Reklama

Ocaliły ją polskie kobiety (2)

Pani Sabina Kron, niegdyś mała Sima, opowiada dramatyczną historię swego ocalenia dzięki polskim kobietom.

Niedziela warszawska 34/2005

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Moja imienniczka

Nie wiedziałam, przez który warszawski most przejść. Bałam się drugiego człowieka. Wyglądałam żałośnie. Dwóch dobrze ubranych mężczyzn poradziło mi: „Zmień ubranie, bo zaraz poznają, że jesteś biedną Żydówką”.
Natknęłam się na dziewczynę, która sprzedawała na ulicy chleb. Zatrzymałam się przy niej. Zapytałam o drogę, zaczęłyśmy rozmawiać, powiedziałam jej kilka słów o sobie, ale nie kim jestem. Miała na imię Sabina. Domyśliła się, że jestem Żydówką. Powiedziała, że mi pomoże. Była bardzo odważna. Dała mi pajdę chleba. Spodobał się jej obrazek Matki Bożej, który miałam ze sobą. Zapytała, czy może go wziąć. Dałam jej. Sabina zaprowadziła mnie pod bramę swojego mieszkania. Zostawiła na schodach. Za chwilę przyniosła kawę. Zaproponowała, że mnie przechowa w komórce pod schodami. Zdecydowałam jednak, że pójdę na Saską Kępę, wydawało mi się, że tam będę bardziej bezpieczna, że łatwiej się ukryję. Sabina wytłumaczyła mi, jak dojść do mostu Poniatowskiego.
Sabina pomogła mi w bardzo trudnym momencie. Dodała otuchy, nie bała się pomóc. Była starsza ode mnie tylko kilka lat. Jej postawa była dla mnie na tyle ważna, że od niej przyjęłam dla siebie imię, które noszę do dzisiaj. (W czasie wojennej tułaczki i ukrywania się nosiłam różne imiona. Byłam Marią, od chrztu - Krystyną, Anną. Ale zatrzymałam dla siebie imię Sabina).

Na Saskiej Kępie

Dotarłam do mostu Poniatowskiego, przeszłam na drugą stronę Wisły, a potem wzdłuż brzegu dotarłam na Saską Kępę. Ukrywałam się na polach, między ogrodami. Tam znajdowałam owoce i warzywa do jedzenia. Było lato. Kwitły słoneczniki. Do dzisiaj są częstym motywem moich obrazów. Natrafiałam na mieszkańców, byli życzliwi, pomagali, jak mogli. Pewnego razu spotkałam staruszkę, Olgę. Powiedziała, abym w niedzielę przyszła pod kościół i poczekała na zewnątrz przy drzwiach - ona przyniesie mi coś do jedzenia. Tak się stało. Pani Olga przyszła z zawiniątkiem jedzenia dla mnie.
Kręciłam się po Saskiej Kępie, starałam się nikomu nie wpadać w oko. Ale któregoś dnia natknęłam się na panią Bronię Chmielińską, u której przedtem mieszkałam. Poznała mnie, przywitała, ale zaklinała - z lękiem w głosie i oczach - abym nie przychodziła do niej, gdyż jest to bardzo niebezpieczne.
Pozostałam na Saskiej Kępie. Ludzie chcieli mi pomóc i nie mogli mi pomóc. Któregoś razu schowali mnie w stogu siana, bo nie chcieli, abym siedziała na widoku na ich polu, gdyż i wtedy groziło im niebezpieczeństwo. Pozwolili mi zostać na jedną noc. Ale ja przesiedziałam tam trzy noce. Gdy zobaczyli, że ciągle tam jestem - głodna i spragniona - przynieśli coś do jedzenia i wodę. Ale zarazem przykazali odejść. Chowałam się po polach, dziurach, w opuszczonych schronach. Krzyżyk, który dostałam na chrzcie i zawsze nosiłam na szyi, zabrały mi dzieci, gdy ukrywałam się na słonecznikowym polu.
Na rogu ulicy Saskiej był mały sklepik. Prowadziły go siostry Rowickie: Halina, imienia drugiej nie pamiętam. Zachodziłam tam nie raz, prosząc o coś do zjedzenia. Zawsze coś dostawałam. Pytały, kim jestem, dlaczego sama. Wyznałam, że jestem Żydówką. Postanowiły ocalić mnie. Zaprosiły do mieszkania na górze. Umyły, wyprały ubranie, zatrzymały mnie u siebie. Zostałam u nich kilka dni. Miały psa, który stał się moim najlepszym przyjacielem. Panie Rowickie postarały się dla mnie o dokumenty, wystawione na używane przeze mnie nazwisko - Krystyna Sierpińska.
W tym czasie Niemcy zaostrzyli akcje represyjne, szukali AK-owców, rewidowali, urządzali łapanki, zabijali bez powodu. Ludzie mówili o tym między sobą, bali się coraz bardziej. Panie Rowickie uznały, że będzie dla mnie lepiej, jeśli zmienię miejsce ukrycia. Myślę, że sądziły, iż zbyt wielu przypadkowych ludzi wie o moim pobycie. Po kilku dniach przeprowadziły mnie do jakiejś biblioteki. Utkwiło mi, że było tam mnóstwo kotów. A potem zorganizowały przerzut z Saskiej Kępy poza Warszawę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Coraz bardziej niebezpiecznie

Ktoś przewiózł mnie do Wawra, na ulicę Błękitną 62, do rodziny Tomaszewskich. Całą operację musiała zorganizować jakaś tajna polska organizacja. Jedni byli powiązani z drugimi, szło jak po sznurku. Miałam chyba taki specjalny los, żeby pozostać przy życiu - przeznaczenie...
Tomaszewscy mieli syna Zbyszka, starszego ode mnie. W ich domu było kilka pokoi, w każdym mieszkał ktoś inny, w każdym toczyła się inna historia. Tomaszewski pracował w Warszawie, codziennie dojeżdżał. Po powrocie do domu zawsze opowiadał o sytuacji w mieście, o akcjach zbrojnych, o niemieckich łapankach i rozstrzeliwaniach.
Sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna i dla mnie, i dla Tomaszewskich. Niedaleko, niemal naprzeciwko, Niemcy zabili ukrywających się Żydówkę i jej dziecko. Któregoś dnia ostrzeżono Tomaszewskiego, że ma przyjść do nich żandarmeria. Pani Tomaszewska bardzo się tym przelękła. Zaczęła gorączkowo poszukiwać jakiegoś mojego dokumentu. Ja nawet o nim nie wiedziałam, nie miałam go nigdy w ręku, prawdopodobnie chodziło o ten, który załatwiły panie Rowickie. Tomaszewska nie mogła go znaleźć, w końcu coraz bardziej zdenerwowana, poleciła mi, abym poszła do sklepu coś kupić i już do nich nie wracała. Włożyła mi do ręki parę drobnych.
Gdzie miałam iść... Wróciłam pieszo na Saską Kępę, do pań Rowickich. Przyjęły mnie i zaczęły szukać dla mnie innego miejsca. Zostałam przewieziona do Wenerowa. Nie pamiętam, jak się tam znalazłam, przekazywano mnie z rąk do rąk, los mi sprzyjał, a Polacy byli gotowi ryzykować, aby ratować żydowską dziewczynkę
Znalazłam się w rodzinie Gorzyńskich lub Grudzińskich. On był pisarzem. Pozostawał w domu cały dzień. Ze względów bezpieczeństwa nie wychodziłam z domu. Czasami, gdy ktoś przychodził w gości, ja schodziłam do piwnicy, aby nie dać nikomu powodów do podejrzeń. Po pewnym czasie zagrożenie moje i domowników na tyle wzrosło, że zdecydowano przenieść mnie w inne miejsce. Zawieziono mnie do Warszawy, znalazłam się na ulicy Wolskiej, w rodzinie państwa Rachalskich.
Wkrótce wybuchło powstanie. Walki toczyły się też w rejonie, gdzie mieszkałam. Na moich oczach pocisk przebił na wylot pokój, w którym akurat się znajdowałam. Uciekliśmy do schronu. Mimo walk wszyscy zachowywali dobre samopoczucie, wiedząc, że Rosjanie są już po drugiej strony Wisły i licząc, że szybko rozpoczną ofensywę i przyjdą powstańcom z pomocą. Światła sowieckich reflektorów, które przecinały mrok i docierały na naszą stronę, dawały nadzieję, że są blisko, że nadejdą. Wypatrywaliśmy zrzutów radzieckich, ale one w większości wpadały w ręce niemieckie.
Gdy powstańcy zostali wyparci z ulicy Wolskiej, wszyscy mieszkańcy uciekli w obawie przed Niemcami. Uciekałam razem z Rachalskimi. Niemcy zebrali nas wszystkich w Ogrodzie Saskim. Tam przeprowadzali selekcję. Kobiety, dzieci, starców, inwalidów kierowali do niewoli. Drugich - młodych, zdrowych, dobrze ubranych. - do więzienia lub na roboty. Rozdzielili Rachalskich - męża na śmierć. Zostałam z panią Rachalską. Zaopiekowała się mną, trzymała blisko siebie, osłaniała, dodawała otuchy. Z Warszawy przewieziono nas pociągiem do obozu w Pruszkowie. Pani Rachalska nie czuła się najlepiej, była w ostatnich miesiącach ciąży.

Ucieczka z obozu przejściowego

W obozie Niemcy rozsadzili nas w grupy, po mniej więcej sześć osób. Dopiero na trzeci dzień dali kawę do picia. Przeprowadzili też drugą selekcję - mężczyzn oddzielili od kobiet. Na terenie obozu pracowały też Polki, które jednocześnie prowadziły działalność konspiracyjną. Miały za zadanie zwieść Niemców, odwrócić ich uwagę, aby jednocześnie ocalić jeńców.
Chciały uratować też panią Rachalską, może dlatego, że była brzemienna. W trakcie jednej z selekcji, gdy trwało zamieszanie, Polki otworzyły po kryjomu jedną z bram, którą wyprowadziły chyłkiem panią Rachalską. Ona chwyciła za rękę mnie i drugą dziewczynkę i wyszłyśmy razem. Zaprowadziły nas do pobliskiego sklepu, który był punktem przerzutowym. Tam miałyśmy się ukryć. Za plecami usłyszałyśmy, że Niemcy podnieśli alarm, gdy zorientowali się, że liczba więźniów nie zgadza się ze stanem. Wściekli się, rozpoczęli poszukiwania zbiegów.
W sklepie była też jadłodajnia. Właścicielki od razu, gdy tylko weszłyśmy, sprytnie zakamuflowały nasz pobyt. Panią Rafalską postawiły przy kuchni, mnie posadziły do obierania kartofli. Niemcy weszli do sklepu pytając się o uciekinierów z obozu, czy ich tu nie było. Byłam sparaliżowana, uzbrojony Niemiec stał tuż koło mnie. Właścicielka odpowiedziała, że nikt obcy tu nie zachodził. Niemcy przeszukali sklep, kuchnię, nikogo nie znaleźli. Nie wpadli na to, że to może my jesteśmy zbiegami. Wyszli wściekli, szukali dalej po całym Pruszkowie. Gdy sytuacja się już uspokoiła, wyszłyśmy we trzy w dalszą drogę.
Pieszo dotarłyśmy do Podkowy Leśnej. Potem znowu gdzieś jechałyśmy. Poruszałyśmy się w tłumie uciekinierów z Warszawy. Pani Rafalska nie odstępowała nas na krok. Żywiliśmy się w przydrożnych kuchniach polowych zorganizowanych dla warszawskich uchodźców przez miejscowych. Oni pomagali, jak mogli. Przyjmowali do siebie, oddawali dokumenty swoich bliskich, aby można było się wykazać, że nie pochodzi się z Warszawy i ocalić przed aresztowaniami gestapo.
W końcu, po mozolnej tułaczce z miejsca na miejsce, dotarłyśmy do Milanówka, na ulicę Słowackiego 11, do rodziny Orłowskich.

Dokończenie za tydzień

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Złoty Krzyż Zasługi dla włoskiej dziennikarki i kierownika sekcji polskiej Vatican News

2024-05-03 13:58

[ TEMATY ]

ks. Paweł Rytel‑Andrianik

złoty Krzyż Zasługi

Włodzimierz Rędzioch/Niedziela

Ze wzruszeniem przyjąłem wraz z Manuelą Tulli, dziennikarką ANSA, odznaczenie Pana Prezydenta RP za upowszechnianie wiedzy o Polakach ratujących Żydów na arenie międzynarodowej – tak decyzję prezydenta Andrzeja Dudy o przyznaniu odznaczenia skomentował ks. Paweł Rytel-Andrianik kierujący polską sekcją mediów watykańskich. Uroczystość odbyła się w czwartek 2 maja wieczorem w Ambasadzie RP przy Stolicy Apostolskiej.

Manuela Tulli i ks. Paweł Rytel-Andrianik są autorami książki o rodzinie Ulmów „Zabili nawet dzieci” opublikowanej po włosku i angielsku. Wersje polska, hiszpańska, portugalska i chińska są w przygotowaniu. Pozycja spotkała się z uznaniem odbiorców w różnych krajach. Jest ona wspólnym spojrzeniem Włoszki i Polaka na historię rodziny Ulmów w kontekście historycznym. Powstała i została wydana we współpracy z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim Jana Pawła II.

CZYTAJ DALEJ

Dzieweczko Lipska, módl się za nami...

2024-05-03 20:00

[ TEMATY ]

Rozważania majowe

Wołam Twoje Imię, Matko…

Karol Porwich/Niedziela

Od wieków żywa i nieustanna miłość do Matki Najświętszej sprawiła, że 2 lipca 1969 roku doszło do koronacji „Maryi Lipskiej w maleńkiej posturze”. Dokonał jej Prymas Polski, Stefan Kardynał Wyszyński.

Rozważanie 4

CZYTAJ DALEJ

Papież w Trieście: spotkanie z migrantami i osobami niepełnosprawnymi

2024-05-04 14:54

[ TEMATY ]

Watykan

Monika Książek

Biskup Triestu, Enrico Trevisi, ogłosił program wizyty papieża w stolicy Friuli-Wenecji Julijskiej 7 lipca z okazji 50. Tygodnia Społecznego Katolików we Włoszech. Sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Włoch, abp Giuseppe Baturi, zapowiedział tę podróż w styczniu br.

Podczas prezentacji programu 50. Tygodnia Społecznego Katolików we Włoszech, który odbędzie się w Trieście w dniach od 3 do 7 lipca, ogłoszono niektóre szczegóły programu wizyty papieża Franciszka. Ma on przybyć do Triestu 7 lipca. Wcześniej włoscy biskupi i wierni spędzą w Trieście cały tydzień pod hasłem: "W sercu demokracji. Uczestnictwo między historią a przyszłością" i będą wspólnie dyskutować o rozwoju kraju.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję