Święta, święta i... po świętach. Jeszcze raz przetrwaliśmy gorączkę przygotowań, zabiegów, krzątania, sprzątania, kupowania, gotowania. Czuliśmy zmęczenie i frustrację, gdy trzeba było przepychać się do półki z chrzanem, do beczki ze śledziami, do kontenera z napojami. Długie kolejki do kas jako żywo nasuwały nam niemiłe wspomnienia z Polski, gdzie casus „kolejka” był znienawidzoną codziennością, a dziś z własnej i nieprzymuszonej woli postanowiliśmy wrócić do tamtej przeszłości, jedynie wypełnione po brzegi wózki sklepowe mogły świadczyć o tym, że jesteśmy w innej epoce i w innym kraju. Święta mają to do siebie, że zawsze mijają jak mgnienie chwili, o wiele szybciej, niż czas przygotowań. Czy to już wszystko? - zastanawimy się. Tylko tyle? Co z tych Świąt w nas pozostanie?
Zwykliśmy robić porządki przedświąteczne. A gdyby tak zrobić porządki poświąteczne? Taki remanent, aby przekonać się, czy mamy manko, czy superatę?
W tym roku dała się nam, niestety we znaki, ze zdwojoną siłą, przysłowiowa już - „poprawność polityczna”, która reguluje życie społeczne i polityczne w USA. Przykład przyszedł z góry, czyli z Białego Domu, który rozesłał życzenia świąteczne na kartkach, na których tradycyjne - i dotąd właściwe - „Merry Christmas” zostało zastąpione przez neutralne „Happy Holidays”. Sklepy, banki i mass media również starały się „nie wychylać” z szeregu i składały nam „Season´s Greetings”. Prawdziwe kolędy można usłyszeć tylko na falach katolickich rozgłośni. Pozostałe stacje przez cały Adwent karmiły nasze uszy melodyjną mieszanką o „czerwononosym reniferze Rudolfie”, „dzwoniących dzwonkach przy saniach” i „padającym śniegu”.
Dlaczego tak zaciekle atakowana jest istota i sens tych Świąt? Aby nie urazić czyichś uczuć? Aby nie naruszyć laickości państw? Aby zaspokoić żądania wyznawców innych religii? Czy przesłanie Boga Człowieka może komukolwiek zrobić krzywdę? „Nie obawiajcie się Chrystusa! - powiedział Papież Benedykt XVI. - On niczego nie zabiera, a daje wszystko”. Oczywistym jest, że to właśnie od nas i naszej postawy zależy, czy uda się całkowite odarcie świąt Bożego Narodzenia z ich chrześcijańskich treści, czy mamy akceptować sytuację, w której zamiast kupować „Christmas tree”, będziemy zmuszeni do nabycia „Holidays tree”? Eskalacja kampanii „antybożonarodzeniowej” przeradza się powoli, na naszych oczach, w histerię. Nie pozwólmy na to. Nie dajmy sobie wmówić, że kolorowe, błyszczące opakowanie jest najważniejsze, skoro w środku i tak jest pustka. W tym roku wielu zwykłych ludzi broniło publicznie Bożego Narodzenia. Czytelnicy Chicago Tribune wprost nawoływali w swych listach do bojkotowania sklepów, które ulegają trendowi desekralizacji Świąt.
Święta Bożego Narodzenia nie zostały ot tak sobie wymyślone, żeby pomnażać czyjś kapitał. To komercja i biznes przywłaszczają je, jako świetną okazję do zrobienia dobrego interesu - wykonania w ciągu dwóch miesięcy całorocznego planu sprzedaży. Nagłaśniane szeroko możliwości zakupu na przykład sprzętu elekronicznego powodują, że ludzie rokrocznie w grudniu wpadają w amok, koczują w nocy pod sklepami, aby o piątej rano „załapać” się na taniego laptopa, tratują się wzajemnie, wyrywają sobie towary. Czy w tej sytuacji życzenia „Happy Holidays” nie brzmią fałszywie?
Sklepy przed Świętami przypominają dżunglę, gdzie każdy „człowiek człowiekowi jest wilkiem”, szczególnie wtedy, gdy konsumenci mają w zasięgu ręki „wyjątkowe, jedyne, niepowtarzalne okazje” zdobycia po obniżonej cenie gadżetu odrobinę nowszego technologicznie niż ten, który już jest w ich posiadaniu.
Definiując sposób przeżywania Świąt w USA należałoby powiedzieć, że ich istotą są: zakupy, prezenty, życzenia, gonitwa, bonusy i dopiero na końcu, na chwilkę... święta Bożego Narodzenia.
Socjotechnika handlu działa bezbłędnie. Wszędobylskie reklamy przytłaczają swoją krzykliwością. Komercja triumfuje, gdyż wmówiono nam, konsumentom, że bez wydania na prezenty tysiąca dolarów Święta nie będą satysfakcjonujące, że bez ustawienia przed domem zaprzęgu pięciu reniferów z Mr. i Mrs. Santa Claus, dwóch bałwanków, osiemnastu żołnierzyków i zapalenia 20 tys. lampek - nasza posesja będzie prezentowała się ubogo i wręcz niegodnie.
A przecież tak naprawdę nie chodzi w tych Świętach o zewnętrzny blichtr, nie o to, aby kupić w tłoku - złorzecząc bliźnim - ostatni z dziesięciu egzemplarzy odtwarzacz DVD za 25 dolarów, żeby zadłużyć się na wszystkich możliwych kartach kredytowych, a w nowym roku z trwogą myśleć o narosłych długach i spłacać je do wiosny.
Jakże krótki jest żywot tych masowo nabywanych przedmiotów. Za rok „nowsze nowinki” będą nas kusić. I tak w kółko, bez możliwości nasycenia się. Po upływie kilku miesięcy nawet nie pamiętamy, o czym tak bardzo marzyliśmy, jaki prezent był podmiotem naszej żądzy posiadania. Przyznajmy uczciwie, że na pewno jednak nie było to nic ważniejszego, ani nawet porównywalnego ze zdrowiem, wiarą, miłością i rodziną.
Ale na szczęście te ulotne, lecz najważniejsze wartości posiadają dominujące znaczenie dla Polaków w kraju i rozsianej po całym świecie Polonii. To nas wyróżnia spośród innych grup etnicznych. Nikt nie potrafi tak jak my nadać Świętom wyjątkowego sensu i duchowego znaczenia. Doświadczenie życia na emigracji, los rozdzielonych rodzin, tęsknota za bliskimi, przydają dodatkowych pokładów uczuciowości polskiemu Bożemu Narodzeniu. I w tym jest nasza siła. To możemy zapisać po stronie naszych aktywów.
Rokrocznie święta Bożego Narodzenia, nad którymi unosi się szczególny duch polskiej religijności, niepowtarzalny, pełen niespotykanych gdzie indziej emocji, nastrajają nas, Polaków refleksyjnie, poruszają skrytą na co dzień sentymentalną część naszego ego, niezmiennie rozczulają nas polskie kolędy, tak dobrze znane od dzieciństwa, łzy napływają do oczu, gdy cały kościół wybucha na Pasterce gromkim śpiewem „Gdy się Chrystus rodzi”, wówczas przenika aż do serca głębia tych Świąt. Wszyscy odczuwamy wtedy potrzebę bycia razem z naszymi bliskimi, wspólnego przeżywania tajemnicy Narodzenia Pana. To także właściwy czas na podsumowanie kończącego się roku i uważne wsłuchanie się w drugiego człowieka.
Bycie obok, a bycie razem, to jakże odmienne stany rzeczywistości. Nieczęsto zdarza się w codziennym zabieganiu, oczywiście dla dobra naszej rodziny, byśmy mogli faktycznie poświęcić czas swoim rodzicom, współmałżonkowi, dzieciom. Dlatego tak ważny jest okres świąteczny przeżyty razem z rodziną. Czas to bezcenny i najpiękniejszy dar, jakim możemy obdarować naszych bliskich.
„Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”, napisał mądrze ks. Jan Twardowski. A później to już jest tylko pustka i żal, że nie powiedziało się wszystkich ważnych i pięknych słów, że nie podziękowało się za dobro, które otrzymaliśmy, że nie okazywało się miłości... Żyjemy tak krótko w pamięci ludzi - czasem przez dwa, najwyżej przez trzy pokolenia. Potem pozostają po nas tylko zakurzone fotografie.
Ale może też pozostać coś więcej i na dłużej. Spójrzmy na kościół Świętej Trójcy, który wspólnym wysiłkiem Polonii jest od dwóch lat remontowany na stulecie jego konsekracji. Dzięki ofiarności wiernych zebrano już prawie milion dolarów, a na ten milion złożyły się nie tylko duże dotacje, ale przede wszystkim datki po kilka i kilkanaście dolarów. Grupy i wspólnoty parafialne Trójcowa organizują różnorodne akcje, począwszy od gotowania i sprzedawania pysznych obiadów niedzielnych, po organizację bezalkoholowych rodzinnych zabaw sylwestrowych, z których dochód przeznaczany jest właśnie na wsparcie funduszu remontowego kościoła.
Cieszmy się zatem naszym tradycyjnym sposobem obchodzenia świąt Narodzenia Pańskiego, naszym przywiązaniem do korzeni, z których wyrośliśmy - Kościoła, Polski i rodziny.
Niech Gwiazda Betlejemska rozświetla swym światłem, ciepłem i mądrością drogi naszego życia w Nowym 2006 Roku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu