Byłem przy betlejemskiej stajence. Zimno było. Nikt nie chciał
ogrzać starej szopy, bo i po co. Przyglądałem się jak co roku Matce
Boga, która jak zwykle była spokojna, bo zaufała bezgranicznie Ojcu.
Przyglądałem się Józefowi, który każdego roku na nowo uczy mnie pokory
i spokoju. Ech, Święta Rodzino, jak dobrze, że mimo tylu niepokojów
nie zapomniałaś do nas przyjść. U nas w Polsce znowu tyle kłótni,
waśni, niepotrzebnych słów. Przyzwyczaiłem się już do tego. Śpiewałem
razem z pastuszkami znane kolędy, oni nigdy nie zawiodą. Matko mojego
Jezusa, przychodzisz do nas, by nam pokazać swoje Dziecko. Zostawiłem
za sobą rozkrzyczane miasta i wioski, zostawiłem migające światła
i sklepy pełne bogactwa. Tak chciałem, aby ludzie przyszli do stajenki,
aby się rozśpiewali, aby uwierzyli. Widziałem tych, którzy już od
kilku lat nie zauważali, że Jezus się narodził. Jak oni się modlili.
Pewnie zrozumieli, że siła i nadzieja życia to nie tylko własne widzimisie,
własne siły i zdolności. To także, a może przede wszystkim, łaska
Boga. Tak kochani, ludzie mówią o was, żeście świąteczni katolicy,
bo wy tylko na Pasterkę i Rezurekcję. Nie wiem, jak to z wami jest,
ale jeżeli to prawda, to jeszcze przed wami długa droga.
Klękam przed Tobą, mój Ty Skarbie, którego Jan Chrzciciel
zapowiadał. I rozmawiam, i modlę się, i śpiewam, i skarżę się, bo
tak wielu ludzi nie mogę zrozumieć. Co innego mi mówili, obiecywali,
wołali, że Ty będziesz Królem. Uwierzyli w to najbardziej prości,
zmęczeni bezrobociem ludzie. Zrozumiały dzieciaki, które w adwentowe
poranki z lampionami w rękach biegły na spotkanie z Matką Adwentową.
Oni to umieją czekać. Wiesz co, mój Jezusie, za rok już może nie
będziesz musiał rodzić się w ubogiej stajence. My będziemy Cię witać
w salonach Europy. Zaprosimy Cię do najpiękniejszego pałacu, zapewnimy
Ci medyczną pomoc, zaprosimy wspaniałych śpiewaków, ofiarujemy Ci
bogate podarki. Będziemy klaskać, a potem urządzimy bankiet, i będzie
tak radośnie jak nigdy.
Mój ty kapłanie, Europejczyku za dychę. Co ty mówisz?
Tyle uczyłem ciebie o pokorze, o mądrości, wszystko zapisałem ci
w kartach Ewangelii. A ty czytasz, modlisz się, a swoje robisz. Ja
nie chcę pałaców, Mnie wystarczy stajenka. Ja nie chcę lekarzy, opieka
Matki Mi wystarczy. Mówisz, że zaprosisz artystów do śpiewania, a
co z pastuszkami? Będziesz krzyczał, klaskał, płakał z radości, zrobisz
z Mojego przyjścia reality show. Ludzie będą Mnie podglądać, ale
szybko im się znudzę, bo kogo może zainteresować płacz dziecka? I
bankiet zrobicie? Najecie się, napijecie, potańczycie, urządzicie
przy Mojej szopce sylwestra. A Ja? Ja znowu pozostanę niezauważony,
niepotrzebny, zapomniany.
Jezusie, tak na polskiej ziemi nie będzie, przyrzekam.
Pomóż w rozwoju naszego portalu