- Na początku to nie była parafia i za bardzo nie cieszył się Proboszcz Czańca, że mu pod bokiem kościół wybudowali - opowiada ks. Eugeniusz Nycz, proboszcz parafii Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Wtedy istniała tendencja, by nie rozpraszać wiernych. Więc gdy ten kościół wybudowano, nikt nie zadbał o jego konsekrację. Ta uroczystość odbyła się dopiero w 1995 r. W tym roku mija dokładnie 10 lat - dodaje.
- Gdy tu nasz Proboszcz przyszedł 16 lat temu - wspomina organista, Rafał Sędziok - zaraz na kazaniu powiedział, że w ciągu 6 lat zmieni oblicze kościoła. I rzeczywiście, 6 lat trwały najważniejsze prace remontowe.
- Nasz Proboszcz jest świetnym gospodarzem - mówi z uznaniem Pani Krystyna, pracująca na plebanii. On jak sobie coś postanowi, to konsekwentnie dąży do realizacji. I wszystko mu świetnie wychodzi! Proszę tylko zobaczyć, jak tu ładnie!
Obchodzimy całe parafialne gospodarstwo. Tak zadbanego otoczenia kościoła i plebanii dawno nie widziałam! Imponujące są kwiaty w ogrodzie i iglaki przed farą. Ślicznie prezentuje się ołtarz polowy na tyłach kościoła.
- Tu odprawimy Mszę św. z okazji 100-lecia Straży Pożarnej. Będą mogli podjechać wozem strażackim. Jest miejsce!
Od przeszło 13 lat wychodzi Sygnaturka. Kolorowy, dopracowany w każdym szczególe kwartalnik parafialny. Głównym założeniem było pisać prosto, nawet nieporadnie, ale zrozumiale. Unikać przedruków! I taka jest Sygnaturka, czyli, jak to wyjaśnił jeden z jej twórców, Marek Dukat, cichy, lecz wpadający prosto do serca głos parafialnego dzwonu. To nie miał być głos Zygmunta, słyszany w całej Polsce. To głos delikatnej, lecz swojskiej sygnaturki.
- Obecnie jest to gazeta, na którą ludzie czekają - opowiada pomagająca w kancelarii Jadwiga Pyzia. - Już pierwszego dnia rozchodzi się 600 egzemplarzy, a kilka tygodni wcześniej się niecierpliwią, pytają, kiedy wreszcie się ukaże. Pani Jadwiga wyciąga archiwalne egzemplarze. - Proszę popatrzeć, jak myśmy się rozwinęli! Teraz to już jest profesjonalnie wydawane pismo!
Ksiądz Proboszcz wspomina jeszcze taką historię. To było w 1971, może 72 roku. Zima stulecia. Mieszkałem wtedy w Trzebini, w wikarówce. Nasz Proboszcz nie miał dzwonka, po prostu nie lubił tego typu rzeczy. Nagle słyszymy jakieś głosy. Wchodzi ks. Kuczkowski i pyta: „Czy mielibyście gdzie Kardynała przenocować? Jedziemy do Katowic na pociąg, by później lecieć samolotem do Wiednia. Spieszymy się, a tu zaspy, zaspy, nie da się przebić”. Pobiegłem zaraz do samochodu. Rzeczywiście, był tam kard. Karol Wojtyła. Cały opatulony kożuchami, bo zimno było. Zaprosiłem ich wszystkich do środka. Chciałem zrobić coś do jedzenia, lecz stwierdzili, że nie trzeba, mają herbatę w termosie, tylko Kardynał zażyczył sobie zadzwonić do Wiednia, by jego kolega kard. König nie wychodził mu naprzeciw. Myślę sobie, co zrobić? Środek nocy, na plebanii jest telefon, ale jak się ks. Kuczkowskiemu nie udało Proboszcza zbudzić, to mnie pewnie też to nie wyjdzie. W okolicy są jakieś telefony, jednak to był rok 1971, wtedy dodzwonienie się za granicę to był wyczyn. W końcu Kardynał uznał, że Königowi dobrze zrobi poranny spacer. Nie trzeba się kłopotać. Natomiast ks. Kuczkowski stwierdził, że on musi jechać do Krakowa i to zaraz. Więc co było robić, śnieg przez cały czas sypał, ja dosłownie szedłem przed samochodem i go prowadziłem. I tak po godzinie, półtorej, dotarliśmy na stację w Trzebini. Tam się okazało, że najbliższy pociąg do Krakowa odchodzi po 4.00. W poczekalni siedziała jakaś zabiedzona babina, a obok niej elegancki, nieco naburmuszony ks. Kuczkowski. Zacząłem go namawiać, byśmy wrócili, że nic tu po nas. Po chwili się zgodził. A co dalej z Kardynałem? Jak zwykle wstał najwcześniej, szybciutko się umył i zaraz chciał jechać. Przybiega nasz Proboszcz z zaproszeniem na śniadanie. A kard. Wojtyła na to: „Już nas wikarzy ugościli. Dziękujemy!”. Może to nieładnie tak mówić, ale poczułem satysfakcję. No i Proboszcz wreszcie sobie ten dzwonek założył.
Wielkim powodzeniem cieszą się Msze św. na Trzonce, w miejscu, gdzie stoi kaplica. W pierwszą niedzielę sierpnia, w okolicach dnia Matki Bożej Śnieżnej, uczestniczy w niej ponad 3 tys. osób. Okoliczne miejscowości się wyludniają - śmieją się kapłani. Wszyscy chcą na niej być.
- Pewnego roku - opowiada ks. Marian Niziołek, kapelan sióstr klarysek w Kętach - przyjechaliśmy na miejsce i dopiero wtedy zorientowaliśmy się, że zapomnieliśmy komunikantów. Co robić... Pełno ludzi, wszyscy czekają, aż rozpoczniemy nabożeństwo, a tu taka historia! Więc zwracam się do wikarego: „Ty jedź, a ja będę dotąd mówił, aż cię nie zobaczę”. I ludzie wysłuchali pokaźnego kazania! Nikt się nie połapał!
Mieszkańcy Porąbki chętnie uczestniczą w nabożeństwach ku czci błogosławionego biskupa Józefa Bilczewskiego. Proboszcz Nycz, pochodzący z Wilamowic, nie musi ich już namawiać, delegacje były i na Mszy beatyfiakcyjnej, i są obecne na każdej Mszy urodzinowej. „To był wielki człowiek” - mówią z przekonaniem.
Przy parafii działają różne grupy. Oprócz typowych, jak Róże Różańcowe, ministranci, schola... są jeszcze: Katolicki Klub Pracy, który stara się pomagać bezrobotnym oraz cieszący się niesłabnącym powodzeniem klub teatralny, prowadzony przez ks. Pawła Hubczaka, wikarego - o którym Proboszcz mówi: „On się do tego nadaje jak mało kto. Potrafi porwać młodzież”. Ostatnim wielkim wydarzeniem teatralnym jest przygotowywany na jubileusz i prezentowany już m.in. w Boże Ciało spektakl pt. Spełnione marzenia (o historii budowy kościoła w Porąbce). Scenariusz napisała Dorota Gałuszka, katechetka w bielskim gimnazjum.
Robi się chłodniej, gdy oglądamy jeszcze inne kaplice: św. Wawrzyńca i najstarszą św. Urbana. Wszystko jest już dokładnie przygotowane do obchodów jubileuszu, choć największe uroczystości zaczną się dopiero za jakiś czas.
Pomóż w rozwoju naszego portalu