Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem tragedii, jaka rozegrała się w Chorzowie. Ponad 60 osób zabitych, wielu rannych, kilka osób uważa się za zaginione. Ból po stracie najbliższych, złość spowodowana tak bezsensowną śmiercią, ból i cierpienie tych, którzy są w szpitalach. Wielu zaczyna zastanawiać się dlaczego doszło do tak wielkiej tragedii, czy musiało to nastąpić? Kto jest winny temu, co się stało? Pojawiają się też pytania dotyczące Boga, czy nie mógł On zapobiec takiej katastrofie? Dlaczego na to pozwolił? Może w zrozpaczonych sercach pojawia się też pytanie, czy Bóg w ogóle jest? Jeżeli jest, to dlaczego tak ich doświadcza? To są pytania, na które trudno jest odpowiedzieć, nawet księdzu. Postarajmy jednak głębiej wniknąć w tajemnicę cierpienia. Człowiek często winą za swoje lub cudze nieszczęście chce obarczyć Boga. Ale czy do końca ma rację? Tym bardziej, że coraz więcej specjalistów z dziedziny budownictwa mówi o wielkich zaniedbaniach dotyczących projektowania takich obiektów, jak również o złej jakości materiałów użytych do budowy. Bo wszystko ma być szybko i tanio. A co z bezpieczeństwem, co z użytkownikami? Czy światem rządzi tylko rachunek ekonomiczny? A gdzie odpowiedzialność, czy też zwykła ludzka przyzwoitość? Cokolwiek by się tutaj nie powiedziało, cierpienie pozostanie, nawet jeśli znajdzie się winnych. Życia zmarłym nie przywróci się. Problem cierpienia, z którym się spotykamy na co dzień, zwłaszcza jednak podczas takich dramatów, można rozwiązać tylko w oparciu o wiarę w Boga i w oparciu o przekonanie istnienia innego życia po śmierci.
Bóg nie stworzył cierpienia. W Bożym planie był świat pełen szczęścia i miłości, wolny od bólu. Niewłaściwie wykorzystana wolność, a dokładniej grzech, stał się przyczyną śmierci i poprzedzającego ją cierpienia. Pismo mówi: „Bóg śmierci nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył wszystko po to, aby było… A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą”. Wiele cierpień wynika z praw natury, większość jednak jest skutkiem działania człowieka, jego egoizmu, zaślepienia, nierozwagi, braku odpowiedzialności. Każdego roku miliony ludzi umierają z głodu i pragnienia, z powodu chorób i nędzy, z powodu narkomanii i alkoholizmu, z powodu wielkiego chaosu moralnego, w jakim pogrąża się świat. Choroby współczesnej cywilizacji związane z zanieczyszczeniem środowiska i gospodarką rabunkową dziesiątkują całe społeczeństwa. Czy to wina Boga? Czy to wina Boga, że metalowa konstrukcja nie wytrzymała ciężaru lodu i śniegu? Dlaczego jednak Bóg dopuszcza to wszystko? Bóg odnosi się z największym szacunkiem do wielkiego daru, jaki nam ofiarował - daru wolności.
Inne pytanie, które często pada, brzmi: dlaczego cierpią i umierają ludzie dobrzy, a złym dobrze się powodzi? To spostrzeżenie nie jest do końca prawdziwe. Cierpią zarówno dobrzy, jak i źli. Wydaje się nam, że skoro komuś dobrze się powodzi, ma wszystko, spełnia swoje zachcianki, to automatycznie jest człowiekiem szczęśliwym. Jednak nie wiemy, co dzieje się w jego sercu, w ścianach jego domu. Pamiętamy przypowieść o bogaczu i Łazarzu? Ona wiele wyjaśnia. Człowiekowi, który posiada wiele w tym życiu, ale może być nieszczęśliwy w wieczności, nie należy zazdrościć, ale współczuć.
A dlaczego cierpią dzieci? To wydaje się być największą niesprawiedliwością. Ktoś powiedział, że jesteśmy jak naczynia połączone, współzależni od siebie. Tak więc skutki naszych działań, także naszych błędów i grzechów dotykają wszystkich ludzi. Tę tak bardzo bolesną prawdę można starać się zrozumieć tylko w oparciu o wiarę. Zobaczmy, że Jezus cierpiał wiele, fizycznie i psychicznie, cierpiał, żeby wyzwolić nas od śmierci i grzechu. Jego cierpienie i śmierć była zadośćuczynieniem za ludzką podłość. Tak nas ukochał, że nie zawahał się złożyć tak wielką ofiarę. Cierpiała wraz z Nim Jego Matka. Przez pewne podobieństwo możemy powiedzieć, że wszyscy, którzy cierpią, dźwigają swój krzyż, w tym również dzieci, i czynią to z miłości do Zbawiciela, razem z Maryją stają się Jego współpracownikami w zbawianiu świata i człowieka. Ponadto mamy pewność, że istnieje inne, wieczne życie, które będzie życiem bez końca, bez cierpienia, bez bólu i niesprawiedliwości. Nasze życie ziemskie w porównaniu z wiecznością jest tylko krótką chwilą. Dlatego warto nieść swój krzyż. Z tego też powodu święci nie uciekali przed cierpieniem, nie bali się śmierci. Co więcej, dla nich krzyż był łaską, okazją do zbliżenia się do Chrystusa. Tylko miłość do Jezusa i Jego Matki może uczynić nas zdolnymi do takiego patrzenia na cierpienie i do pokornego znoszenia go. Ktoś powiedział, że łzy, które padają na ziemię bez miłości stają się błotem, ale ofiarowane Jezusowi zamieniają się w perły. Podobnie jest z cierpieniem. Cierpieć bez Boga - to najstraszniejsza kara, jaka może spotkać człowieka. Papież Jan Paweł II, który nie tylko mówił o cierpieniu, ale pokazywał całemu światu jego zbawczą wartość, powiedział kiedyś do chorych: „Stajecie się mocni, tak, jak mocny jest Chrystus na krzyżu”. Cierpienie przeżywane w taki sposób i ofiarowane Chrystusowi może przynieść, jak mówi św. Piotr, radość na ziemi i chwałę w niebie (1 P 4,13). Cierpienie może być drogocenną perła. Wiemy przecież jak powstaje perłą. Ziarno piasku penetruje wnętrze zamkniętego w muszli małża. Jego ciało reaguje na ból i wytwarza osłonę wokół ziarna piasku, którego nie może się pozbyć. Tak więc z cierpienia małża rodzi się drogocenna perła. Podobnie jest z cierpieniem człowieka. Łzy, ból fizyczny i psychiczny znoszony z miłości do Chrystusa tworzą perły, które człowiek może ofiarować Bogu za zbawienie grzeszników i dla uświęcenia własnej duszy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu