Magdalena Kozieł: - Pamięta Pan pierwszy okres pracy jako kolportera?
Witold Kasner: - To było dziesięć lat temu. Na Niedzielę Palmową w 1996 r. rozwoziliśmy pierwszy numer Niedzieli. Nakład wynosił wtedy 16 tys. Zaczynaliśmy pracę w składzie: Aleksander Jurec, Krzysztof Jurec, Stanisław Dawidowicz, Marek Poterski, Jan Pluskota i ja.
- Na czym polega praca kolportera?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Jeden z nas w każdy poniedziałek pokonuje ok. 950 km i przywozi gazety z Kielc. Na miejscu już w Zielonej Górze gazety te są dzielone na rejon północny diecezji i rejon południowy. W rejonie południowym gazety rozwozi czterech kierowców, a w rejonie gorzowskim trzech. Przynależne naszemu rejonowi gazety dzielimy według tras, które przeciętnie wynoszą ok. 400-450 km. Każdorazowo we worek kolporter wyjeżdża ok. godz. 6.00 rano i odwiedza od 40 do 43 parafii, zawożąc do nich tygodnik Niedziela. Docieramy do wszystkich parafii w diecezji.
- Co jest w pracy kolportera najtrudniejsze, a co sprawia najwięcej satysfakcji?
- W okresie zimowym na pewno największą trudność sprawia pogoda, zwłaszcza że większość dróg, którymi jeżdżą kolporterzy, to drogi nieodśnieżane, drugo- czy nawet trzeciorzędne. Na drogach tych często trzeba bardzo uważać ze względu na pieszych, wozy konne czy duże ciężkie samochody, z którymi trudno się minąć.
Sympatyczne w naszej pracy jest to, że często po tylu latach pracy jesteśmy dobrze znani proboszczom i zapraszani na śniadanie czy kawę. Czekają na nas i przy okazji kolportażu gazety odbierają także pocztę. Zawsze mają zarezerwowany czas na chwilę rozmowy. Wielu proboszczów w parafiach jednoosobowych oddalonych bardzo od centrum diecezji wręcz czeka na nas. Przez tyle lat pracy można powiedzieć, że wytworzyła się więź między kolporterami a danymi proboszczami. Niejednokrotnie musimy nawet odmawiać gościnności, bo nigdy nie wrócilibyśmy na czas do domu.
- Dziękuję za rozmowę.