BARBARA DZIADURA: - Jest Ksiądz naszym jedynym księdzem diecezjalnym, który pracuje na misjach. Poprzednio pracował Ksiądz w Papui Nowej Gwinei. Gdzie obecnie Ksiądz pracuje?
KS. KRZYSZTOF KARDZIS: - W Zimbabwe. Pracowałem przez osiem lat w Papui Nowej Gwinei, potem dwa lata przerwy na leczenie i w 1998 r. wyjechałem do Zimbabwe. Pracuję tam z plemieniem Tonga.
- Jaka jest różnica między tymi dwoma placówkami, między ludźmi mieszkającymi w tych dwóch krajach?
- Bardzo duża. W Zimbabwe, plemię Tonga jest dużo
biedniejsze, tam jest głód. W Nowej Gwinei ludzie nie mieli może
takiej różności w pożywieniu, ale mieli jej wystarczającą ilość.
Natomiast w plemieniu Tonga, gdy przyjdzie pora sucha, od kwietnia
do listopada, nie ma ani kropli deszczu, wszystko wygląda jak pustynia
i w tym czasie jedzą wszystko, cokolwiek znajdą: korzenie, liście
z drzew. Ludzie są dużo ubożsi i brak wody. Po wodę kobiety chodzą
nawet 4-5 kilometrów.
Następna różnica jest w mentalności i w przywiązaniu
do tradycyjnej religii. Łatwiej było pracować, jeżeli chodzi o przekazywanie
wiary w Papui Nowej Gwinei - ludzie byli bardziej otwarci. Gwinejczycy
- te plemiona, w których ja pracowałem - nie byli tak bardzo przywiązani
do swojej tradycyjnej religii. Afrykańczycy są bardzo przywiązani.
Na terenie, gdzie pracuję, jest wiara w duchy przodków. Dla nich
jest to bóg. I bardzo trudno z tego rezygnują. Po prostu, boją się,
że jeżeli ktoś się ochrzci, to może ich spotkać jakaś kara, choroba.
Dostaliśmy nawet list od młodej dziewczyny, która przychodziła do
Kościoła, ale ojciec jej powiedział: jeszcze raz pójdziesz, to cię
zabiję.
- Na czym dokładnie polega praca misyjna wśród plemienia Tonga?
- Stacja misyjna w Tonga powstała dopiero w 1984 r. i została wybrana dlatego, że to plemię zostało uznane za najbardziej zaniedbane w Zimbabwe. Tylko 1-2% ludności tego kraju stanowi plemię Tonga, także nikt się nimi nie zajmował. Pierwsze szkoły dla nich powstały dopiero w latach 60. Wiadomo, że najważniejsze w pracy misyjnej jest głoszenie Ewangelii, z tym że głoszenie Ewangelii odbywa się tutaj jednocześnie z pracą socjalną. Na naszej stacji misyjnej, która obejmuje 16 wiosek, rozciągniętych na 180 km, pracuje dwóch kapłanów jedna osoba świecka z poza Zimbabwe, 10 świeckich miejscowych osób - jako katecheci, jako - my ich tak nazywamy - pracownicy pastoralni. Przy naszej misji mamy taż taką komisję "Sprawiedliwość i pokój", która zatrudnia kolejnych 10 osób. Naszym zadaniem jest głoszenie Ewangelii, a równocześnie praca socjalna. Na czym ona polega? Na tym terenie jest bardzo dużo AIDS. Przynajmniej jedna osoba na cztery jest chora na AIDS. W niektórych wioskach wymarło średnie pokolenie. Zostali jedynie starcy i dzieci. Jest mnóstwo sierot. W tej chwili opiekujemy się sześćdziesięciorgiem dzieci, którym szkoła opłaca ubrania, a my zapewniamy wyżywienie. Każdego roku tych dzieci przybywa. Nasze samochody pracują jak karetki. Gdy pojedziemy do wiosek, zawsze przywozimy kogoś do szpitala - głód, niedożywienie, malaria... Teraz w każdej wiosce staramy się założyć coś w rodzaju grup akcyjnych. Rozpocząć projekt z wioską, żeby te wioski same mogły zając się sierotami. Nie chcemy robić z nich żebraków. Bo łatwo jest znaleźć sponsora, który parę darów przyśle, ale my wyjedziemy, a to wszystko może upaść. Rozpoczynamy zatem od uświadamiania, na czym polega prowadzenie działalności gospodarczej, jak prowadzić rachunkowość, jak gospodarować wypracowanym zyskiem. W jednej z wiosek rozpoczęliśmy projekt z kozami. Zakupiliśmy - powiedzmy - pięćdziesiąt kóz i z tych kóz cokolwiek będzie się rozmnażało oni mogą sprzedać do innych wiosek, zaprowadzić do miasta, a dochód ma być przeznaczany na sieroty. Jeszcze to nie funkcjonuje tak, jak powinno, oni nie mają wyobraźni, co to jest dochód i potrafią od razu wszystko wydać.
- A jak wygląda głoszenie Ewangelii - praca duszpasterska?
- Przede wszystkim praca misyjna to katechumenat - przygotowanie do chrztu. Praca z katechumenami zajmuje ok. trzech lat. Wygląda to różnie, w wiosce zaczyna 20-30 osób kończy 10, a czasami dwóch, trzech. Większość chrztów to dorośli. Jest jeszcze mało chrztów niemowląt. To jest dopiero pierwsze pokolenie chrześcijan. W niektórych wioskach pierwsze chrzty były dopiero w 1996-1997 r. Ze względu na dużą odległość od stacji misyjnej w niektórych wioskach Msza św. jest w raz na miesiąc. I jak jadę tam, to mieszkam w wiosce przez kilka dni.
- Jak wygląda liturgia sprawowana wśród tego plemienia, w którym Ksiądz pracuje? Jakie charakterystyczne dla siebie elementy wprowadzili do liturgii?
- Przede wszystkim taniec. Afrykańczycy mają wspaniałe poczucie rytmu. Żadnych instrumentów, tylko kilka bębnów o różnej tonacji. Msza trwa od godziny do dwóch-trzech. W ogóle się nie czuje upływającego czasu - to jest śpiew i taniec. Co jest dla nich charakterystyczne to akt pokuty, podczas którego klęczą. To jest związane z ich tradycją. Ponieważ, jeżeli o cokolwiek proszą, zawsze klękają. Jeżeli o coś proszą klękają przed tą osobą i klaszczą w ręce. To jest wykorzystane w liturgii - proszenie Boga o przebaczenie. W czasie Ewangelii siedzą - nie mogą stać. Ponieważ w ich tradycji jest, że jeżeli ktoś wyższy ode mnie, np. wódz plemienia przemawia, to nie mam prawa wstać, bo wtedy kwestionuję jego słowa lub chcę o coś zapytać. Dlatego w czasie Ewangelii - gdy Bóg przemawia - siedzą. Nie mają do Niego żadnych pytań. Także Modlitwa wiernych jest na klęcząco, gdyż są to prośby. Modlitwa ta często jest śpiewana i ktokolwiek chce może się w nią włączyć.
- Czym zajmują się ludzie z plemienia Tonga?
- Uprawiają ziemię. Jak się rozpocznie w listopadzie pora deszczowa, wtedy pracują w polu. Sieją kukurydzę, milet i jeszcze jakieś inne rośliny, których nie ma w Polsce. Żniwa są w końcu kwietnia, kiedy rozpoczyna się pora sucha. Plony wystarczają im zwykle do Bożego Narodzenia. Prawdziwy głód rozpoczyna się od stycznia i trwa do kwietnia, kiedy są następne zbiory.
- Od trzynastu lat pracuje Ksiądz na misjach. Co Księdza tam ciągnie, co daje największą radość?
- To jest powołanie? Ten styl pracy mi odpowiada. Tam czuję się w domu, u siebie. A to, co mnie najbardziej ciszy na misjach - szczególnie teraz z Afryce - to uśmiech dziecka. Jest tam mnóstwo tych biednych dzieci. Jak się wejdzie do wioski, to dzieciaki przylecą, chwycą za rękę, niektóre się weźmie na ręce, i ono zaczynają się śmiać. Dziecku daje się uśmiech. Czasami nic więcej nie trzeba. Albo mieszkanie w wiosce przez cztery, pięć dni, gdzie nic nie ma: prądu, wody, gdzie śpi się na ziemi, gdzie jest 40 stopniowy upał, to radość sprawia zwykły prysznic i cieknąca z kranu woda.
- Ma Ksiądz jakieś plany marzenia misyjne?
- Naszym problemem jest kształcenie katechetów. Nie
ma żadnych kursów w języku Tonga. Rozpoczęliśmy budowę Centrum Formacji,
w którym będą przeprowadzane kursy w ich języku. Do tej pory nie
mieliśmy nawet kościoła. Była jedynie jedna wielka sala, w której
wszystko się odbywało: Msza, kursy, zajęcia, ludzie też tam spali.
W tym roku zostanie oddany kościół, gdy wyjeżdżałem zakładali dach.
Jest to kościół pod wezwaniem Wszystkich Zmarłych. Jest chyba tylko
kilka kościół na świecie pod takim wezwaniem. Jest to połączone z
ich tradycją, z wiarą w duchy przodków. Połączyliśmy to z naszą wiarą
w świętych obcowanie i łącznością duchową ze zmarłymi. I oni to akceptują.
W ich wierze kończyło się to na duchach przodków, a my to łączymy
z wiarą w świętych, że przez nich, przez ich orędownictwo możemy
zanosić nasze prośby do Boga.
Obecnie zbieramy pieniądze na dokończenie budowy całego
Centrum. Potrzebne są bowiem sale do prowadzenia kursów - nie tylko
dla katechetów, ale także kursów dla pielęgniarek, które prowadzone
są w naszym małym szpitalu, kursów wyplatania koszyków i innych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu