(w oparciu o wiersz ks. Jana Twardowskiego)
dzień był taki jak zawsze
powietrze dzwoniło
pszczołami co wychodzą
rano na pogodę
Tego dnia odeszła. Stało się to tak cicho, że żaden nawet szmer nie zwiastował Jej odejścia. Nikt nie widział nic, nie słyszał, nie przewidział.
nikt nie biegł do Ciebie
z lekarstwem po schodach
lampy nie przymróżono
żeby nie raziła
Nikt nie zauważył więc nagłej przezroczystości codziennej szarej sukni, w której coraz gęściej odbijały się obłoki, nikt nie zauważył poruszenia szat, rozwianego rąbka chusty i błękitu nieba jaśniejącego w oczach.
Matka. Matka wszystkich ludzi. Matka Apostołów, wiernych przyjaciół Syna, była taka jak zawsze. Krzątająca się tak samo, jak co dzień szykująca śniadanie. Rozstawiała na stole talerze i kubki, kładła świeży i pachnący chleb, masło i miód, nalewała mleko.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
nikt nie widział jak ręka Twa
od łokcia blednie
pies nie płakał serdecznie
że pani umiera
nawet anioł zaniechał
nadymania trąby
Po prostu odeszła. Rozwiała się w letnim obłoku. I gdy uczniowie zasiadali do stołu, jeszcze firanka w oknie poruszała się, jeszcze błękitem napełniony był pokój i świeżością większą niż świeżość poranka.
Pan uchronił do końca
i zdrową zostawił
tylko kiedy pukano Ciebie
już nie było
I choć nie widzieli niczego, niczego nie słyszeli, wiedzieli już wszystko. Czasem bowiem sercem więcej się widzi i więcej rozumie. Wiedzieli więc uczniowie, że to Miłość im Matkę zabrała i że jeśli miłość jest prawdą to ciała nie widać.
Nie płakali. Nie drżeli. Nie rwali włosów z głowy. Cicho siedzieli przy nakrytym stole i wpatrując się w biel mleka, wdychając zapach chleba, próbowali zgodzić się, zrozumieć, uwierzyć, bo na radość było za wcześnie....
dzień był taki jak zawsze
powietrze dzwoniło pszczołami
co wychodzą rano
na pogodę
tylko ta sama cisza
to straszne milczenie
to puste miejsce
przy kubku na stole
choćby się z ciałem
opuszczało ziemię