Młoda matka w ciąży zemdlała w południe w przepełnionym tramwaju. Pasażerowie na najbliższym przystanku szybko wynieśli kobietę i położyli ją na ławce, pozostawiając samą sobie. Na szczęście przejeżdżał tędy pewien młody mężczyzna i zainteresował się leżącą ciężarną kobietą. Zatrzymał auto i podszedł do niewiasty, zapytał, czy może ją gdzieś zawieźć. Pomógł wejść do samochodu, zawiózł pod wskazany adres i... zniknął niczym niewidzialny anioł. Nazajutrz wzruszona przyszła matka chciała temu anonimowemu dobroczyńcy podziękować, ale nic o nim nie wiedziała. Pomodliła się więc w intencji nieznanego człowieka, który kieruje się w swoim młodym życiu ewangeliczną zasadą: „Dawajcie, a będzie wam dane. Miarą dobrą, czubatą, utrzęsioną, przelewającą się dadzą wam w zanadrze. Bo jaką miarą mierzycie, taką wam odmierzą” (Łk 6, 38). Inni zagonieni za swoimi ziemskimi interesami pozbyli się „ludzkiego balastu” wynosząc ciężarną i pozostawiając ją na pastwę losu, a on, z dala widział porzuconego bez pomocy człowieka, nad którym pochylił się tak, jak pochylał się Chrystus chodząc po ziemi. Jemu Bóg błogosławił, bo umiał zauważyć człowieka cierpiącego.
Justyna jest niepełnosprawną malarką. Przez kilka lat pracowała jako telefonistka, a że zawsze była pogodna i lubiała dużo mówić, założyła telefon zaufania, za pomocą którego docierała z dobrym słowem do wielu samotnych, opuszczonych, porzuconych, chorych, starych... Ich adresy i telefony otrzymała od swego proboszcza. Jak mówią jej życzliwi „telefonowi podopieczni”, z dobrą radą i serdecznym słowem dociera zawsze w porę, wtedy kiedy słuchający są spragnieni dobrego wsparcia. Justyna w taki sposób uratowała wielu od depresji, poczucia zapomnienia, niedowartościowania, rozwoju choroby, a nawet od samobójczej śmierci. Na niemałe rachunki telefoniczne zarabia sprzedając własne obrazy malowane... nogą, bo od urodzenia nie ma rąk. Ma natomiast w sobie niezwykłą ufność w wolę Bożą.
Nie ma większego daru, jak bezinteresownie ofiarowany bliźniemu czas. Czasu nie zamieni się na martwe przedmioty. W czasie jest zawarta obecność ludzka. Bo żaden komputer nie jest w stanie wysłuchać człowieka w potrzebie, odpowiedzieć mu słowem i życzliwym uśmiechem, zorganizować szybko stosowną pomoc, włączyć w to swoje posłannictwo dobrego słowa innych.
Bóg wynagradza w czasie doczesnego pielgrzymowania tych, którzy potrafią dzielić się swoim czasem z innymi, walcząc w ten sposób z chorobą naszej zmechanizowanej cywilizacji - samotnością. Daje im siły, obdarza licznymi łaskami, zdrowiem, zaletami charakteru, a także wspiera materialnie. Czyni to - jak zawsze - poprzez innych ludzi, których nazywamy „aniołami dobroci”.
Dzisiejszy człowiek, który ma tak łatwy dostęp do najszybszych środków komunikowania się i przemieszczania, najbardziej skarży się na brak bliskości bliźniego, któremu mógłby zwierzyć się ze swoim pragnień, marzeń, przemyśleń, planów i uwag. Małżeństwa nie są traktowane jako związki sakramentalne, które umacnia „w doli i niedoli” sam Bóg, lecz jako luźne duety finansowo-karierowe, które szybko rozpadają się, bo nie ma w nich więzi prawdziwej miłości.
Niedawno było mi dane odwiedzić pewnego człowieka, którego znam od wielu lat. Powiedział mi wprost na powitanie w swoim pięknym domu:
- Ela mnie opuściła po 18 latach małżeństwa. Zostałem sam z córką i synkiem. Choć z racji swojej profesji nie nudzę się, moje życie nagle przestało mieć sens. Najbliższy mi człowiek opuścił mnie i pozostałem sam. W oczach tego zawsze twardego mężczyzny zobaczyłem łzy. Wsparłem go mądrością biblijnych słów, iż człowieka żyjącego Ewangelią Bóg nigdy nie opuszcza. Chrystus nie pozostawia samemu sobie ludzi krzyczących z rozpaczy w swoich pustych mieszkaniach, bo sam doznał podczas ziemskiej Drogi Krzyżowej chwile opuszczenia i osamotnienia.
Kto Go prosi w modlitwie o pomoc i ufa Mu, nie jest opuszczonym w potrzebie.
Ze swej strony dawajmy swój czas innym, a i my zostaniemy obdarzeni miłością bezinteresowną.
Pomóż w rozwoju naszego portalu