Caritas pomaga na Bahamach: wiele miejsc zrównanych z ziemią
Dziesiątki tysięcy ludzi na Bahamach całkowicie uzależnionych jest od pomocy humanitarnej, o wielu tysiącach wciąż nie ma wieści, niektóre regiony wysp praktycznie zostały zrównane z ziemią. To wciąż prowizoryczny bilans strat, jakie przyniósł ze sobą huragan Dorian. Wspólnota międzynarodowa, wśród niej także Caritas Internationalis, mobilizuje się, aby pomóc potrzebującym.
Na wyspach, przez które przeszedł huragan, obecne są już grupy wolontariuszy, które nie tylko rozdzielają najpotrzebniejsze wsparcie, ale także przygotowują program długofalowej pomocy.
- Sytuacja jest bardzo niepokojąca, gdyż wyspy, które znalazły się w centrum działania huraganu Dorian, prawie zostały zrównane z ziemią. Wciąż są tysiące ludzi, o których nie ma żadnych informacji i oni mogą okazać się ofiarami huraganu – mówi Radiu Watykańskiemu Paolo Beccegato z Caritas Włoch.
Beccegato zwraca uwagę, że na Bahamach 70 tys. ludzi potrzebuje wszystkiego, są całkowicie uzależnieni od pomocy humanitarnej. Ponadto istnieje scenariusz, który mówi, że duża część mieszkańców wysp będzie musiała je opuścić, co może spowodować poważny kryzys demograficzny całego narodu.
"Trzeba także pamiętać, że obszary najbardziej dotknięte skutkami huraganu zamieszkiwali ludzie najbiedniejsi. Wśród nich wielu imigrantów z Haiti, którzy mieszkali w prowizorycznych barakach, w bardzo trudnych warunkach, w ogromnej biedzie. Tak więc jeszcze raz najwyższą cenę w katastrofie płacą najbiedniejsi, najbardziej zapomniani. Dlatego apelujemy do wszystkich o długofalową solidarność, gdyż trzeba odbudować całe obszary tych wysp" - mówi pracownik włoskiej Caritas.
2019-09-13 16:29
Ocena:+10Podziel się:
Reklama
Wybrane dla Ciebie
„Mieszkańcy Florydy są przyzwyczajeni do huraganów”
„Mieszkańcy Florydy są przyzwyczajeni do huraganów” - mówi „Niedzieli” Sebastian Niegowski, przedstawiciel amerykańskiej Polonii mieszkający w Tampie na Florydzie. Na serwisie YouTube.com prowadzi popularny kanał, na którym publikuje swoje wideoblogi opowiadające o życiu w USA i amerykańskiej rzeczywistości.
TOMASZ WINIARSKI: W ostatnim czasie pogoda nie ma litości dla Amerykanów. Najpierw Teksas i zalane Houston, później niszczycielski huragan Irma, który siał spustoszenie na Florydzie, a teraz na domiar złego kataklizm dotknął również Puerto Rico. Czy Amerykanie z tych rejonów są przyzwyczajeni do tak silnych kataklizmów pogodowych?
SEBASTIAN NIEGOWSKI: SEBASTIAN NIEGOWSKI: Huragan Irma siał więcej spustoszenia w mediach niż na Florydzie. Rzeczywiście niektóre rejony zostały dotknięte huraganem, ale Irmie zdecydowanie daleko było do kataklizmu. Dużo większa tragedia miała miejsce w Teksasie, a największa ma obecnie miejsce w Puerto Rico, które praktycznie całe jest bez prądu. Mieszkańcy Florydy są przyzwyczajeni do huraganów i my tutaj zdajemy sobie sprawę z tego, że mieszkając tu nie da się ich uniknąć, tak samo jak nie da się uniknąć ostrych zim w Kanadzie, Chicago czy w Nowym Jorku. Natomiast natura jest nieprzewidywalna i zazwyczaj do ostatniego momentu nie wiadomo jak duże zniszczenia będzie za sobą niósł dany huragan.
T. W.:
Mimo wszystko wiatr był bardzo silny, co musiało powodować jakieś zniszczenia. Tampa, w której mieszkasz znalazła się przecież na trasie huraganu Irma…
S. N.: Ciężko mówić o jakichkolwiek zniszczeniach. Sporo osób zostało bez prądu, często problemy właśnie z prądem powodowały pożary, spadające części drzew zniszczyły trochę dachów i samochodów. Osobiście uważam, że wakacyjne deszcze w Tampie, które są częścią klimatu tropikalnego niosą za sobą dużo większe problemy, chociażby na drogach, co przekłada się na zwiększoną ilość wypadków.
T. W.:
Władze sugerowały mieszkańcom najbardziej narażonych rejonów ewakuację. Jednak niektórzy bali się zostawić dobytek bez ochrony. Inni nie mogli wydostać się z miasta np. w skutek braku paliwa na stacjach, ogromnych korków i nieprzejezdnych dróg. Czy Tobie udało się ewakuować?
S. N.:
Ja się nigdzie nie wybierałem. Mieszkam na Florydzie pięć lat, przeżyłem już pięć huraganów (w tym jeden w Meksyku) i wiem mniej więcej czy powinienem czuć się zagrożony, czy nie. Gdybym mieszkał w miejscu położonym niżej, czy w domu innego typu, wtedy myślałbym o ewakuacji.
T. W.:
Tak silne tragedie są sprawdzianem z człowieczeństwa. Niektórzy, jak np. członkowie słynnej Cajun Navy z Luizjany postanowili charytatywnie przybyć ze swoimi łodziami na ratunek zalanemu Teksasowi. Lokalne społeczności również organizowały wzajemną pomoc. Jak oceniasz te działania? Czy widać było solidarność społeczną i dobrą organizację Amerykanów?
S. N.:
Zdecydowanie. Ale to nic nowego i nie tylko Amerykanie zachowują się podobnie. Tak działa ludzka psychika, że w momencie zagrożenia solidaryzujemy się ze sobą a nawet jesteśmy szczęśliwsi. Ludzie solidaryzowali się ze sobą podczas The Blitz, ale tak samo po atakach na World Trade Center. Co ciekawe podczas tego typu wydarzeń mniej ludzi zmaga się z depresją, zmniejsza się liczba samobójstw oraz zmniejsza się liczba przyjęć do szpitali psychiatrycznych.
T. W.:
Niektórzy postanowili jednak bezlitośnie wykorzystać tragedię innych, by okradać pozostawione bez opieki domy i sklepy. Wtedy zaczęły pojawiać się znaki „You Loot, We Shoot” (ang. „Ty kradniesz, my strzelamy”)…
S. N.:
Są pewne grupy społeczne w USA, które regularnie wykorzystują tragedie do tego, żeby okradać i atakować innych. To dzieje się regularnie. Z tego względu dużo mieszkańców poszkodowanych ostatnio rejonów zaopatrywało się w amunicję. Były sytuacje, w których bandyci wchodzili do przypadkowych domów, bo wiedzieli, że sporo ludzi zdecydowało się na ewakuację.
T. W.:
W trakcie powodzi w 2016 roku, szeryf hrabstwa Fayette w stanie Wirginia Zachodnia ostrzegł potencjalnych rabusiów, że jeżeli lokalni mieszkańcy złapią ich przed funkcjonariuszami biura szeryfa, to mogą nie mieć tyle szczęścia, by trafić do więzienia. Europejska policja nigdy na coś takiego by się nie zdobyła, doradzając właścicielom, by jedynie szczelnie zaryglowali drzwi swoich domów. To wynika z odmiennej mentalności Amerykanów? W Europie często to bandyta ma parasol ochronny, a napadnięty obywatel ograniczone możliwości obrony...
S. N.:
W Stanach Zjednoczonych bandyta musi liczyć się z tym, że osoba, którą napadnie, czy mieszkańcy domu do którego się włamie mają prawo się bronić. Tego typu podejście wynika z tego, że w Ameryce to przestępca jest tym, który rozliczany jest za swoje czyny. W Europie, a w szczególności w Polsce, osoby broniące się przed bandytami muszą tłumaczyć się z tego, że się broniły. A często nawet ponoszą za to karę...
T. W.:
Swego czasu na prezydenta George W. Busha spadła lawina krytyki w związku z niewystarczająco skuteczną akcją pomocową dla poszkodowanych przez huragan Katrina. Na ile w takich sytuacjach można zrzucać winę na prezydenta? Ile tak naprawdę zależy bezpośrednio od Białego Domu?
S. N.:
Podczas Katriny dużo zależało od Białego Domu i rzeczywiście Busha krytykowano za to, że nie zdecydował się pomóc w porę. Dodatkowo krytyka wynikała z tego, że prawie 70% Nowego Orleanu to Murzyni i niektórzy dziennikarze czy politycy sugerowali, że Bush nie zdecydował się na pomoc właśnie z tego powodu. W przeciwieństwie do Busha Donald Trump podczas ostatnich sytuacji zachował się tak, jak na Prezydenta przystało i zarówno mieszkańcy Teksasu jak i mieszkańcy Florydy nie mieli mu nic do zarzucenia.
T. W.:
Czyli w Twoich oczach prezydent Trump zdał egzamin?
S. N.:
Po pierwsze pamiętajmy, że podczas takich kataklizmów bardzo dużą rolę odgrywają władze stanowe. Poszczególne stany mają na prawdę dużo do powiedzenia i to lokalni politycy grają pierwsze skrzypce. Donald Trump zachował się, jako Prezydent bardzo dobrze, dając cały czas do zrozumienia władzom stanowym, że mogą liczyć na jego pomoc. Sam wybrał się nawet w miejsca poszkodowane tragedią, chociaż akurat to zachowanie zostało odebrane przez lewicowe media, jako promowanie jego osoby i wykorzystywanie tragedii do robienia sobie kampanii marketingowej. Czyli po raz kolejny czego by nie zrobił Trump, to i tak części Ameryki, która go nienawidzi znajdzie powód do krytykowania.
T. W.:
No właśnie, niektórzy dziennikarze i politycy sporo mu zarzucają. Ostatnio krytyka ta dotyczy szczególnie reakcji Trumpa na huragan Maria w Puerto Rico. Negatywnie komentuje się m.in. przepychankę słowną pomiędzy prezydentem Donaldem Trumpem, a Panią burmistrz San Juan, stolicy Puerto Rico...
S. N.:
Media i Demokraci nienawidzą Trumpa i zawsze znajdą coś, co mogą mu zarzucić. Napięcia na linii Latynosi - Donald Trump też nie są nowością. Na pewno nie pomaga rozsiewanie plotek w Internecie i tzw. "fake news", które oczywiście ukazują Prezydenta USA w złym świetle.
T. W.:
W przypadku Busha juniora i jego reakcji na Katrinę w 2004 roku, również można było zaobserwować, że liberalni dziennikarze oraz politycy demokratyczni próbowali zagrać tzw. "kartą rasową". To bardzo dobrze znana strategia demokratów, którzy lubią oskarżać swoich republikańskich rywali o rasizm. W znakomitej większości przypadków oskarżenia te są bezpodstawne.
S. N.:
To prawda, podczas Katriny mówiono, że George W. Bush zwlekał z reakcją ponieważ większość mieszkańców Nowego Orleanu to Afroamerykanie. Wtedy granie kartą rasową było jeszcze czymś nowym. Obecnie liberalni dziennikarze i Demokraci potrafią oskarżyć o rasizm każdego, kto ma inne poglądy.
T. W.:
W trakcie akcji ewakuacyjnej amerykańskie media, między innymi lokalna prasa na Florydzie, podały informację, że niektóre linie lotnicze drastycznie podniosły ceny biletów, wiedząc, że zdesperowani Amerykanie zapłacą każdą cenę, by uciec przed huraganem Irma. Czy można się spodziewać jakiejś reakcji amerykańskich władz?
S. N.:
To prawda, niektóre linie lotnicze podnosiły ceny biletów. Z drugiej strony były też linie lotnicze, które tego nie robiły, a nawet obniżały ceny. Amerykańskie władze nie mają tutaj nic do gadania, ponieważ USA to kapitalizm i oczywiście tego typu zachowanie linii lotniczych możemy nazwać niemoralnym, ale nie ma w tym nic, co łamałoby prawo.
T. W.:
Miałem na myśli publiczne skrytykowanie przez rządowych oficjeli tak niemoralnej polityki niektórych linii lotniczych. Przecież Trump wielokrotnie mówił, że potrafi wywierać presję na właścicieli dużych korporacji…
S. N.:
Trump potrafi wywierać presję na dużych korporacjach, ale tutaj mieliśmy nieco inną sytuację. Zwiększył się popyt i wzrosły ceny. Trump, jako biznesmen bardzo dobrze wie, jak to działa. Ewakuacja samolotem była podczas huraganu produktem luksusowym. Można było ewakuować się samochodem, transportem zapewnionym przez rząd, albo zostać w schronie. Politykę cenową niektórych linii lotniczych rzeczywiście możemy nazwać niemoralną, ale nie doszło ani do złamania prawa, ani nie dotknęło to też ludzi, czy budżetu USA.
T. W.:
W trakcie kampanii prezydenckiej, gdy powódź zalała Luizjanę, Hillary Clinton długo zwlekała, by przyjechać na miejsce kataklizmu. Trump był tam z własną ciężarówką pełną jedzenia oraz rzeczy dla potrzebujących. Wyprzedził nawet ówczesnego prezydenta Baracka Obamę.
S. N.:
Hillary Clinton miała problemy ze wsiadaniem do własnej limuzyny podczas Kampanii Prezydenckiej w 2016 r., a Barack Obama zawsze był dużo bardziej zajęty udzielaniem wywiadów liberalnym mediom, niż zajmowaniem się sprawami państwa. Barack Obama to polityk, który stał się celebrytą. Donald Trump to celebryta, który stał się politykiem…
T. W.:
W trakcie zeszłorocznej powodzi, która nawiedziła Luizjanę, rozmawiając z mieszkańcami tego stanu często słyszałem krytykę pod adresem np. Czerwonego Krzyża. Sugerowano mi, że znacznie lepszą pomoc zapewniali zwykli mieszkańcy oraz np. małe chrześcijańskie organizacje charytatywne działające przy miejscowych parafiach. Jak wygląda skuteczność pomocy niesionej przez tego typu religijne instytucje oraz zwykłych obywateli?
S. N.:
Ja ze swojej strony potrafię powiedzieć tylko to, co słyszałem od ludzi a tutaj rzeczywiście amerykańskie społeczeństwo bardzo krytykuje The American Red Cross. Mówi się, że ta instytucja nie pomaga tak jak powinna a duża część pieniędzy idzie na wypłaty zamiast na pomoc. Ja w tej kwestii nie mam zdania, ponieważ nie robiłem śledztwa w sprawie The American Red Cross, mówię jedynie to, co słyszy się od wielu ludzi w USA. Z drugiej strony często widać mieszkańców robiących zbiórki pieniędzy i samemu pomagającym swoim sąsiadom, czy najbardziej poszkodowanym w okolicy.
W Watykanie półnaga feministka z Ukrainy próbowała zniszczyć bożonarodzeniową szopkę. Na oczach policji przeskoczyła przez płot, zdjęła wierzchnie ubranie i pobiegła w kierunku figurki Jezusa. Na jej plecach widniał napis „Putin jest zbrodniarzem wojennym” - donosi portal wpolityce.pl.
Grupa Femen, radykalnie feministyczna grupa aktywistów, wyjaśniła w oświadczeniu, że protest został zorganizowany, aby wezwać do podjęcia działań przeciwko Rosji i zwrócić uwagę na „uprowadzenie przez Rosję ponad 700 tysięcy ukraińskich dzieci oraz bezczynność papieża i instytucji międzynarodowych”.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.