Jan Achremowicz: - Kim jest mitrat?
Ks. mitrat Stefan Batruch: - Mitrat to duchowny wyższego stanu, który należy do ścisłego grona najbliższych współpracowników ordynariusza diecezji. Mitratowi przysługuje prawo do noszenia mitry. W języku greckim słowo „mitre” oznacza po prostu nakrycie głowy. W tradycji wschodniej jest ono owalne, ozdobione wizerunkami ikon, przedstawiających Chrystusa, Matkę Bożą i Jana Chrzciciela. To wyróżnienie za szczególne zasługi kapłana dla Kościoła - działalność duszpasterską i styl życia, który może być przykładem dla innych. Razem z mitrą duchowny otrzymuje „nabiedrzec”, czyli wydłużony romb zakładany jako część stroju liturgicznego. Symbolizuje on „duchowy miecz słowa Bożego” i jest zachętą do jeszcze gorliwszej posługi słowa - jego głoszenia, przepowiadania, ewangelizowania.
- Jak wygląda obrzęd nadania tej godności?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Towarzyszy mu uroczysta Eucharystia. Podczas jej sprawowania biskup modli się nad klęczącym kapłanem, kładzie rękę na jego głowie i prosi Boga, aby wszelkie dobro, którym On obdarzy przyszłego mitrata, umocniło go. Potem podnosi mitrę i zwraca się do zebranych wiernych, pytając ich: aksjos? (godny). Wierni potwierdzają to trzykrotnie: Aksjos, aksjos, aksjos.
- Proszę powiedzieć kilka zdań o sobie.
Reklama
- Urodziłem się na Pomorzu Zachodnim. Moja rodzinna miejscowość należała do jedynej wówczas parafii greckokatolickiej w tamtym regionie. Szkołę podstawową ukończyłem w Białym Borze, później liceum ogólnokształcące w Kołobrzegu. Studia rozpocząłem w Seminarium Duchownym w Warszawie, a po dwóch latach przeniosłem się do Lublina. Po obronie pracy magisterskiej wyjechałem na staż do greckokatolickego klasztoru w Marino, we Włoszech. W 1991 r. uzyskałem święcenia w mojej rodzinnej miejscowości i rozpocząłem studia doktoranckie na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w zakresie teologii duchowości. W 1993 r. zostałem proboszczem lubelskiej parafii greckokatolickiej. Wtedy zaczęło się organizowanie życia duszpasterskiego parafii w rycie wschodnim. Spotkałem wielu życzliwych ludzi, dzięki którym w 1997 r. stało się możliwe przeniesienie do lubelskiego skansenu zabytkowej cerkwi z Tarnoszyna. Podobnie było podczas niedawno zakończonej renowacji innej zabytkowej cerkwi w Korczminie.
- Ilu wiernych liczy lubelska parafia?
- Trzysta osób. Z tego jedna trzecia to stali mieszkańcy Lublina, a pozostali to studenci z kilku państw Europy Środkowej i Wschodnie, głównie z Ukrainy, Białorusi, Słowacji.
- Niedawno zorganizował Ksiądz w Lublinie koncert solidarności z uczestnikami „Pomarańczowej rewolucji” na Ukrainie...
Reklama
- Uznałem, że zaangażowanie się w te wydarzenia na Ukrainie to mój obowiązek. Widziałem, jak mocno przeżywają przebieg wyborów moi parafianie. „Pomarańczowa rewolucja” była konfrontacją dwóch stylów rządzenia - dotychczasowego systemu, który stwarzał pozory demokracji, a tak naprawdę był oligarchiczno-autorytarny i nowej propozycji demokracji - prawdziwej, która szanuje godność człowieka, deklaruje chęć rozwiązania problemów całego społeczeństwa, a nie tylko małej grupy. Stwierdziłem, że powinniśmy okazać naszą solidarność z tymi, którzy trwają tam przez wiele dni na śniegu i mrozie. Tym bardziej, że województwo lubelskie graniczy z Ukrainą. Cieszę się, że władze miasta i wielu innych ludzi okazało temu projektowi ogromną otwartość i życzliwość. Miłym zaskoczeniem był fakt, że zespoły wyraziły chęć zagrania za darmo. Także liczba uczestników przeszła moje najśmielsze oczekiwania, na Placu Zamkowym zgromadziło się ok. 30 tys. osób, czyli na Plac Zamkowy przyszedł co dziesiąty mieszkaniec Lublina. Koncert był znaczącym wydarzeniem wśród innych akcji wsparcia „Pomarańczowej rewolucji”. Z życzliwym odzewem lublinian spotkał się również apel o uczestnictwo w wyborach w charakterze obserwatorów. Gdyby polsko-ukraiński Komitet Obywatelski miał środki, na Ukrainę można było wysłać nawet 500 obserwatorów. A pojechało 300. Uzyskaliśmy mocne poparcie abp. Józefa Życińskiego, który pobłogosławił i skierował słowa zachęty do obserwatorów. Ich liczny udział spowodował, że środowiska, które dopuściły się fałszerstw w pierwszej turze wyborów, później powstrzymały się od tego. Wszyscy obserwatorzy wracali z poczuciem wypełnienia bardzo ważnego zadania.
- Jak Ksiądz postrzega swoją duszpasterską posługę w Lublinie?
- Związałem się z Lublinem, tu doświadczam tajemniczej opieki Bożej Opatrzności. Odczuwam osobiście, jak Bóg troszczy się o mnie w wymiarze duchowym i materialnym. Wciąż posyła mi dobrych ludzi, których traktuję jak Jego posłańców - aniołów. Dzięki temu moje kapłaństwo jest niesamowitą przygodą, dającą mi dużo zadowolenia. Marzy mi się powstanie w Lublinie ośrodka badawczo-naukowego, który mógłby być miejscem, gdzie wierni obrządku rzymskokatolickiego mogliby poznawać tradycję i duchowość Kościoła wschodniego.
- Dziękuję za rozmowę.