Ks. Piotr Bączek: - Czy nie obawiacie się, że taki rodzaj sztuki sakralnej, taki sposób przedstawiania spotka się z jakimś niezrozumieniem wśród ludzi?
Maciej Zychowicz: - Z jednej strony boimy się tego. Ale z drugiej strony, jak mi się wdaje, nieporównywalnie większym zagrożeniem jest, gdy sztuka nie porusza nikogo. Przechodzi się obok niej obojętnie, ona nikogo nie wzruszy, nikogo nie zdenerwuje. Taka sztuka będzie, w moim odczuciu, zaprzeczeniem sztuki sakralnej. Do niczego się nie odwoła: będzie ani zimna, ani gorąca, tylko letnia. Taką sztukę określiłem sobie kiedyś jako „sztukę dworską”. I ona niestety często występuje również w Kościele. Jest „po wierzchu”, powiela gotowe zastane wzorce, służy jedynie podtrzymaniu konwencji. Kościół, który ma sens jedynie wtedy, gdy jest żywy i osadzony w konkretnym czasie „dziś” - może się wyrazić tylko wtedy, gdy ciągle szuka nowej formy wyrazu, gdy - ewangelicznie mówiąc - szuka nowych bukłaków. W przeciwnym razie zamieniłby się w skansen, w skamielinę… Zawsze wspólnie projektując - a nie jest to nasze pierwsze przedsięwzięcie - szukaliśmy jakiegoś zaczepienia. To, co zrobiliśmy w kościele w Kobiernicach nie jest przecież radykalnie nowoczesne, odwołuje się do jakichś wzorców ikonograficznych.
Reklama
- Co się Wam nie podoba w kościołach współczesnych - myślę tu o tych wszystkich kościołach, które powstawały tak licznie począwszy od lat 70.?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Adam Brincken: - Generalnie chyba jakieś niezrozumienie tego, że świątynia jest miejscem spotkania, miejscem modlitwy. Wydaje mi się, że niestety lwia część architektury sakralnej Polski lat 70. i 80. przypomina swoim charakterem dworce autobusowe, miejsca, które są trochę zaprzeczeniem szansy na taką indywidualną rozmowę z Panem Bogiem. Po pięknym otwarciu po Soborze Watykańskim II, kiedy ten wymiar wspólnotowy został uświadomiony nam wyraźniej, okazało się, że część architektów myśli kategoriami dworca autobusowego: jak otwarte, to otwarte. My tam przychodzimy, żeby się „rozgadać”, przemieszać i często wyjść z niczym stamtąd - „kupić bilet i odjechać”. A przecież do świątyni przychodzimy, aby się nasycić treścią inną niż „kupienie biletu”, przychodzimy, by być razem, ale też, by doświadczyć bardzo indywidualnego kontaktu z Bogiem.
To jest jeden aspekt tego, co mi się we współczesnej architekturze sakralnej nie podoba.
- Tak wygląda sprawa architektury współczesnych świątyń. A co z wnętrzem. Jak oceniacie wystrój nowych kościołów?
Reklama
Adam Brincken: - To, co nie podoba mi się we wnętrzu nazwałbym jakąś „dworskością”, dekoracyjnością, która przemienia się w salonik z palmą. Z drugiej zaś strony, na przeciwnym biegunie mamy do czynienia, co jest jeszcze większym koszmarem, ze sztuką styropianową. Tu styropian staje się pewnym symbolem tego, co ofiaruje się Panu Bogu. Jeśli mnie tylko na to stać - na coś, co jest do wyrzucenia za 5 minut - to znaczy, że mnie nie stać na nic wobec wartości najwyższej, nie stać dosłownie i w przenośni. Jeśli my nie stwarzamy sztuką w kościele przestrzeni kontemplacyjnej - a ta nigdy nie jest dworcem dla „kupienia biletu” - nie będziemy przybliżać wiernych do tajemnicy.
Maciej Zychowicz: - Nie podoba mi się estetyka „styropianowa”, która dla mnie jest wersją jakiejś, przepraszam za wyrażenie, propagandy wizualnej. Udekorowanie, „dopięcie” bardzo jednoznacznym znakiem stoi w jakiejś sprzeczności z naturą religii, w którą wpisany jest wymiar tajemnicy. A tego nie można zagubić. Próba dopowiedzenia wszystkiego, domknięcia jest z jednej strony nieufnością wobec człowieka: że on czegoś nie zrozumie, gdy stanie sam na sam wobec Boga w świątyni. Z drugiej strony jest prawie świętokradzka: widziałem wiele prób wyjaśnienia tajemnicy Tego, który obecny jest w tabernakulum za pomocą znaków propagandy wizualnej i „styropianowej” estetyki. To efekt myślenia typu: człowiek sam jest wobec tej tajemnicy bezradny, trzeba mu wszystko wyjaśnić, dopowiedzieć.
Przecież zawsze w kościele, w sztuce musimy pozostawić miejsce dla tajemnicy, dla „niedopowiedzenia”. W przypadku naszych projektów to niedopowiedzenie jest całkowicie świadome.
Próba mówienia o prawdach bardzo głębokich formą zamkniętą wydaje się być lekko świętokradcza.
- Dziękuję bardzo za rozmowę.