Warszawa. Sierpień i wrzesień 1944 r. Dni Powstania Warszawskiego. Dni jednych z najpiękniejszych i zarazem najtragiczniejszych kart polskiej historii. Stolica Polski, miasto niezłomne, niezwyciężone, na powstańczych barykadach traci najlepszych swych synów. Warszawskie dzieci walczą i giną. Ich determinacji towarzyszy modlitwa. Modlitwa powstańców i modlitwa tych mieszkańców stolicy, którzy do walki z bronią w ręku stanąć nie mogli. Ich orężem staje się właśnie gorąca modlitwa.
Podobnie jak w miesiącu maju, tak i w dniach powstania, piwnice, klatki schodowe i podwórka domów rozbrzmiewały Litanią Loretańską. Wiem to z opowieści mojej babci i mamy. Wielokrotnie wspominały ten czas straszny, ale i niezwykły. Miasto ginęło w pożarach i gruzach, ale jego mieszkańcy jak największego skarbu bronili podwórkowych kapliczek z wizerunkami Matki Bożej. Zgromadzeni wokół nich lub choćby patrzący w ich kierunku z okienek piwnicznych, wspólnie zanosili błagania do Tej, która przecież obroniła Jasną Górę. Przecież i teraz nie opuści Swych warszawskich dzieci. Ta wspólna modlitwa dodawała odwagi, przynosiła ukojenie i łagodziła ból rannych i umierających.
„Święta Maryjo, módl się za nami...
Święta Boża Rodzicielko, módl się za nami...
Uzdrowienie chorych, módl się za nami...
Pocieszycielko strapionych, módl się za nami...
Królowo Męczenników, módl się za nami...
Królowo pokoju, módl się za nami...”.
Z jaką ufnością mieszkańcy stolicy zwracali się do Matki Bożej słowami modlitwy św. Bernarda: „Pomnij, o Najświętsza Panno Maryjo, że nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego, kto się do Ciebie ucieka, Twej pomocy wzywa, Ciebie o przyczynę prosi...”. Nadzieja płynąca z wiary w prawdę zawartą w tych słowach ocaliła niejedno życie, dała siłę na przetrwanie grozy tych dni. I my dzisiaj, nie tylko w maju, ale każdego dnia naszego życia polecajmy się Świętej Bożej Rodzicielce, Tej, która nie gardzi naszymi prośbami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu