Reklama

Przedwyborcze refleksje

Wybierać mądrze!

Jesteśmy w trakcie kampanii wyborczej. Prasa, radio, telewizja stały się sceną, na której partie polityczne i poszczególni politycy starają się zdobyć zaufanie wyborców i skłonić ich do oddania na siebie głosów. Jest to swego rodzaju przedstawienie, teatr, w którym trzeba tak zadziałać na wyborcę, aby uwierzył, że tylko ta partia, tylko ci ludzie spełnią jego oczekiwania.

Niedziela przemyska 38/2005

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jeśli idę do teatru na komedię, to aktorzy robią wszystko, aby mnie rozbawić; w teatrze dramatycznym chcą mnie skłonić do refleksji, a iluzjonista tak skutecznie odwraca moją uwagę, żebym nie zauważył, że ten królik, którego za chwilę wyciągnie z kapelusza, był tam od początku. I ja wiem, że to tylko teatr, iluzja, że wszystko dzieje się na niby, że aktor zamordowany w trzecim akcie, po opuszczeniu kurtyny wstanie i pójdzie na kolację.
Zadaniem aktora jest mnie rozśmieszyć, wzruszyć, doprowadzić do tego, bym przez chwilę wierzył w to, co on robi, co przedstawia. Z jego strony to tylko gra i ja o tym wiem.
I coś podobnego dzieje się teraz na scenie politycznej. Kampania wyborcza to przedstawienie, to gra. Gra, by zdobyć głos wyborcy. I ja jako wyborca muszę o tym pamiętać! Każda partia, każdy polityk gra. I ci z prawa, i z lewa. Sztaby doradców obmyślają sposoby, jak wpłynąć na wyborcę, jak zdobyć jego zaufanie, jego głos. Tutaj wszystko gra. I kolor koszuli, i krój marynarki, i opalenizna. Dobrze jest pokazywać się z rodziną, z dziećmi, wnukami. Mówić to, co ludzie chcą usłyszeć. Obiecywać, obiecywać, obiecywać. Być pewnym siebie, rozdzielać uśmiechy, sprawiać wrażenie zbawcy narodu, człowieka, od którego rozpocznie się naprawianie Ojczyzny.
To bardzo skuteczna metoda. Dzięki niej ugrupowanie, które wygrało ostatnie wybory, osiągnęło ponad 40% poparcia. Jego stały elektorat to kilkanaście procent, ale odpowiednia kampania, czytaj: okłamywanie wyborców, obietnice bez pokrycia, dały taki efekt. Pamiętamy ich buńczuczne zapowiedzi, że gdyby nawet obiecywali gruszki na wierzbie, to jeśli oni je obiecują, to tak się stanie! Wiemy: przysłowiowych gruszek nie było, ale za to SLD-owska wierzba obficie obrodziła aferami: Rywina, Orlenu, starachowicką, opolską ratuszową, łódzką ośmiornicą, mafii paliwowej.
Tak sobie myślę: jak to jest? Jesteśmy społeczeństwem wierzącym, katolickim, chlubimy się naszą wiarą, a w wyborach bezpośrednich wybraliśmy na prezydenta człowieka deklarującego się jako agnostyk, człowieka niewierzącego, wywodzącego się z ateistycznej, wrogiej nam komuny. Władzę polityczną, możliwość decydowania o naszym losie, też w wyborach, a więc przy naszym bezpośrednim udziale, przekazaliśmy postkomunistom. W 1944 r., obcą nam komunę przywiozła na czołgach Armia Czerwona - „wyzwolicielka narodów”. A „utrwalało” ją skutecznie i krwawo NKWD. Teraz to jest nasz wybór. Wybór polskich katolików! Wstyd!
Pomyślmy: czy komunista, ateista, mason i liberał oddałby głos na katolika? Pamiętamy jaki był krzyk w Unii Europejskiej, gdy kandydat na odpowiedzialne stanowisko, prof. Rocco Buttiglione, zadeklarował się jako wierzący i praktykujący katolik. „Tolerancyjna” UE z tego powodu odrzuciła jego kandydaturę!
A myśmy oddali wszystko!
Ojciec Święty po wyborach mówił do nas z żalem: Coście zrobili? Daliśmy się zwieść, daliśmy się oszukać! Zapomnieliśmy, że obietnice, deklaracje przedwyborcze są grą. Tylko grą. Grą na pozyskanie naiwnych. I myśmy się takimi okazali. Naiwnymi Polakami! Naiwnymi wierzącymi! Ale myślącego, rozumnego człowieka można tylko raz oszukać. Teraz mamy okazję do rehabilitacji.
Raz na cztery lata w systemie demokratycznym liczę się ja, zwykły wyborca, kiedy trzymam w ręce kartkę. Ja wtedy decyduję. Kartka wrzucona do urny daje innym mandat do rządzenia w moim imieniu. To ja wskazuję partię i ludzi, do których mam zaufanie, że będą mnie godnie reprezentować. Z mojej strony to wielka odpowiedzialność. Odpowiedzialność także w sumieniu. Ci ludzie, których wskażę moją kartką, będą stanowić prawo mnie obowiązujące. Będą w moim imieniu rządzić krajem. I dlatego wybieram ludzi najlepszych, najuczciwszych, najkompetentniejszych.
Pierwszym kryterium przy wyborze, dla mnie, wierzącego, jest odrzucenie tych partii, które w założeniu są wrogie Bogu i Jego prawu, a więc i wrogie człowiekowi, bo zawsze wrogość do Boga przekłada się na wrogość do człowieka. Partie, które propagują aborcję, eutanazję, niszczą moralność, nie mogą liczyć na głosy wierzących! Na ateistów niech głosują ateiści, to ich prawo. Na komunistów - komuniści, bo to ich rodzina. Na liberałów - liberałowie. Nie twierdzę, że każdy ateista jest niemoralny i nieuczciwy, bo to byłoby niesprawiedliwe, ale wolę, by w moim imieniu rządził i ustanawiał prawa człowiek kierujący się w życiu zasadami religijnymi i moralnymi.
Dalszym kryterium wyboru jest znajomość kandydata na parlamentarzystę czy prezydenta. Dobrze, jeśli znam go osobiście, jeśli wiem, jakie ceni wartości i jakie są jego przekonania. Często muszę jednak zadowolić się jego znajomością tylko ze środków przekazu. Wtedy nie ważne jest dla mnie, co on teraz mówi, ale co dotychczas robił, czym się pozytywnym wykazał. Czy zasługuje na moje poparcie? Czy jemu mogę zaufać? Przekazać władzę w Ojczyźnie?
Pamiętajmy: kampania wyborcza to gra o zdobycie głosów. Kandydat zrobi wszystko, aby mój głos zdobyć. A ja muszę być mądry, aby nie dać się zwieść pięknym deklaracjom, gestom, przebraniu. To nic, że ktoś stroi się np. w kostium bezpartyjności, jak aktor w strój z epoki, on tym mnie nie zwiedzie, bo ja wiem z jakiego ugrupowania się wywodzi, kto go popiera i nie oszuka mnie jego wyborcze przebranie.
Na czas wyborów partie wymyślają chwytliwe, piękne hasła, które są nic nie znaczącymi sloganami. Przywracano już normalność, wybierano przyszłość. Ale normalnością była nieuczciwość i afery, a przyszłością, przyszłość w radach nadzorczych i stołki dla swoich.
I tak sobie myślę, że jeśli ktoś co cztery lata wybiera nowe hasło wyborcze, znaczy to, że to hasło nie jest jego identyfikatorem, sztandarem a powinno nim być, ale tylko chwilową, koniunkturalną zasłoną, maską, kostiumem teatralnym, za którym się chowa. Pomyślmy: naszym przodkom przez wieki wystarczało jedno hasło: Bóg - Honor - Ojczyzna!
Na koniec trzeba powiedzieć to, co najważniejsze. Branie udziału w wyborach jest nie tylko prawem, ale i naszym moralnym obowiązkiem! Sobór Watykański II uczy: „Niech więc wszyscy obywatele pamiętają o swoim prawie i obowiązku brania udziału w wolnych wyborach na pożytek dobra wspólnego” (Konstytucja Gaudium et spes, n. 75). A Jan Paweł II przypominał: „Prawo i obowiązek uczestniczenia w polityce dotyczy wszystkich i każdego” (Adhortacja apostolska Christifideles laici, n. 42). Dawniej przekonywano nas, że Kościół nie ma prawa zajmować się polityką, a więc i wyborami, bo to była domena „przewodniej siły narodu”. A przecież polityka w swoim założeniu to troska o dobro wspólne, a to dobro jest celem także Kościoła. Mam więc obowiązek głosowania. Głosowania zgodnie z katolickim i narodowym sumieniem.
Niechęć starszych do głosowania wywodzi się z PRL-u, gdy niezależnie od oddanych głosów, mandaty otrzymywali kandydaci Frontu Jedności Narodu, czyli partii. Wtedy wiedzieliśmy, że jesteśmy oszukiwani, że nasz głos tak naprawdę się nie liczy, że ktoś już wcześniej za nas zadecydował. Ale dziś mój głos się liczy. Mój głos może być decydujący. Pamiętamy głosowanie w naszym Zgromadzeniu Narodowym nad wyborem prezydenta. Jeden głos przeważył. Jeden głos zadecydował.
Może ktoś powiedzieć: to proszę w końcu wskazać, na kogo teraz głosować. Odpowiem prosto: wszelka próba podpowiadania w tym względzie byłaby obraźliwa dla Czytelników. Byłoby to traktowanie ich jak dzieci, które trzeba wziąć za rękę i poprowadzić. Nie jesteśmy dziećmi.
Jesteśmy ludźmi dorosłymi, dojrzałymi i mądrym społeczeństwem. Wykazaliśmy to chociażby 25 lat temu, gdy dziesięć milionów rodaków stało się „solidarnymi”.
Tych kilka myśli, refleksji ma za zadanie przedstawić tylko pewne reguły, którymi należy się kierować przy wyborach, ale nie mogą być one wskazaniem na konkretne ugrupowanie. Jak w matematyce profesor podaje zasady rozwiązywania równań, i uczeń, stosując je, rozwiąże każde równanie, każde zadanie, tak te przemyślenia niech będą pomocą przy rozwiązywaniu naszego narodowego, katolickiego zadania równania. To prawda, równania o wielu niewiadomych.
Bądźmy tylko mądrzy! Mądrze wybierajmy, aby później sumienie nie wyrzucało nam grzechu złego wyboru, grzechu oddania głosu na siły wrogie Bogu i Ojczyźnie.
Nie pójście do wyborów jest też wyborem. Wyborem najgorszym, bo decyzję w tak ważnej sprawie zostawiamy komu innemu. A tu chodzi o nasz dom rodzinny, o Ojczyznę! Czy klucze od naszego mieszkania zostawimy komuś obcemu? Byłaby to kardynalna lekkomyślność. Klucze od Ojczyzny, od jej bogactwa materialnego i duchowego, od naszej przyszłości, złóżmy w odpowiednie, uczciwe, czyste ręce i sumienia!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Maryja zawsze ci pomoże

2025-01-01 21:00

Magdalena Lewandowska

Wierni licznie przybyli na uroczystości odpustowe

Wierni licznie przybyli na uroczystości odpustowe

1 stycznia parafia Macierzyństwa Najświętszej Maryi Panny we Wrocławiu-Pilczycach przeżywała uroczystości odpustowe.

Przewodniczył im franciszkanin o. Piotr Cuber, proboszcz parafii św. Karola Boromeusza i kustosz sanktuarium Matki Bożej Łaskawej. – Rozpoczynając 2025 rok przychodzimy do Maryi i uciekamy się pod Jej opiekuńczy płaszcz. Nasza parafia jest szczególnie szczęśliwa, bo odpust przeżywamy, gdy w całym Kościele obchodzimy uroczystość Bożej Rodzicielki. 1 dzień Nowego Roku rozpoczynamy razem z naszą patronką, chcemy być przy Maryi – mówił na początku sumy odpustowej proboszcz ks. Jacek Dziadkiewicz. Eucharystię koncelebrowali licznie przybyli kapłani z całego dekanatu Wrocław-Zachód.
CZYTAJ DALEJ

Gazeta Polska Codziennie: Sąd powinien wycofać akt oskarżenia przeciwko ks. Olszewskiemu

2025-01-02 07:46

[ TEMATY ]

sąd

obrońcy

Ks. Michał Olszewski

Prokuratura Krajowa

Gazeta Polska Codziennie

urzędniczki

Księża Sercanie

- Dziś obrońcy urzędniczek i ks. Olszewskiego powinni zacząć przeglądać akta sprawy, jakie udostępni im nielegalna Prokuratura Krajowa – podała dziś Gazeta Polska Codziennie. – Już wiemy, że nie otrzymamy dostępu do pełnych akt, co jest kolejnym utrudnieniem dla obrony w tej sprawie – mówi na łamach dziennika mecenas Krzysztof Wąsowski.

Jak informuje „GPC”:
CZYTAJ DALEJ

Kevin uczy i zaskakuje [Felieton]

2025-01-02 15:27

Screen

Kadr z filmu "Kevin sam w Nowym Jorku"

Kadr z filmu Kevin sam w Nowym Jorku

Już się stało tradycją, że w czasie świątecznym w telewizji można było obejrzeć filmy: “Kevin sam w domu” i drugą część o jego przygodach w Nowym Jorku. Film ten stał się kultowy i ponadczasowy i możemy zastanawiać się nad jego fenomenem. Co ciekawe, z pozoru jest to film, który posiada wiele przejaskrawionych momentów, które mają też wprowadzić widza w dobry humor, pozornie skierowany jest do młodszych widzów, jednakże w tle możemy dostrzec wiele wątków, które są bardzo pouczające i mogą poruszać, ale także ukazują sedno Bożego Narodzenia.

Charakterystyczne jest to, że pierwsza faza filmu odbywa się w dużym chaosie i zabieganiu. To zawsze prowadzi do popełnienia niejednego błędu. Jednakże sam bohater, czyli Kevin czuje się niedoceniony przez swoją rodzinę i niesłusznie obwiniany za zło, a przez to pojawia się rozczarowanie i poczucie niesprawiedliwości. Z jednej strony czuje się niedoceniony, a z drugiej sam nie docenia swojej rodziny, co bardzo szybko zostaje zweryfikowane, gdy Kevin zostaje sam i zaczyna tęsknić za rodzicami, a nawet za “nieznośnym” rodzeństwem i kuzynostwem. Z tą sytuacją mogłoby utożsamiać się wiele rodzin, w których, gdy pojawiają się trudne momenty, są nieporozumienia, nie zawsze człowiek czuje się doceniony, czy sprawiedliwie potraktowany, prowadzi to do konfliktów. Gdy jednak mija czas, emocje opadną, zaczyna dominować miłość, tęsknota, żal za swoją postawę i chęć naprawy zła. Tu można zacytować: “Każdy chce być zauważony i usłyszany, chce być sam, a później samotność dobija”. Niejednokrotnie, gdy dzieje się coś złego matka czy ojciec zrobią wszystko, aby uratować swoje dziecko. W filmie w sposób szczególny ukazany jest “heroizm” matki, która za wszelką cenę postanawia wrócić do domu, bo boi się o swojego syna. Nie czeka, ale działa, co finalnie kończy się happy endem. W życiu jednak, nie zawsze tak jest, bo w niejednym przypadku szybciej była śmierć.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję