Reklama

Pożar kościoła farnego w Nowogardzie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W sobotę 3 grudnia 2005 r. kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Nowogardzie stanął w płomieniach. Stało się to podczas wieczornej Mszy św. Przyczyną pożaru było nieumyślne podpalenie. Sprawczynią okazała się 13-letnia dziewczynka bawiąca się z koleżanką zapałkami na schodach prowadzących do wieży kościoła. Kwadrans po godz. 18.00 wszczęto alarm. Organistę Adama Karmana (grającego w kościele od 53 lat) i dziewczynki ewakuowano z chóru przy pomocy drabiny, natomiast obecni na Mszy św. (20 osób) bez paniki opuścili kościół. Szybko przybyły na miejsce pożaru sekcje Państwowej Straży Pożarnej z Nowogardu i Goleniowa oraz ochotnicze straże pożarne z okolicy. Z relacji uzyskanej od zastępcy komendanta powiatowej PSP kapitana Arkadiusza Skrzypczaka wynika, że akcja ratunkowa prowadzona była w trudnych warunkach. Obiekt ma ponad 30 m wysokości, dostęp do niego ograniczają budynki i wysokie drzewa. Paląca się wieża miała elementy konstrukcyjne drewniane i mało otworów okiennych. Powstał w niej efekt komina. Pożar był podsycany poprzez ciąg kominowy, trawiący coraz wyższe części wieży, która była nie do uratowania. Strażacy za cel postawili sobie ocalenie dachu kościoła, zapobieżenie przerzucenia się ognia na wnętrze kościoła, uratowanie zabytkowego XVI/XVII-wiecznego ołtarza i ambony. Zamierzenie to powiodło się. Podczas akcji gaśniczej nie ucierpiała żadna z osób postronnych i strażaków.
Wieża wewnątrz wypaliła się doszczętnie. Wchodząc przez portal do wnętrza, ujrzałem tylko mury prostopadłościanu wieży, nieliczne pozostałe osmalone belki i niebo nad sobą. Przepadły trzy dzwony, które runęły w dół i pękły, zegar (wskazówka na tarczy północnej zatrzymała się na godz. 18.41). Na chórze spaliły się organy pochodzące z I poł. XX wieku. To wielka strata nie usłyszeć już brzmienia instrumentu, do którego przyzwyczajono się przez lata. W obu połaciach dachów blisko wieży nastąpiły ubytki dachówek. Zadymienie kościoła spowodowało okopcenie ścian (były na nich malowidła), brak jednak zapachu typowego dla spalenizny. Strażacy oddali kościół po zabezpieczeniu pogorzeliska w poniedziałek o godz. 17.00. We wtorek zaczęto go odgruzowywać. Rąk do pracy nie brakowało.
W piątek 9 grudnia towarzyszyłem ekspertom nadzoru budowlanego podczas oględzin kościoła i na spotkaniu, które miało zadecydować o dalszym użytkowaniu kościoła. Zalecono oddzielić część nawową kościoła od spalonej wieży, stawiając przegrodę zabezpieczającą - tymczasowy mur o szerokości 24 cm, zabudowany do pełnej wysokości arkady. Teren wokół wieży dla bezpieczeństwa polecono ogrodzić parkanem, by nikt nie przebywał blisko jej murów. W piątek prace te już trwały. Przed południem mur wznosił się już do zachowanej balustrady chóru. Jednocześnie obserwowałem prace wewnątrz świątyni - zmywanie i czyszczenie oraz prace porządkowe na zewnątrz.
Wspomnę, że pragnący uszanować tradycję ks. prob. Grzegorz Zaklika (Mszę św. sprawuje się w kościele od 5 sierpnia 1945 r.) odprawiał ją przez wszystkie dni po katastrofie w nieuszkodzonej kaplicy z udziałem sióstr zakonnych. Dla parafian Eucharystię sprawowano w sali Domu Kultury.
Narada przyniosła pozytywną decyzję o możliwości dalszego użytkowania kościoła. W sobotę odprawiano już Mszę św. o godz. 18.00 z udziałem wiernych, w niedzielę według stałego porządku. Rozpoczęto też rekolekcje.
„Dla nas wszystkich to był wstrząs - relacjonuje Ksiądz Proboszcz. - Przeżyliśmy to bardzo głęboko, nie tylko mieszkańcy Nowogardu. Przychodziły sygnały od osób z całej Polski i ze świata, że się z nami łączą, współczują, że chcą pomagać. Przeżyli to też niemieccy ewangelicy, byli mieszkańcy miasta, którzy w piątek modlili się z nami na Roratach. Gdy w niedzielę ich spotkałem, płakali tu, przy kościele. Jednocześnie na płaczu się nie skończyło, bo to nieszczęście wywołało niespotykane dotychczas zaangażowanie, chęć pracy, chęć pomocy, aby można było jak najszybciej sprawować świętą liturgię. Każdego dnia przychodziło wiele osób do pracy, całe ekipy, wykonując potrzebne zadania. Uświadomiłem sobie, jak ten kościół głęboko wrósł w nasze serca i w nasze życie, jak jest nam bliski, jak jest nam potrzebny, jak bez niego trudno się obyć…”.
Wyniesiony podnośnikiem hydraulicznym na wysokość górnych podszczytowych okien wieży, przypatrywałem się pracy dr. Stefana Nowaczyka. Zadaniem eksperta była ocena stanu murów wieży i sporządzenie stosownej ekspertyzy. Mury nie ucierpiały znacząco, wieżę można będzie odbudować.
To nie pierwszy pożar w historii nowogardzkiej fary. Niszczona była wielokrotnie pożarami, które często nawiedzały miasto. W 1559 r. spaliła się od uderzenia pioruna. To wówczas nieszczędzący środków na odbudowę Ludwik von Everstein fundował dla niej cenny ołtarz główny. Kościół później jeszcze kilkakrotnie doznawał poważnych szkód od kolejnych pożarów (1595 r., 1638 r., 1640 r., 1699 r., 1761 r.). W 1918 r. rozebrano zniszczone uderzeniem pioruna górne partie wieży, odbudowując ją w prostych formach. Podniesie się także i z tego nieszczęścia. Kościół, jak wszystkie obiekty sakralne archidiecezji, był ubezpieczony. Powstał pomysł, by z miedzianej blachy z pokrycia wieży wykonać cegiełki na odbudowę z wygrawerowanym widokiem kościoła. Społeczność miasta wykazuje przywiązanie do świątyni i chęć szybkiej jej odbudowy. Polecamy tę intencję także modlitwie i ofiarności czytelników Kościoła nad Odrą i Bałtykiem.
Numer konta na odbudowę kościoła w Nowogardzie: 73 1240 3884 1111 0010 0859 4337.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2006-12-31 00:00

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Watykan: pierwsza medytacja dla kardynałów przed konklawe

2025-04-29 16:25

[ TEMATY ]

Watykan

Vatican Media

W takim momencie, pełnym konsekwencji dla Kościoła, jak wybór Papieża Rzymu i Pasterza Kościoła trzeba wszystkie myśli skoncentrować wokół osoby Jezusa - mówił do kardynałów o. Donato Ogliari OSB podczas medytacji na Kongregacji Generalnej 29 kwietnia. „Niech zatem Chrystus będzie waszą gwiazdą przewodnią i zarazem kompasem waszych oczekiwań, spotkań, dialogów, wyborów, które będziecie musieli podjąć” - mówił kaznodzieja.

W poniedziałek do członków Kolegium Kardynalskiego została wygłoszona pierwsza z dwóch medytacji, które są przewidziane przed rozpoczęciem konklawe. Dzisiejszą wygłosił o. Donato Ogliari OSB.
CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

[ TEMATY ]

św. Katarzyna Sieneńska

Giovanni Battista Tiepolo

Św. Katarzyna ze Sieny

Św. Katarzyna ze Sieny
W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne. Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej. Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia. Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie. Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy. Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską. Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej". Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała! Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła. Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża. Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.
CZYTAJ DALEJ

Sztangista Grzegorz Kleszcz: Jan Paweł II przyniósł mi uwolnienie

2025-04-30 08:12

[ TEMATY ]

świadectwo

"Któż jak Bóg" YT

Sztangista Grzegorz Kleszcz

Sztangista Grzegorz Kleszcz

Fanom sportu Grzegorz Kleszcz kojarzy się przede wszystkim jako wybitny sztangista, mistrz Polski, brązowy medalista Mistrzostw Europy (2001), trzykrotny olimpijczyk (2000, 2004, 2008). Ale jego życie to również historia wielu zranień z dzieciństwa, afery dopingowej i licznych kontuzji, a wreszcie depresji, zniewoleń i uzależnień, które przyszły po zakończeniu kariery sportowej.

Nadużywałem alkoholu, "leczyłem się" marihuaną. Uciekałem od tej rzeczywistości coraz bardziej, znalazłem się nad krawędzią przepaści. Wychodziłem w lesie na polanę i krzyczałem do nieba, że ja nie chcę pełzać. Ja chcę latać. Boże, co ja mam robić i jak?! - wyznaje sportowiec.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję