Zjawisko wielokulturowości nie należy do nowych i jako takie było już przedmiotem wielu rozważań i dyskusji. Wyrazem tego jest stosunkowo bogata literatura, zwłaszcza w krajach zachodnich. Trzeba jednak przyznać, że zjawiskiem tym interesowano się głównie w społeczeństwach o postimigracyjnym rodowodzie, takich jak Stanów Zjednoczonych, Kanady, Australii czy Brazylii. Mniej natomiast zajmowano się wielokulturowością krajów europejskich, a tym bardziej poszczególnych regionów. Co więcej, zjawisko wielokulturowości dość długo uważano za coś negatywnego, co należało likwidować, a nawet zwalczać. Starano się więc na różny sposób zacierać wszelkiego rodzaju różnice rasowe, etniczne, kulturowe czy religijne. Wystarczy tylko wspomnieć czystki rasowe w hitlerowskich Niemczech czy etniczne w byłej Jugosławii. Rangę tego problemu dostrzega się także w procesie integracyjnym krajów w Unii Europejskiej. Nadal bowiem nie opracowano koncepcji i zasad europejskiej jedności.
W wyniku transformacji, jaka nastąpiła w 1989 r., sprawa wielokulturowości odżyła również w Polsce, zwłaszcza w regionach przygranicznych, m.in. na Śląsku. Tu bowiem w sposób szczególny pomijano zjawisko wielokulturowości, tworząc jednocześnie dla doraźnych potrzeb swoiste mity, o których znany historyk angielski Norman Davies w jednym ze swoich wywiadów tak mówił: „(...) Mity krążą po świecie, są strasznie mocne, mocniejsze od prawdy i ciągle odradzają się w różnych formach. Konieczna jest ciągła walka prawdy z mitami”.
Wśród znanych i najczęściej powtarzanych mitów z epoki PRL-u były: „1000 lat Polski nad Odrą”, „Byliśmy, jesteśmy, będziemy”, „Wrocław zawsze polski”. W tym duchu mówiąc o historii Śląska podejmowano jedynie piastowskie wątki historyczne, pokazywano „kamienie mówiące po polsku”, silnie też akcentowano wiedzę o prasłowiańskich wierzeniach. Samą historię Śląska kończono zwykle na śmierci Piasta Śląskiego Henryka VI zmarłego w 1335 r., bo już Jerzy Wilhelm, ostatni Piast Śląski na Legnicy i Brzegu, po przedwczesnym zgonie w 1675 r. nie zasługiwał na większą uwagę. Okres zaś czeski, austriacki i pruski w dziejach Śląska był traktowany pobieżnie i tendencyjnie. Nie uwzględniano oczywistego faktu, że po okresie piastowskim Śląsk był przez blisko 500 lat prowincją niemiecką. Nie mówiono więc o niemieckich laureatach Nagrody Nobla wywodzących się lub związanych z Wrocławiem, czy o niemieckich twórcach kultury, osiągnięciach nauki i techniki.
I tu anegdotyczny nieco fakt ze Śląska Opolskiego. Księdzu proboszczowi - autochtonowi władze powiatowe narzuciły wygórowane opłaty podatkowe za plebanię, jako poniemiecką własność. Wobec tego ksiądz proboszcz przyszedł do urzędu z pytaniem, dlaczego ma płacić podatek, skoro krótko przed wojną on sam tę plebanie budował. Urzędnik zaczął mu tłumaczyć, że owszem, ale plebania zbudowana jest na niemieckiej ziemi, którą przyłączono do Polski i to, co znajduje się na niemieckiej ziemi, jest własnością państwa. Stąd ten podatek za plebanię. Wówczas proboszcz zaczął wyjaśniać urzędnikowi, że to nieprawda, bo on przed budową plebanii zdjął niemiecką warstwę ziemi i fundamenty postawił na ziemi piastowskiej. A zatem plebania nie może być mieniem poniemieckim, gdyż zbudowana jest na ziemi piastowskiej.
Zresztą nie lepiej postąpiono z powojennymi mieszkańcami Śląska, pochodzącymi ze wszystkich stron przedwojennej i powojennej Polski, zwłaszcza kresowiakami, sybirakami czy rodzinami pomordowanych w Katyniu, Miednoje i Charkowie, którzy nie mogli opisać swoich bolesnych przeżyć i doznanych krzywd, bo było to zakazane i surowo karane.
Co zastali tu ci nowo osiedleni mieszkańcy Śląska? Najczęściej zastawali zniszczone wioski i miasta. Stolica regionu Wrocław, podobnie jak inne miasta ogłoszone twierdzą, został zdewastowany w 90%, a nowi osadnicy bez pewności na jego odbudowę i stabilizację życiową. Wszak gromadzone cegły z rozbiórki, niekiedy wspaniałych domów, a nawet kościołów, wywożono na odbudowę Warszawy. A jednak ci nowi mieszkańcy Wrocławia, dolnośląskich wsi i miasteczek, przybysze z różnych stron Polski i Europy, różniący się tradycjami i kulturą, odnieśli wielkie zwycięstwo. Podnieśli miasto z gruzów i popiołów oraz nadali mu nową tożsamość. Tym samym stworzyli nową przestrzeń wielokulturową, w której potrafili utworzyć zintegrowaną społeczność, zachowującą przez długi czas kulturową autonomię. Byli mieszkańcami Śląska, ale nie Ślązakami. I tu warto przytoczyć jedną z powojennych anegdot: Rok 1946, dwaj mężczyźni jadą pociągiem i rozmawiają ze sobą po niemiecku. Jeden pyta drugiego: „Gdzie pan mieszka?”. Odpowiedź: „We Wrocławiu”. Rozmówca uśmiecha się i mówi: „Co za zbieg okoliczności, ja też jestem ze Lwowa!”.
cdn.
Pomóż w rozwoju naszego portalu