"Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie
udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel,
którym jest Mesjasz, Pan" (Łk 2,10) - tą radosną nowiną rozbrzmiewają
nasze serca, domy, kościoły. Zbliża się świętowanie tajemnicy Wcielenia
Syna Bożego. A tu nam czytają, żebyśmy się nie bali okazywać radości.
Najmniej obaw, a może i najmniej do stracenia mieli betlejemscy pasterze.
Prowizoryczne posłanie, kawałek dachu nad głową, bez odłożonego na
jutro jedzenia, bo przecież otaczająca przyroda użycza go wystarczająco,
chociaż nie za dużo.
"Co ofiarujemy Ci, o Chryste - zapyta hymnograf
pierwszych wieków, patrząc na pasterskie dary -
który bez względu na nas pojawiłeś się
na ziemi jak człowiek?
Wszelkie stworzenie, uczynione przez Ciebie
ofiaruje Ci dziękczynienie,
Aniołowie ofiarują Ci hymn,
niebo - gwiazdę,
mędrcy - dary,
pasterze - swoje zadziwienie,
ziemia - grotę,
pustkowie - żłóbek..."
Kościoły świata rozbrzmiewają pieśnią, że Bóg się rodzi.
Bóg wielki i wszechmocny? - płaczący z zimna. Z zimna ludzkich serc.
Bóg, dla którego zabrakło nawet pieluszki i gościnnej gospody. Bo
inni mieli mocniejsze łokcie, ordynarniej się rozpychali. Udawali,
że nie widzą tych w potrzebie. Maryi i Józefa. Może nie dość skutecznie
pukają do drzwi? Tylu z przestrachem zamyka je dzisiaj. "Jedni obawiają
się, by nic nie zakłóciło ich spokoju, drudzy - tak pochłonięci są
troskami dnia powszedniego, że o Chrystusie nie myślą. Innych dawno
już nie pali duchowe pragnienie, ogień wiary dawno zagasł w ich duszach.
Co prawda są i tacy, którzy chcieliby wydzielić Bogu miejsce w swoim
życiu, lecz miejscem tym są raczej opłotki..."
Gdzieś w zakamarkach pamięci, w której wszyscy jesteśmy
dziećmi, jest tamten cichy zapach igliwia i prawdziwych, woskowych
świec w zielonych lichtarzach. Może połyskują i tańczą tam stare,
zapomniane kolędy i pastorałki, jak blask staromodnych, szklistych
anielskich włosów. Może na myśl o tamtej wigilii z dzieciństwa, nieważne
sprzed której wojny, jeszcze dziś oczy się pocą. Pamiętasz uścisk
kochanych osób, których już tutaj nie ma, którzy nas wyprzedzili
spiesząc do ostatecznego Betlejem, bolą po nich puste krzesła i skurcz
w gardle. Jak kiedyś przed podaniem ręki z opłatkiem i słowami przebaczenia
oraz przeprosin. Może przechowujesz, niczym drogocenny klejnot pamięci,
ukradkiem oglądany w półmroku. Szorstkie, spracowane dłonie matki
i pomarszczone czoło ojca, który pochylał się nad nimi. I całował
je z szacunkiem, który dziwił, trochę trwożył, bo był jak to narodzenie
- straszny i niepojęty, zwyczajny i święty.
Co zostawi to Narodzenie i Wigilia twojego domu w pamięci
dzieci i wnuków? Czy za lat kilkanaście tak samo wzruszą ich wspomnienia
tamtej wigilii z roku 2001? Czy będą potrafiły - oprócz przemijająco
pięknych dekoracji - napełnić swoje serce i przestrzeń rodzinnego
domu treścią, którą żyłeś ty? Która dodawała ci skrzydeł, rozpromieniała
szare dni, podnosiła głowę z przygnębienia, wyciągała z dna klęski
i bagna biedy? A może w pamięci twojego dziecka zostanie natrętny,
zgiełkliwy łomot telewizora i bezustanne migotanie monitora komputerowego? "
I kiedy zajrzę w jego oczy w pościgu za końcem szkolnego korytarza,
nie odnajdę tam błysku wzruszenia, ciepła kolędowego zadumania. Może
znowu będę czekał na wigilie, by raczej przemówiły zwierzęta". Jeszcze
czas, jeszcze nie wszystko stracone. Stopnieją nieczułe lody, rozedrgają
się spopielałe struny serca - może przez szczere otwarcie twojego
skarbca wzruszeń, tego przylądka dobrej nadziei?
Niech więc twój, ukochany przez Boga z nami, dom rodzinny
rozbrzmiewa w tę noc, jedyną w roku, świętą, kolędową pieśnią: "Pójdźmy
do Betlejem". Pójdźmy z nasza nieudolną miłością, by On - Emmanuel
- przemienił ją i umocnił. Pójdźmy z samotnym, pustym sercem, aby
On napełnił je nadzieją i miłością; pójdźmy do szopy z nieufnością,
aby napełnić się Jego zaufaniem i wiarą w dobro, które wszystko zwycięża,
prawdę, co nie przemija i miłość, od której zaczął się twój dom i
twoje serce w nim bijące.
Pomóż w rozwoju naszego portalu