Reklama

Jubileusz 25-lecia sakry biskupiej abp. Władysława Ziółka

Niedziela łódzka 20/2005

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Waldemar Kulbat: - Taki jubileusz z pewnością skłania do wspomnień…

Abp Władysław Ziółek: - Na początku marca 1980 r. bp Józef Rozwadowski przebywał w Rzymie. Po powrocie zwrócił się do mnie z prośbą, abym zawiózł do Prymasa kard. Wyszyńskiego ważną korespondencję. Spotkanie w Warszawie było umówione na 10 marca o godz. 17.00. Dwa dni wcześniej, z powodu przeziębienia i wysokiej gorączki, byłem zmuszony położyć się do łóżka, ale Ksiądz Biskup bardzo nalegał, abym jednak do Warszawy pojechał. Stawiłem się więc w umówionym czasie przed Księdzem Prymasem i przekazałem mu list. Powód mojej wizyty był jednak zupełnie inny. Ksiądz Prymas zakomunikował mi, że Ordynariusz łódzki poprosił Ojca Świętego Jana Pawła II o trzeciego biskupa pomocniczego, zwracając się do mnie z pytaniem, czy wyrażam na to zgodę. Zapadła głęboka cisza. Zupełnie nie spodziewałem się takiego właśnie przebiegu tego spotkania. Ksiądz Prymas przez chwilę czymś się zajął, dając mi trochę czasu, abym ochłonął i zastanowił się nad odpowiedzią. Po chwili wróciliśmy do rozmowy i wtedy powiedziałem „tak” na wyrażoną wobec mnie wolę Bożą. Ksiądz Prymas ustalił datę ogłoszenia decyzji Ojca Świętego na najbliższą sobotę, 15 marca o godz. 12.00.
Wróciłem do Łodzi i zaraz udałem się do Księdza Biskupa, który niecierpliwie pytał już w progu: no i jak? co powiedziałeś? Opowiedziałem więc cały przebieg spotkania, zaznaczając, że udał się Księdzu Biskupowi ten niewinny podstęp. Święcenia biskupie odbyły się dopiero po Wielkanocy, 4 maja. Po nich zaczęła się praca dla Kościoła łódzkiego, którą podjąłem z bp. Józefem i biskupami pomocniczymi - Janem i Bohdanem.

- Przy okazji takich szczególnych rocznic sięga się zazwyczaj pamięcią do chwil i miejsc, gdzie - żeby powtórzyć za Janem Pawłem II - wszystko się zaczęło.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Zawsze z wielką czułością wracam myślą do moich Komornik koło Wolborza, do tego mojego gniazda, do rodzinnego domu. Może kogoś rozczaruję, jeśli powiem, że była to zwykła, chrześcijańska, katolicka rodzina. Od razu więc dopowiadam, że w tej zwyczajności i prostocie kryła się jej wielka siła.
W domu był dość tradycyjny podział ról. Ogromnie wiele zawdzięczam mojej Mamie, która, będąc osobą niezwykle wrażliwą, przekazała mi najważniejsze prawdy wiary, nauczyła i pilnowała codziennego pacierza, dbała o zachowanie chrześcijańskich obyczajów i tradycji, zabierała mnie do parafialnego kościoła, do wiejskich przydrożnych kapliczek, gdzie śpiewano majowe.
Ojciec, po powrocie z Niemiec, gdzie do roku 1942 przymusowo pracował w gospodarstwie pod Monachium, zajął się edukacją intelektualną i religijną moją i rodzeństwa. W czasie niemieckiej okupacji, kiedy co rusz zamykano szkołę, brałem udział w tajnych kompletach. Tego Ojciec bardzo pilnował. Z tego czasu mile wspominam nauczycielkę Zofię Kroszczyńską, z którą miałem kontakt aż do jej śmierci. Z czasów szkolnych pamiętam jeszcze bardzo dobrze profesora biologii, p. Nowackiego. Uczył mnie tylko rok, ale jemu zawdzięczam uwrażliwienie na piękno, które objawia się w przyrodzie. Bez większej przesady mogę powiedzieć, że byłem nim zauroczony - często zabierał nas na wycieczki, ukazywał piękno świata, zaznaczając, że właśnie takim został stworzony przez Boga, że jeśli dzieło Boga jest piękne, jaki piękny musi być Bóg! Pamiętam, jak wyczulał nas na to, żeby tego piękna nie niszczyć, nie być wobec niego barbarzyńcą. Niestety, nigdy później go nie spotkałem.
Edukacja religijna odbywała się m.in. przy pomocy czasopisma Rycerz Niepokalanej, które Ojciec prenumerował, a także innych książek i modlitewników, zamawianych i kupowanych w Niepokalanowie. Na te pozycje zawsze się w domu czekało i pilnie się je czytało.

- Czy w tym czasie pojawiły się myśli o kapłaństwie?

- Ewangelista Jan podaje dokładną godzinę powołania dwóch Apostołów. Kiedy ja zastanawiam się nad moją godziną, wspominam misje parafialne, które odbyły się w Wolborzu w 1949 r. Głosili je Franciszkanie z Niepokalanowa. Zwłaszcza jeden z nich swoimi naukami, sposobem przemawiania porwał za sobą młodzież. I na mnie zrobił wielkie wrażenie. A ponieważ „grunt” był już niejako przygotowany - choćby przez lekturę Rycerza Niepokalanej - i duch franciszkański nie był mi obcy, po tych misjach zapragnąłem wstąpić do franciszkańskiego Niższego Seminarium Duchownego w Niepokalanowie.
Kiedy o swojej decyzji powiadomiłem ówczesnego proboszcza, ks. Kazimierza Olszewskiego, ten mnie cierpliwie i życzliwie wysłuchał, i powiedział, że niższe diecezjalne seminarium jest także w Łodzi. Poradził, żebym właśnie tam skończył maturę, wszystko dokładnie przemyślał i przemodlił, i wtedy dopiero podjął ostateczną decyzję. Posłuchałem go. Do Łodzi przywiozła mnie pracująca w Wolborzu s. Helena Rzepecka. I w Łodzi już zostałem.

Reklama

- Ksiądz Arcybiskup ukończył łódzkie Seminarium, ale święceń kapłańskich nie otrzymał Ksiądz w Łodzi. Dlaczego?

- Wskutek zawirowań wojennych, ukończyłem wcześniej naukę w szkole podstawowej. Ten niedobór wieku ciągnął się za mną aż do końca nauki w Seminarium. Ledwie starczyło mi lat, żeby - i tak później niż wszyscy - otrzymać święcenia diakonatu. Dziś żartuję, że pewnie nie mieli co ze mną zrobić i razem z ks. Dziwoszem, który był w podobnej sytuacji, skierowano nas na KUL, gdzie miałem studiować teologię. Bp Klepacz, który akurat wrócił z Rzymu, uzyskał dwa stypendia, które umożliwiały studia na uczelniach rzymskich. W czasie rekolekcji przed diakonatem poinformowano mnie, że to właśnie ja i ks. Dziwosz zostaliśmy wybrani. W ówczesnej sytuacji to było wyjątkowe wydarzenie. Pamiętam dobrze krótką, zwięzłą rozmowę z bp. Klepaczem, który powiadomił mnie, że w Rzymie będę studiował prawo. Teologów mamy, brakuje nam teraz prawnika - powiedział wtedy Ksiądz Biskup i pobłogosławił mnie na drogę. Dopiero w Rzymie, 13 lipca 1958 r., otrzymałem święcenia kapłańskie z rąk abp. Józefa Gawliny.
Czas studiów rzymskich był ważnym etapem mojego życia. Nie waham się nazwać tego czasu błogosławionym - to przede wszystkim inny niż w Łodzi sposób uprawiania nauki, poszerzenie horyzontów, nowe - dla mnie czasem rewolucyjne - podejście do zagadnień prawa kościelnego, teologii czy liturgii. Chłonąłem to całym sobą.
A potem był Sobór Watykański II - kontakty z wielkimi i znaczącymi osobistościami ówczesnego Kościoła, zupełnie naturalne i oczywiste włączenie się w nurt soborowej odnowy - aggiornamento.
Miałem szczęście widzieć jeszcze Piusa XII, przeżyłem jego śmierć. Później konklawe i wybór Jana XXIII, który od swojego poprzednika różnił się nie tylko wyglądem fizycznym, ale również typem osobowości. Odkąd został papieżem, wszystko, co wówczas czynił, głęboko we mnie zapadało: jego niesłychana bezpośredniość i ogromna wrażliwość na człowieka, wejście w lud. Wielu już wtedy mówiło o nim: „Święty, chodzący po ziemi”. Kościół i świat potrzebował ojca. I on, z uśmiechem na twarzy, z szeroko otwartymi ramionami, przygarniał cały świat, zadziwiając wszystkich swoją bezpośredniością i przystępnością, urzekając prostotą serca, połączoną ze znajomością człowieka i jego spraw.

- Jak doświadczenia zebrane w Rzymie realizował Ksiądz Arcybiskup po powrocie do Łodzi?

- Wyjechałem z Polski jako diakon, nie mając żadnej praktyki duszpasterskiej. Po studiach w Rzymie otrzymałem pracę w Kurii Biskupiej - najpierw jako notariusz, następnie kanclerz. Zamieszkałem w klasztorze Sióstr Bernardynek na Rudzie - to tam było moje pierwsze duszpasterstwo. Tam również spotkałem m. Franciszkę Wierzbicką - wspaniałą kobietę, żywo zainteresowaną Soborem, która prowokowała mnie do przeróżnych duszpasterskich działań. Organizowałem więc konferencje, wykłady, spotkania ekumeniczne. W czasie liturgii wprowadziłem codzienne homilie, w Adwencie i Wielkim Poście - jedne z pierwszych w diecezji - nabożeństwa pokutne. Zaczęło się duszpasterstwo posoborowe, w którym ja się „wyżywałem”: mnożyły się w kościele na Rudzie młodzieżowe grupy oazowe, spotykały się rodziny. Dopóki nie wychowałem sobie animatorów, większość spotkań - prawie codziennie - prowadziłem sam.
Oparcie i zachętę miałem ze strony ks. Blachnickiego. Z nim i z założonym przez niego Ruchem Światło-Życie spotkałem się zaraz po powrocie z Rzymu. Właśnie w tym Ruchu odnalazłem w praktyce to, o czym myślał i co proponował Sobór. Zwłaszcza w liturgii, przy ołtarzu. Nigdy formalnie nie należałem do tego Ruchu, ale zawsze był on mi bliski - w pewnym sensie ukształtował sposób mojego myślenia o duszpasterstwie.

- 24 stycznia 1986 r. został Ksiądz Arcybiskup ordynariuszem diecezji łódzkiej. Co było najważniejsze w tej prawie 20-letniej służbie?

- Od razu, bez zastanowienia, odpowiadam: wizyta Jana Pawła II w Łodzi. To się przecież prawie zbiegło w czasie. Dla mnie stało się oczywiste, że Papież ukazał Kościołowi w Łodzi i jego Pasterzowi konkretny program działania. Ojciec Święty przemawiał wtedy do dzieci pierwszokomunijnych i do ich rodziców, do przedstawicieli świata nauki i kultury oraz do świata pracy, zwłaszcza do pracujących kobiet. Program był więc jasno określony: wyznanie wiary i świadectwo chrześcijańskiego życia w rodzinie, troska o właściwy etos świata pracy, konieczność współpracy ze światem akademickim i troska o chrześcijańską kulturę.
W jaki sposób się to realizowało w ciągu tych lat? Lista jest naprawdę bardzo długa, nie sposób wszystkiego wymienić. Ale jak nie wspomnieć o 58 nowych parafiach, które erygowałem w diecezji łódzkiej, o nowych świątyniach, które powstały dzięki wielkiej ofiarności duszpasterzy i świeckich? Postawiliśmy w Łodzi na rodzinę - pojawiło się wiele inicjatyw prowadzonych przez Wydział Duszpasterstwa Rodzin i Centrum Służby Rodzinie: pierwszy w Polsce Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy, Telefon Zaufania, Dom Samotnej Matki, Fundusz Ochrony Macierzyństwa im. Stanisławy Leszczyńskiej, Szkoła Rodzicielstwa.
W celu koordynowania propozycji dla dzieci i młodzieży powołałem w Kurii Wydział Duszpasterstwa Młodzieży, który zajmuje się organizacją m.in. Dni Młodzieży w Niedzielę Palmową, Świętem Młodych, festynów i wspólnych wakacji.
W szczególnej sytuacji znajduje się łódzki świat pracy, dotknięty w czasie ustrojowych przeobrażeń bezrobociem i biedą materialną. Bardzo mi zależało, aby nie tylko stawiać diagnozy, ale przede wszystkim spieszyć z konkretną pomocą najbiedniejszym. Zabiegam o to, żeby Caritas nie zamknęła się w samych tylko instytucjach, ale żeby przejawiała się w życiu. Obchodzony na początku kwietnia jubileusz łódzkiej Caritas ucieszył moje serce, ukazując wielość działań i rozległe pole udzielanej codziennie pomocy najbardziej potrzebującym.
O jeszcze jednej mojej nadziei muszę wspomnieć - o stowarzyszeniach i ruchach katolickich. Wiele sobie po nich obiecuję. Działa ich w naszej archidiecezji wiele: zajmują się formacją religijną, liturgiczną, zawodową. Są także rozległym i aktywnym zapleczem modlitewnym, którego nie sposób przecenić. Chciałbym, aby wszystkie te grupy były dynamicznym zaczynem dla swoich parafii i dla całego Kościoła lokalnego.

- Niewątpliwą zasługą Księdza Arcybiskupa jest owocna współpraca z Łodzią akademicką. Jak do tego doszło?

- Jak krótko wspomnieć o tym, co się wydarzyło we wzajemnych kontaktach między Kościołem a światem nauki i kultury? Pierwsze próby zostały podjęte jeszcze przed papieską wizytą, ale tak naprawdę wszystko się zaczęło od spotkania Jana Pawła II ze środowiskiem akademickim w łódzkiej katedrze. Od tamtego czasu te więzy - ku mojej radości - coraz bardziej się zacieśniają i wydają znaczące owoce: opłatkowe spotkania, udział w inauguracjach roku akademickiego, organizowane wspólnie przez Uniwersytet Łódzki, Politechnikę i Seminarium Duchowne konwersatoria i sesje naukowe, ukazujące się międzyuczelniane publikacje…
Także z innymi środowiskami udało się nawiązać trwałe kontakty: służba zdrowia, nauczyciele szkół podstawowych i ponadpodstawowych, inteligencja techniczna. Od kilku lat działa w Łodzi Duszpasterstwo Środowisk Twórczych. W naszym mieście działają uczelnie katolickie - Instytut Teologiczny i Punkt Konsultacyjny warszawskiego Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego - kształcące nie tylko przyszłych katechetów, ale wszystkich, którzy interesują się teologią. Patrzę na te inicjatywy z dużą nadzieją i oczekuję, że spośród absolwentów tych uczelni wyjdą ci, którzy wezmą odpowiedzialność za kształt Kościoła łódzkiego.

- Czym jest dla Księdza Arcybiskupa ten jubileusz?

- Zaczęliśmy od wspomnień, bo jubileusz to wezwanie do spojrzenia w przeszłość. Zostało mi postawione pasterskie zadanie do wykonania - trzeba na pewno dokonać oceny tego, co udało się zrealizować i wypełnić. Brakuje słów, które mogłyby oddać moją wdzięczność Panu Bogu za to, co w moim życiu stało się Darem i Tajemnicą. Ale temu towarzyszy także świadomość, że jeśli cokolwiek udało się uczynić, to przecież dzięki pomocy innych: księży biskupów, kapłanów, osób zakonnych, świeckich - wszystkich, którzy okazali mi tyle dobrej woli i ofiarnie ze mną współpracowali nad dziełem Bożym.
Pozostają jednak pytania: czy można było jeszcze więcej, jeszcze lepiej, a może inaczej? Dla jubilata takie spojrzenie też jest bardzo ważne. Pozwala uczynić rachunek sumienia, który - głęboko ufam - jeszcze bardziej pozwoli mi stanąć przed Panem Bogiem oraz moimi braćmi i siostrami, do których zostałem posłany, w postawie dziękczynienia. I pokornie poprosić, aby dalej mi towarzyszyli modlitwą i pracą w tym, co zostanie mi przez Bożą Opatrzność zlecone na dalsze lata mojego życia i posługiwania.

- Dziękuję bardzo za rozmowę.

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Litania nie tylko na maj

Niedziela Ogólnopolska 19/2021, str. 14-15

[ TEMATY ]

litania

Karol Porwich/Niedziela

Jak powstały i skąd pochodzą wezwania Litanii Loretańskiej? Niektóre z nich wydają się bardzo tajemnicze: „Wieżo z kości słoniowej”, „Arko przymierza”, „Gwiazdo zaranna”…

Za nami już pierwsze dni maja – miesiąca poświęconego w szczególny sposób Dziewicy Maryi. To czas maryjnych nabożeństw, podczas których nie tylko w świątyniach, ale i przy kapliczkach lub przydrożnych figurach rozbrzmiewa Litania do Najświętszej Maryi Panny, popularnie nazywana Litanią Loretańską. Wielu z nas, także czytelników Niedzieli, pyta: jak powstały wezwania tej litanii? Jaka jest jej historia i co kryje się w niekiedy tajemniczo brzmiących określeniach, takich jak: „Domie złoty” czy „Wieżo z kości słoniowej”?

CZYTAJ DALEJ

Włoski „łowca” pedofilów ks. Fortunato Di Noto: musimy bardziej chronić dzieci

2024-05-05 15:35

[ TEMATY ]

Ks. Di Noto

Włodzimierz Redzioch

Ks. Fortunato Di Noto

Ks. Fortunato Di Noto

Pedopornografia staje się coraz powszechniejszym przestępstwem w internecie, do tego dochodzą nadużycia związane z wykorzystywaniem sztucznej inteligencji. W rozmowie z włoską agencją SIR wskazuje na to ks. Fortunato Di Noto. Jest on inicjatorem Dnia Dzieci Ofiar Przemocy, Wykorzystywania i Obojętności, który przypada w pierwszą niedzielę maja. W tym roku obchodzony jest już po raz dwudziesty ósmy i przekroczył granice Włoch, docierając m.in. do Polski, Francji i Watykanu.

Obojętność unicestwia dzieciństwo

CZYTAJ DALEJ

Za nami doroczna pielgrzymka Przyjaciół Paradyża

2024-05-05 19:17

[ TEMATY ]

Przyjaciele Paradyża

Wyższe Seminarium Duchowne w Paradyżu

Karolina Krasowska

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego

Modlą się o nowe powołania i za powołanych, a także wspierają kleryków przygotowujących się do kapłaństwa. Dziś przybyli do Wyższego Seminarium Diecezjalnego na doroczną pielgrzymkę.

5 maja odbyła się diecezjalna pielgrzymka „Przyjaciół Paradyża" do Sanktuarium Matki Bożej Wychowawczyni Powołań Kapłańskich w Paradyżu. Spotkanie rozpoczęło się od Godzinek o Niepokalanym Poczęciu NMP i konferencji rektora diecezjalnego seminarium ks. Mariusza Jagielskiego. Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego. – Gromadzimy się przed obliczem Matki Bożej Paradyskiej jako rodzina Przyjaciół Paradyża w klimacie spokoju, wyciszenia, refleksji i modlitwy, ale przede wszystkim w klimacie ofiarowanej miłości, o której tak dużo usłyszeliśmy dzisiaj w słowie Bożym – mówił na początku homilii pasterz diecezji. – Dziękuję wam za pełną ofiary obecność i za to całoroczne towarzyszenie naszym alumnom, kapłanom i tym wszystkim wołającym o rozeznanie drogi życiowej, dla tych, którzy w tym roku podejmą tę decyzję. Nasza modlitwa podczas Eucharystii jest źródłem i znakiem pewności, że jesteśmy we właściwym miejscu, bowiem Pan Jezus jest z nami i gwarantuje owocność tego spotkania swoim słowem, mówiąc „bo, gdzie są zebrani dwaj lub trzej w Imię Moje, tam Jestem pośród nich”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję