. To, kim jestem, zawdzięczam Ślązaczce o gołębim sercu i jasnych jak len oczach, śp. już pani babci Jańci. Dom mojego dzieciństwa był idealnie zorganizowany, a rodzice stanowili w nim idealną parę. Może dlatego, że najczęściej spotykali się jedynie w drzwiach, gdy jedno wchodziło do domu, a drugie akurat wychodziło. Nie kłócili się, nie dzielili sobą na co dzień. Taka polityczna poprawność w rodzinnym wydaniu. Dość szybko zacząłem się w tej atmosferze dusić. Tylko nie miałem pojęcia, czego mi brakuje.
Reklama
Dorota: Matkę widziałam ostatnio, jak miałam 6 lat. Zapamiętałam tlenione włosy i drażniący zapach tanich perfum. Odebrali jej prawa rodzicielskie po tym, jak mnie oparzyła wrzątkiem. Wypadek taki… Nie zrobiła tego specjalnie, jak sądzę. Pijana była pewnie. Wychowałam się w domu dziecka. Byłam mocno zbuntowana, taka chodząca bomba zegarowa, naładowana gniewem po kokardę. Gdy było mi źle, przywoływałam swoją wymyśloną rodzinę. Śniłam o niej przez wiele lat. Potem, gdy już wiedziałam, że nikt mnie nie weźmie, wymyślałam, jaką będę żoną i matką. Jak to będzie, gdy już się stanie. Prawdę mówiąc, nie pamiętam, żeby mi na czymś innym w życiu bardziej zależało – mieć rodzinę oznaczało, że do kogoś wreszcie należę. Huraaa! I mam kogoś do kochania.
Reklama
Maciek: Myślę, że jak Pan Bóg zechce, to się tacy jak my, odmieńcy, spotkają.
Dorota: Mój dom dziecka był dwie przecznice od domu Maćka, chodziliśmy do tej samej tysiąclatki, do tego samego kościoła. I nie spotkaliśmy się nigdy...
Maciek: Jak Bóg zechce... Na ulicy samochód potrącił kobietę. Dorota znalazła się tam przypadkiem, ale nie zostawiła tej kobiety samej. Siedziała przy niej na drodze, przytulała. Poczułem, że obok mnie istnieje świat, w którym istnieje… czułość.
Reklama
Dorota: Byliśmy parą, której nie uznawała rodzina Maćka. Dziewczyna z nizin społecznych, to nie mieściło im się w głowie. Zrobili wszystko, żeby nas rozdzielić, poróżnić.
Maciek: Wyrzekli się nas – to bolało najbardziej. Odrzucenie jest, zdaniem psychologii, uczuciem, które rani mocno i zostawia zgliszcza. W takich sytuacjach, sądzę, trzeba dokonać wyboru. A jak się ma rodzinę i dzieci, decyzja jest oczywista. Nie ma co rozglądać się na boki i radzić „życzliwych”. Chciałbym w tym miejscu zaapelować do pewnej grupy żon – by w ich świadomości, w widzeniu świata numerem jeden był jednak mąż, a nie nawet najbardziej ukochana mamusia. Będziecie o wiele szczęśliwsze! Wiele małżeństw ocalałoby, gdyby właściwie poukładać tę hierarchię wartości. Oczywiście, dziadkowie są arcyważni, nie do zastąpienia, ale pilnujmy naszych małżeńskich relacji nade wszystko… Mnie rodziców brakowało dotkliwie. Dorota płakała za nimi w każde święta i uroczystości rodzinne, które moi ignorowali. Tamy pękły dopiero wiele lat później, na chrzcie drugiego naszego dziecka – Krzysia.
Reklama
Dorota: Ludzie zazwyczaj wnoszą w małżeństwa zwyczaje ze swoich rodzin. Z nich budują własny mikroświat. Oboje byliśmy tej tradycji pokoleń pozbawiani. Maciek wychowany w sterylnej rodzinie i ja – bez korzeni. Myślę jednak, że praca, którą musieliśmy włożyć w tworzenia własnej, owocuje teraz po wielokroć... Wymyślaliśmy nasze bycie razem, bycie codziennie i od święta od początku do końca. Ten cały kod rodzinnych zachowań, powiedzonek, gestów czułości, klimacików, żarcików, anegdotek…
Maciek: Faceci mają generalnie kłopot ze słuchaniem. Musimy to ćwiczyć, wiem po sobie. Inaczej rosną w rodzinie mury, których z czasem nie przeskoczycie. Mężczyźni dźwigają na sobie ciężar bycia niezniszczalnym, ognioodpornym na wszelkie życiowe pożogi. Wiem, że to rola nadana nam przez Stwórcę, ale lekko nie jest. Ten ciężar bywa trudny do noszenia. Czasem aż nie chce się gadać. I tu drobna uwaga – panowie, trzeba rozmawiać, dialogować, dyskutować, żeby nie wiem co. Nie zamykać się, choć czasem druga strona zupełnie nie rozumie, o co wam chodzi. Np. mecze. Obecna tu moja żona Dorota woła kiedyś za mną z pretensją: Znowu idziesz na mecz?! Przecież już byłeś tydzień temu! (śmiech).
Reklama
Dorota: Rodzina to ciągłe budowanie. Nie tylko gotowanie, pranie, sprzątanie i wycieranie nosów... Buduje się słowem. Czasem słowo może więcej niż gest. Prostymi gestami czułości. Ale pod warunkiem, że codziennie. Inaczej wychodzi sztywno, nieszczerze. Myślę też, że dobrze jest mieć krótką pamięć (śmiech). Wtedy odpada konieczność przebaczania...
Maciek: Ktoś mądry powiedział, że tak naprawdę jedyne, co ojciec może zrobić dla swoich dzieci, to kochać ich matkę... I ja się tego generalnie trzymam.
Dorota: Sporo mądrych rzeczy wiemy o tym, jak dobrze żyć. Naprawdę. To żadne odkrycie. Wielu jednak brakuje chęci i konsekwencji. Odpuszczamy sobie zwyczajnie. Z Maćkiem ustaliliśmy kiedyś żelazne reguły. Minimum jeden posiłek dziennie zjadany razem. Za wszelką cenę.
Maciek: Dom bez ciągłego buczenia telewizora i komputera. Niedzielne leniwe poranki z dziećmi i pogaduchami. I bez krzyków, proszę. Podniesiony głos zabija życzliwość i bardzo ludzi oddala. To ciągłe udowadnianie, kto tu rządzi, niczego nie buduje, a już na pewno autorytetu.
Reklama
Dorota: Celebrujemy bycie razem, szczególnie, gdy są dzieci. I czynimy to w radości. W takich chwilach mówię im: Niech wasza dusza zrobi zdjęcie. Bo, bądźmy szczerzy: Miłość to wszystko, co mamy...
Maciek: Pytasz, czy warto w epoce singli i łatwego dostępu do rozwodów inwestować w małżeństwo, i to takie sakramentalne? W pełnowymiarową rodzinę? Mój Boże, nie istnieje plan na lepsze życie! Oczywiście, że warto. Proszę cię, nie wolno dawać sobie robić wody z mózgu, że lepiej skakać z kwiatka na kwiatek albo żyć bez papierka, bo to mniej zobowiązuje… Albo że bycie singlem to zawsze dobrowolny wybór. Ludziom się lepiej lub gorzej układa życie, rozmaicie bywa. Nie chcę oceniać, ale wszyscy nasi znajomi single, rozwodnicy i samotnicy mówią nam wprost, że woleliby mieć rodzinę. Kogoś do kochania po prostu.
Dorota: Małżeństwo to nie papierek. Ani umowa cywilno-prawna. Ani ucieczka przed skandalem, bo co ludzie powiedzą. To dwie osoby – dwa żywioły, które muszą się nawzajem okiełznać. Rodzą się dzieci, przybywa zmarszczek i blizn, coraz więcej zajęć, coraz mniej czasu – znamy to, prawda? Ale w nas ciągle jest ciekawość siebie nawzajem. Potrafimy się mile zaskakiwać mimo upływu lat. Chce nam się jeszcze zabiegać o siebie. I daj Boże, żeby tak już zostało. Czy można tego dokonać poza małżeństwem? Pewnie tak, choć ja osobiście nie znam takiej pary. Natomiast małżeństw z dużym stażem i ocaloną miłością wzajemną – sporo. Wbrew temu, co się pisze i mówi…