Z historii zjazdów
Reklama
Przybyłych krewnych pozdrowił i serdecznie powitał Witold Gęgotek, pomysłodawca i organizator rodzinnych spotkań, wnuczek protoplastów Józefa i Wiktorii. Każdy z dotychczasowych zjazdów był inny, każdemu też towarzyszyli inni patronowie i hasła przewodnie. Pierwszemu rodowemu zjazdowi towarzyszyły słowa Spotkanie po latach, drugi odbywał się pod hasłem zaczerpniętym ze słów hymnu rodzinnego Hej, z Gorajów rodu chrześcijanie. Trzecie spotkanie poświęcone było pamięci tych, którzy zginęli tragicznie - Antoniemu i Edwardowi. Rok temu, na czwartym spotkaniu w sposób szczególny wspominano Władysława - obrońcę Lwowa. 21 maja, podczas piątego zjazdu rodu Gorajów przywołano Eleonorę - córkę Protoplastów. Dzień ten był szczególny dla par małżeńskich. Podczas Mszy św. małżonkowie żyjący w związkach sakramentalnych odnowili przyrzeczenia małżeńskie, zaś żyjący w związkach nieskaramentalnych prosili o błogosławieństwo i opiekę. „Pomyśleliśmy, że podczas tego jubileuszowego zjazdu, kiedy wspominamy ciocię Eleonorę, która zawsze bardzo cieszyła się na wieść o nowym małżeństwie i rodzinie, warto podkreślić istotę małżeństwa” - wyjaśnia Witold Gęgotek.
Przysięgę małżeńską przed głównym ołtarzem odnowiło kilkanaście par z rodu Gorajów. Najdłuższym, 53-letnim stażem małżeńskim cieszą się Alicja i Jan Półtorakowie oraz Stefania i Stanisław Gorajowie, najkrócej po ślubie, bo ponad miesiąc są Anna i Bartłomiej Kućmierzowie. Wszystkim parom Ksiądz Proboszcz gratulował i życzył dalszych rocznic i jubileuszy. Wręczył też pamiątkowy obrazek z dedykacją.
Jak co roku po zakończeniu Eucharystii cała rodzina udała się na miejscowy cmentarz, by na grobach najbliższych złożyć wiązanki kwiatów i zapalić znicze.
W najbliższej przyszłości
„W ciągu ostatniego roku odeszło do wieczności dwóch krewnych z rodziny Gorajów - Leszek i Marek. Pożegnaliśmy też umiłowanego Ojca Świętego. W tym kontekście zrodziła się myśl, aby rodzina Gorajów pielgrzymowała do grobu Jana Pawła II w Rzymie” - mówił Witold Gęgotek.
W planach na najbliższą przyszłość jest też tablica pamiątkowa, która odsłonięta zostanie prawdopodobnie we wrześniu br. w sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie Łagiewnikach. „Dlatego w Łagiewnikach, bo to właśnie z Krakowem związana jest większa część naszej rodziny, a to dzięki Eleonorze, która jako pierwsza z rodu osiadła w królewskim mieście” - wyjaśnia Witold.
Warto zaznaczyć, że od początku rodzinne spotkania miały niezwykle podniosłą, a jednocześnie ciepłą i radosną atmosferę. Na wszystkie krewni przyjeżdżają z potrzeby serca. „Nikt nas nie przymusza, nie przekonuje, że trzeba, że wypada. Po prostu chcemy być wśród swoich. To coś, czego się nie zapomina, na co wyczekujemy przez cały rok. Oczywiście, w ciągu roku też się spotykamy, jednak w mniejszym gronie i w innym charakterze” - mówią Gorajowie.
Wspomnienie Protoplastów
„Józef Goraj i Wiktoria z Cygankiewiczów pobrali się bardzo młodo, a zaraz po ślubie zamieszkali w domku babci w Sułoszowej. Na świat zaczęły przychodzić dzieci: Waleria, Władysław, Eleonora, Antoni, Edward, Marianna, Tadeusz, Anna i Józef - dziś jedyny żyjący z dziewięciorga rodzeństwa” - wspominają dziadków potomkowie. Dziadek Józef - najmłodsze dziecko Gorajów był cieślą i kołodziejem. Za pieniądze otrzymane w ramach zapłaty uczył się wykonywania zawodu w Pilicy. Miał żelazne zasady, był doskonałym pedagogiem, dobrym wychowawcą dla swoich dzieci i wnucząt. Z jednej strony niezwykle rygorystyczny, z drugiej zaś bardzo wrażliwy i uczuciowy. „W domu dziadków obiad musiał być równo z biciem dzwonów na Anioł Pański. Dziadek bardzo tego przestrzegał. Nieraz upominał żonę Wiktorię, aby robiła pierogi «od kieliszka», a nie «od szklanki», takie na jeden kęs” - wspomina córka po Władysławie Zuzanna Kiszkowa. Był człowiekiem niezwykle oczytanym, inteligentnym. Potrafił rozmawiać ze wszystkimi i na każdy temat. „Nie zapomnę, jak przyszli do nas Świadkowie Jehowy. Wziął ich na długą rozmowę i na każdy z poruszanych problemów miał wiele do powiedzenia” - opowiada. Wielu przychodziło do niego z prośbą o radę w różnych sprawach życiowych. Prowadził zakład ciesielsko-kołodziejski w rodzinnej Sułoszowej. Był dobrym fachowcem słynącym na całą okolicę i jak na owe czasy dysponował doskonałym sprzętem. Budował wozy drabiniaste, sprzęt sportowy, kołowrotki oraz domy w sąsiednich miejscowościach. W rodzinnej parafii zostały namacalne dowody jego obecności. Po pożarze kościoła w Sułoszowej w czasie I wojny światowej Józef Goraj wybudował drewnianą kaplicę, która poprzedziła obecny murowany kościół. Wykonał także procesyjny, drewniany różaniec, który przetrwał do czasów obecnych. Jego synowie Władysław i Józef śpiewali w chórze kościelnym, a zięć Bartłomiej Kućmierz ze swoimi córkami wykonał roboty szklarskie w obecnym kościele. „Można bez przesady powiedzieć, że był człowiekiem z charyzmą, osobowością wyrastającą ponad przeciętność. Babcia żyła raczej w cieniu dziadka” - mówi wnuczek Józefa, syn po Mariannie, Witold Gęgotek.
„Babcia Wiktoria była kobietą filigranową, drobną, bardzo sympatyczną, chodziła w długich spódnicach, była bardzo dobrą gospodynią. Gotowała obiady nie tylko dla członków rodziny, ale także dla uczniów, którzy przyuczali się do zawodu w zakładzie Goraja” - wspomina córka po Władysławie Elżbieta Woźnica. Do tradycji należały zjazdy rodzinne przy okazji różnych uroczystości. Jedną z nich był odpust parafialny na św. Wawrzyńca 10 sierpnia. Wnuczki Józefa i Wiktorii do dzisiaj pamiętają atmosferę rodzinnego gniazdka: życzliwą, ciepłą, bogobojną. „Ściany obwieszone były świętymi obrazkami. Była Matka Boża Częstochowska, św. Józef, Matka Boża Nieustającej Pomocy, Serce Pana Jezusa i krzyż” - wymieniają potomkowie.
W rodzinie nigdy nie było równych i równiejszych, to pewnie dlatego we współczesnej rodzinie trudno doszukać się jakichkolwiek utarczek czy sporów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu