Danusię i Edwarda poznałam w sanatorium. W kaplicy codziennie wspólnie z wieloma osobami odmawialiśmy Różaniec. Potem była już nie tylko wspólna modlitwa, ale i pogawędki. Danusia miała zaledwie 16 lat, kiedy po nieudanej punkcji kręgosłupa straciła władzę w rękach i nogach. „Jestem bardzo wierząca - mówi o sobie. - Ojciec Święty był dla mnie ogromnym oparciem. 7 lat temu byłam w Rzymie i miałam osobistą audiencję u Papieża. Krzyż, jaki dał mi Bóg, niosę już 40 lat”. Emanuje od niej prawdziwa radość, fascynacja wiarą i człowiekiem. Wierzy w bezinteresowną dobroć, bo doświadcza jej na każdym kroku. I może dlatego nie załamała się, nie zwątpiła. Jeździła do różnych ośrodków na turnusy rekolekcyjne dla chorych. Tak było i 4 lata temu. Siedziała na wózku przed swoim domem opieki, gdzie mieszka. Za chwilę miała wraz z opiekunką udać się na tygodniowe rekolekcje do pobliskiego ośrodka. Wtedy podjechał do niej Edward, też na wózku. Rozwój choroby doprowadził u niego do całkowitej amputacji lewej nogi. Rodzina oddała go do domu opieki i przestała się nim interesować. To było ponad siły młodego jeszcze człowieka. Nie mając oparcia w wierze, w modlitwie, szukał taniej pociechy w alkoholu, ale jej nie znajdował. Aż nagle zobaczył kobietę na wózku. Zadbaną, ładną i w dodatku uśmiechniętą. Ze zdziwieniem usłyszał, że jedzie na rekolekcje. Nawet nie wiedział, że są specjalne wczaso-rekolekcje dla chorych. Przyjechał ją odwiedzić, uczestniczył w modlitwach, we Mszy św. Po pewnym czasie poprosił Danusię, by zechciała za niego wyjść, aby się wzajemnie wspierać. On ma ręce zdrowe, będzie prał, gotował i będzie miał na kogo patrzeć, z kim porozmawiać. Razem pojadą na następne rekolekcje. Niełatwo jej było podjąć decyzję. Wszyscy jej mówili, że to będzie poświęcenie, ale jak Edward będzie miał żonę, to zostawi towarzystwo przy butelce. On też się starał. Coraz lepiej szła mu modlitwa i to nie tylko dlatego, by sprawić radość Danusi, Pan Bóg w jego życiu stawał się coraz bardziej obecny. Ślub odbył się w domowej kaplicy. Oboje podjechali do ołtarza na wózkach inwalidzkich. Ksiądz kapelan związał stułą ich ręce. Padły sakramentalne słowa. „Czasami nie da się wytrzymać tego cierpienia - zwierza się Danusia. - Ale co zrobić. Mąż zawsze mnie pociesza, jak płaczę. To cierpienie jest przykre, ale oddałam się miłosierdziu Bożemu”.
Przeżywamy wakacje. Nie dziwmy się, że niepełnosprawny człowiek też ma potrzebę odpoczynku, też chce gdzieś pojechać, coś zobaczyć. Jeżeli Bóg stawia takich bliźnich na naszej drodze, to chce, byśmy służyli Jemu w cierpiących i potrzebujących pomocy, a także zrobili rachunek sumienia, czy nasze zdrowe ręce zawsze robią to, co się Bogu podoba i czy nasze zdrowe nogi chodzą ścieżkami Jego woli.
Pomóż w rozwoju naszego portalu