Pamiętam, jak jeden z uczniów prowadzonej przez nas szkoły w Republice Konga, muzułmanin, postanowił zostać ministrantem. Rodzice się zgodzili, bo byli to ludzie pokojowo usposobieni i po jakimś czasie ten chłopiec poprosił o chrzest. A więc: od edukacji do chrztu.
Tak, trudno wyjść i głosić, nie dostrzegając codzienności. Ewangelia powinna być osadzona w konkretnym kontekście społecznym, kulturowym, bo inaczej rzucimy ziarno, ale powrócimy bez żadnych zbiorów.
Jestem ciekaw, jak to wypadnie, miejmy nadzieję, że Kościół w Polsce w pełni odpowie na ten apel.
Jeśli chodzi o świadomość misyjną, to jest naprawdę bardzo dobrze. Działają ludzie świeccy i rozmaite wspólnoty, bardzo otwarte na potrzeby misji i żywo zainteresowane tym, jak żyje Kościół gdzieś tam na świecie i jak można mu pomagać. Ogromnie zaangażowane w duchowe wpieranie dzieła misyjnego są żeńskie zakony kontemplacyjne. Jeśli chodzi o różne promisyjne inicjatywy – jest ich masa, naprawdę. To bardzo ważne, bo przywiązanie do tego, co nasze, co polskie, nie może ograniczać nam widzenia spraw całego Kościoła.
Faktem jest, że wzrasta liczba osób świeckich myślących o wyjeździe na misje, z tym że większość chce wyjechać jako wolontariusze. To jest uwarunkowane pracą, kwestią jej ciągłości, ubezpieczeniem itd. Inne kraje mają to rozwiązane wciąż lepiej opracowane. Na przykład wolontariusze włoscy wyjeżdżają jak gdyby do pracy, de facto liczy się im to jako delegacja z pensją, ubezpieczeniem itp. W Polsce pracuje się nad wprowadzeniem lepszych rozwiązań, zobaczymy.
Mimo tych przeszkód masa młodych ludzi wyjeżdża na tereny misyjne podczas wakacji na tzw. krótkie wyjazdy wolontaryjne, czasami też na pół roku lub na rok. Uważam, że to jest świetna sprawa! Ci ludzie, pełni zapału, a potem wielu wrażeń, są animatorami dzieła misyjnego w swoich środowiskach.
Bardzo ciekawe efekty przynosi wprowadzony przed laty jako eksperyment pomysł seminarium tarnowskiego: tamtejsi klerycy od lat wyjeżdżają na misyjne staże. Z grupy tych kilkudziesięciu chłopaków, którzy dotychczas przyjrzeli się pracy ewangelizacyjnej na różnych kontynentach, kilku czy kilkunastu, już jako księża, pracuje na misjach. Pozostali są szczególnie dynamicznymi ambasadorami misji.
Na przykład w tych dniach mija druga rocznica śmierci ks. Marcelego Prawicy z diecezji radomskiej. Na misjach przepracował 40 lat, i to w takich warunkach, że większość misjonarzy samą jego decyzję o pracy w pewnej dolinie z Zambii określała jako bohaterską. Tymczasem to, co on tam przez ten czas zrobił, to jak oddziaływał na młodych misjonarzy, także gdy wrócił do Radomia jako schorowany człowiek, jest czymś absolutnie niesamowitym. Z życiorysów takich ludzi można czerpać i inspiracje, i materiał do naszego rachunku sumienia z radykalizmu, prostoty, oddania Kościołowi. Trzeba chylić czoło i uderzyć się w piersi.
Któryś ze świętych pisał: sukcesy jednego z pasterzy są moimi sukcesami, bo należymy do tego samego Kościoła. Tak też powinien myśleć każdy z nas, żyjących nad Wisłą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu