Reklama
Trześniów - tu 23 kwietnia w 1870 r. urodził się Wojciech Prugar.
Rozmawiam z Weroniką Kaczor, prawnuczką rodziców ks. Wojciecha Prugara, wnuczką rodziców Bronisława Prugara - słynnego generała o przydomku „Kesling”:
- Z kapłaństwem Wojciecha Prugara to było tak - tu zaznaczam, powtarzam opowieści rodzinne. Ojciec Mateusz przeznaczył Wojciecha do kapłaństwa. Wojciech był jednym z siedmiorga dzieci. Miał trzech braci i trzy siostry. Pradziadek Mateusz postanowił: „Wojtek idzie na księdza”. Wojciech nie czuł szczególnego powołania. Kiedy zmarł ojciec, matka pocieszyła Wojciecha słowami: „Wojtuś, już nie musisz być księdzem, nie będę miała jak ciebie wykształcić”. I stała się wówczas rzecz niezwykła. Babci Wojciecha we śnie przyśniły się liczby. Aby ich nie zapomnieć, zapisała je kredą na polepie. Rano, nic nie mówiąc, udała się do miasta i poczyniła zakłady w jakiejś grze losowej. Wygrała sporą sumę. Wojciech uznał to za znak od Boga, że powinien wolę ojca wypełnić i wstąpił do seminarium. Wkrótce trafił do Babic. Tam dość szybko został proboszczem. Tuż po śmierci proboszcza ks. Józefa Karpińskiego, jako wikary zaskarbił sobie szacunek i uznanie u ludzi z Babic i ci wybrali się całą parafią do biskupa usilnie błagać, aby młodemu księdzu dać probostwo na tejże parafii. Zostali wysłuchani i tym sposobem probostwo, a potem dekanat znalazły się w ręku Wojciecha na 50 kolejnych lat.
Babice nad Sanem. Ks. Wojciech Prugar przychodząc do Babic w 1900 r., został tu na zawsze. Cieszył się sławą solidnego kapłana, sprawiedliwego, miłosiernego, odważnego w obronie prawdy i moralności. Dla Babic był niewymownym darem. Toteż często na jego grobie palą się znicze, bo pamięć o nim jest wciąż żywa wśród mieszkańców.
Wspomina Karolina Buchowska, 97 lat (najstarsza mieszkanka Babic):
- Ks. Prugar był zacnym człowiekiem, porządnym gospodarzem. Pomagał biednym, dając drzewo, zboże. Nam (a byliśmy biedną rodziną wielodzietną i wcześnie utraciliśmy ojca) dał kawałek pola, na którym zasadziliśmy ziemniaki. Od granszusów (tj. niemieckich żołnierzy) cierpiał prześladowanie, gdy stanął w obronie moralności i czystości młodych dziewcząt. Za karę cały dzień pod bronią musiał dźwigać i ręczną piłą przecinać kloce.
Był dobrym pasterzem, czujnym okiem ogarniał całe swoje stado powierzonych mu owiec, aby żadnej z nich nie utracić dla wiecznego życia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Tomasz Zaleski, 85 lat:
- Ks. Prugar w Babicach obchodził 50-lecie kapłaństwa. Był bardzo dobrym pasterzem i kaznodzieją. Oprócz tego był wzorowym gospodarzem. Pod jego dozorem ziemia była solidnie uprawiana. W stajniach było ponad 10 sztuk bydła, 3 konie. Zajmowali się tym ludzie zatrudnieni na plebanii: parobek, kucharka, gospodyni. Opierając się na powiedzeniu „Pańskie oko konia tuczy”, ksiądz wychodząc na długie spacery, doglądał pracy w polu. Odwiedzał też księży w sąsiednich parafiach, obwożony był tam własną bryczką, którą powoził Jacek Lach. Na gruntach należących do parafii na początku poprzedniego wieku założył nowy cmentarz, który służy do dnia dzisiejszego. Na tym cmentarzu, pięknie oświetlonym w słoneczne dni, spoczywa pośród swoich parafian.
Ks. kan. Prugar był bardzo szanowany przez swoich parafian. Świadczy o tym fakt, że był zapraszany na różne uroczystości rodzinne, a także na uroczystości i spotkania wiejskie, jak chociażby opłatek organizowany przez grupę działaczy społecznych w remizie strażackiej. Ksiądz nie lubił się fotografować, więc mamy tylko jedno zdjęcie, na którym zasłonił się przed obiektywem kwiatami.
Jan Staszkiewicz, 79 lat:
- Ksiądz Kanonik był bardzo dobrym proboszczem i takim pozostanie w naszych sercach. Był to człowiek o dużym sercu, wyczulony na ludzką biedę. Przychodzili do niego po radę gospodarze. Każdemu dobrze radził, każdego ugościł i nikogo nie wypuścił bez poczęstunku. Był człowiekiem światłym, wszystkich wspierał jak mógł i podnosił na duchu.
Miał bratanka, który był oficerem, później generałem. Kanonik uprosił bratanka o przeniesienie działań wojennych poza granice zabudowań Babic, aby nie narazić mieszkańców na odwet ze strony Niemców i nie powodować strat w ludności cywilnej i mieniu. Oszczędził tym samym Babice wraz z mieszkańcami od wojennych zniszczeń w 1939 r.
Ksiądz należał również do rady Gminy, był członkiem Kasy „Stefczyka” i raz do roku przydzielał pieniądze na ubrania i obuwie dla biednych. Był dla parafian jak ojciec.
Reklama
Mieszkanka Babic, 72 lata - nazwisko i imię znane redakcji:
- Jako młoda dziewczyna zapamiętałam Wielebnego Księdza Prugara z dużym brązowym różańcem, którego paciorki często przesuwał skupiony na modlitwie podczas obchodu pola. W południe zwykle śpieszył do sygnaturki, aby oznajmić mieszkańcom przez sygnał dzwonów porę na zwyczajową krótką modlitwę Anioł Pański, modlitwę za zmarłych i odpoczynek od zajęć domowych i polowych.
Ks. Prugara zapamiętałam szczególnie z kazań, które głosił z zabytkowej rokokowej ambony w kształcie okrętu. Zwykle jedną ręką wspierał się o burtę, ogarniał wszystkich wiernych wzrokiem, aby z każdym uchwycić kontakt wzrokowy, a drugą ręką gestykulował dla podkreślenia swoich słów.
Przemyśl. Joanna Bury, mieszkanka Przemyśla - (nauczycielka w okresie 1937-1944 w miejscowości Połanki należącej do parafii Babice):
- Ks. kan. Wojciecha Prugara poznałam w sierpniu 1937 r., gdy z ramienia Towarzystwa Szkoły Ludowej pragnęłam uruchomić nauczanie dla dzieci z małej miejscowości Połanki, gdzie przeważnie zamieszkiwały zubożałe rodziny wielodzietne dawnej szlachty zagrodowej. Z pomysłu tego bardzo ucieszył się ks. Prugar, wspierając realizację przedsięwzięcia we wszystkich zakresach. Szczególną pomocą było zabezpieczenie opału dla szkoły, a także dla mnie. Pierwotnie szkoła mieściła się w jednej izbie, gdzie dzieci uczyły się na zmianę. W 1942 r. rozpoczęto budowę szkoły. Ks. Prugar na ten cel (potajemnie przed Niemcami) z parafialnego lasu podarował kilka pięknych sosen na krokwie i legary pod podłogę oraz deski na podłogi do klasy i mieszkanka da nauczycielki. Ponadto wyszukał i opłacił budowniczego z własnych funduszy. Zmobilizował też mieszkańców do pomocy. Ten wspaniałomyślny kapłan wiedział, że tylko przez oświatę można wyrwać tamtą społeczność z biedy. Wspominam go z rozrzewnieniem i uznaniem, gdyż dzięki jego szlachetnej postawie mogłam rozpocząć pracę nauczycielki, tak potrzebną tej zaniedbanej pod względem edukacyjnym, oddalonej o cztery kilometry od najbliższej szkoły miejscowości. Ksiądz nie bał się pomagać przy budowie szkoły pomimo rozszalałego terroru okupanta. Był patriotą i postępowym człowiekiem.
Stanisław Kazienko, ministrant:
- Ksiądz Kanonik utrzymywał przyjazne stosunki z popem z sąsiedniego Skopowa. W parafii było wiele małżeństw mieszanych. Raz do roku odbywała się wspólna Msza, aby wspólnie we wzniosły sposób wierni przeżywali najważniejsze święta. Przy jednym ołtarzu bocznym Mszę w liturgii łacińskiej odprawiał ks. Prugar, przy drugim pop. Chóry śpiewały na przemian kolędy po polsku i po ukraińsku. Wszyscy wspólnie do końca Mszy trwali na modlitwie. Na takie uroczystości, jak Jordan, z naszego kościoła z księdzem na czele szła asysta. Na Boże Ciało z asystą przychodził pop. Zapraszali się wzajemnie. Ks. Prugar ludzi łączył, godził i troszczył się o więzi rodzinne i społeczne.
Nie bał się mówić prawdy i zła jawnie potępiać. Był patriotą. W czasach, gdy Prezydent Polski był na uchodźstwie, pomimo zakazu władz po Mszy odmawiał z wiernymi modlitwę w jego intencji i intonował pieśń Boże, coś Polskę. Doszło to do władz. Ksiądz był ścigany. Zdążył uciec. Musiał się ukrywać aż dwa tygodnie, nim wszystko ucichło.
Reklama
Warszawa. Zygmunt Prugar „Kesling”, mieszkaniec Warszawy, syn gen. Bronisława Prugara. Fragment książki Generał Bronisław Prugar Ketling - wspomnienia syna:
„…o moim kochanym stryju Wojciechu (tak kazał siebie nazywać). Pamiętam go dobrze, był powszechnie szanowanym, wspaniałym kapłanem, dobrym i uczynnym człowiekiem, któremu ojciec i my bardzo dużo zawdzięczamy. Ojciec - ukończenie studiów na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie (Wydział Prawa i Umiejętności Politycznych), a ja miłe wakacje. Prawie co roku byliśmy przez kilka lub kilkanaście dni w Babicach. Przed pierwszą wojną brał czynny udział w ruchu niepodległościowym, zakładał Drużyny Bartoszowe. W okresie pobytu Ojca w Przemyślu (1921-26 był szefem sztabu 2. Dywizji Górskiej, a później szefem sztabu Dowództwa Korpusu), ksiądz brał udział w uroczystościach wojskowych. Ich wzajemny kontakt był bardzo serdeczny” (fragment listu).
„Stryj Wojciech proboszcz w Babicach, uważający Bronka za swego wychowanka, pomagał jak tylko mógł bratankowi w ukończeniu studiów. Ojciec go bardzo kochał i szanował. Ostatni raz widzieli się 11 września 1939 r. W kościele pełnym ludzi, stryj odprawiał mszę za ocalenie Ojczyzny.
Wokół grzmiały działa i dochodziły odgłosy bitwy. Nagle usłyszał ruch i gwar. Odwrócił się i zobaczył swojego Bronka w mundurze polowym, wchodzącego na czele małej grupki oficerów do kościoła. Ze wzruszenia nie mógł dokończyć mszy. A potem z monstrancją wyszedł błogosławić idących w bój żołnierzy 11. Karpackiej Dywizji Piechoty. Krótka rozmowa, łzy i pożegnanie. Już więcej się nie zobaczyli” (fragment książki).
Reklama
Ze wspomnień mojej matki Petroneli Chruścickiej:
- W rodzinnym domu ks. Prugar był często wspominany przez moją matkę jako bardzo wymagający kapłan, kładący nacisk na wartość rodziny. Nie bał się potępiać pijaństwa, rozwiązłości, lenistwa i innych przywar, które niszczyły godność rodziny. Kładł nacisk na wychowanie człowieka w rodzinie, na wpojenie mu Dekalogu jako fundamentu pod godne życie. Z kazań wspominała cytat: „Człowieka nie wystarczy tylko urodzić, trzeba go ukształtować, aby miał charakter, umiał być sobą, trzeba go nauczyć rozróżniania dobra od zła, nauczyć pracy i wiary”. Tamte zapamiętane fragmenty kazań były przesłaniem dla niej.
Ks. Prugar kochał przyrodę; gospodarstwo, ogród i las to były jego królestwa, w których odnajdywał Boga. Często prosił Boga o słoneczną pogodę lub deszcz dla wysuszonej ziemi i zwykle je sobie wypraszał. Był wymagającym spowiednikiem, zawsze dążył do takiej przemiany serca, aby winowajca poczuł skruchę i naprawił wyrządzone grzechem zło. Kładł duży nacisk na sprawiedliwość i godziwość w ludzkich zachowaniach. W kazaniach czy też luźnych rozmowach udzielał wskazówek. Zdarzało się, że biednych młodych małżonków zachęcał do budowania swoich domów, wspierał takie decyzje nie tylko materialnie, dając przysłowiową pierwszą belkę z lasu, ale też zachęcał społeczność do wsparcia i wzajemnej pomocy. Nawoływał do solidaryzmu społecznego. „Wspólnie możecie dużo”. Nędzarzom po śmierci, bywało, cały pochówek łącznie z trumną organizował, pamiętając o godności każdego człowieka. W polu, jak był młodszy i silniejszy, pracował razem z najemnikami. Tej pracy zwykle towarzyszył śpiew, z którym łatwo było pokonać zmęczenie.
Ks. Józef Słysz z parafii Jasionka koło Rzeszowa, emeryt - ostatni żyjący z księży obecnych przy pochówku ks. Prugara:
- Byłem wówczas klerykiem w Krasiczynie, odwiedzałem sędziwego kanonika w Babicach podczas choroby. Był bardzo pogodnym człowiekiem, z dużym poczuciem humoru pomimo cierpienia, jakie go dotykało. Utkwiło mi w pamięci takie zdanie ks. Wojciecha: „Tak patrzę teraz na tych ludzi i myślę sobie, że Pan Bóg leży tak jak ja i myśli sobie - czy to ja stworzyłem tych dziwaków?”. Na pogrzebie były niezliczone tłumy wiernych, ludzie kochali go i mocno przeżywali jego odejście.
Ks. Prugar do końca swoich dni zachował autorytet. Był dla parafian jak dobry ojciec, który nigdy nie zawiódł swojej duchowej rodziny. Pamiętał o wszystkich w swojej parafii. Zmęczony trudnymi czasami powojennej dramatycznej rzeczywistości i podeszłym wiekiem odszedł do Pana i jak głosi epitafium na jego grobie na babickim cmentarzu: „Oczekuje zmartwychwstania”. Pamięć o nim pośród parafian z Babic i okolicy jest tu wciąż bardzo żywa.
To początek świadectw. Każdy, kto chciałby podzielić się swoimi wspomnieniami, może je spisać i złożyć. Mój telefon (0-16) 678-77-74. Za każdy materiał będę wdzięczna. Może uda się opracować biografię tego wspaniałego duszpasterza.