Reklama

Testament

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

„Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy Pan wasz przybędzie”.
W drugim roku pontyfikatu Jan Paweł II rozpoczął tymi słowami swój testament, jakby się bał, że może nie zdążyć przypomnieć światu o tym, co najważniejsze, o byciu zawsze gotowym na śmierć. Kilka wierszy dalej: „Proszę także o modlitwę... Nie pozostawiam po sobie własności, którą należałoby zadysponować”.
W 1980 r. Ojciec Święty pisze w nim: „Pragnę raz jeszcze całkowicie zdać się na Wolę Pana. On Sam zdecyduje, kiedy i jak mam zakończyć moje ziemskie życie i pasterzowanie. W życiu i śmierci Totus Tuus przez Niepokalaną. Przyjmując już teraz tę śmierć, ufam, że Chrystus da mi łaskę owego ostatniego Przejścia, czyli Paschy. Ufam też, że uczyni ją pożyteczną dla tej największej sprawy, której staram się służyć: dla zbawienia ludzi, dla ocalenia rodziny ludzkiej, a w niej wszystkich narodów i ludów...”.
Patrząc na to, co działo się w świecie, a szczególnie w Rzymie i w Polsce w dniach, kiedy zaczęło się powolne odchodzenie Jana Pawła II, a potem po Jego śmierci, nie sposób nie zadać sobie pytania, kto stał za tym człowiekiem, że potrafił przygarnąć do siebie prawie cały świat niezależnie od koloru skóry czy wyznania. Kto dał Mu tę siłę, która połączyła ze sobą tylu ludzi? Dla nas, wierzących, jest sprawą oczywistą Kto, a kiedy innym zaczęły otwierać się na nowo oczy, konfesjonały były oblegane. Od wielu kapłanów dowiedziałam się, że bywały często powroty nawet po kilkudziesięciu latach.
Nadludzkie cierpienie Ojca Świętego zaczęło rodzić widoczne owoce, których w miarę upływu lat będzie przybywać, bo ziarno zostało rzucone na dobrze przygotowaną glebę, przez liczne Jego pielgrzymki, encykliki, książki... Jego umieranie. Na przykładzie Jana Pawła II widać wyraźnie, co znaczy świętość kapłana, która świeckim również jest zadana, o czym raczej nie pamiętamy, bo tak nam wygodniej. Widać też, co znaczy cierpienie złączone z krzyżem Chrystusa. Jak bogate wydaje owoce dobra.
Co za łaska, że nasz Rodak postawił na media, którym pozwolił towarzyszyć sobie do końca, dzięki którym mogliśmy śledzić, niejako podglądać, to święte życie Następcy Chrystusa.
W pierwszą środę po Wielkanocy pokazał się niespodziewanie w oknie o godz. 11.00 zamiast o 12.00 - co zobaczyliśmy dzięki kamerom TV. Chciał do nas przemówić i pobłogosławić, ale Bóg ogołocił Go jeszcze bardziej i to na oczach milionów ludzi, nie przywracając Mu głosu, więc tylko błogosławił wiernych, ale za to kilkakrotnie, patrząc i patrząc na ten tłum zebrany na Placu św. Piotra, żegnając się w ten sposób z nami, o czym wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy.
Siostra Miriam, założycielka Domu Pielgrzyma na os. Słonecznym, wiernie idąca za Chrystusem, a tym samym i za Ojcem Świętym, przyjechała do Rzymu już w Wielkim Tygodniu, mając przeczucie, że ta Droga Krzyżowa będzie się znacznie różniła od poprzednich. I tak też się stało. Mówi, że to był niezwykły Wielki Tydzień, chociaż Ojciec Święty już nie był między nimi. Czuła jednak, że tak jak dawniej prowadzi ich Drogą Krzyżową przez przyjęcie z pokorą swojego cierpienia, jak również przez ludzką frustrację, że nie może już mówić, i wtedy miała odczucie, jakby słyszała Jego wewnętrzny krzyk.
Nic nie powiedział... a tyle nam powiedział - co oprócz Siostry zauważyli też inni. To było wielkie przeżycie dla tych, którzy patrzyli wtedy na Ojca Świętego, na tę Jego bezsilność, więc szybko odsunięto mikrofon. Tu należy zaraz przypomnieć, że Chrystus zrobił najwięcej wtedy, kiedy nic już nie mógł robić. Kiedy miał ręce i nogi przybite do krzyża. Wtedy nas odkupił. Patrząc na odchodzenie Jana Pawła Wielkiego i słuchając coraz smutniejszych komunikatów, po raz pierwszy odczułam jakby namacalnie śmierć Chrystusa (nie zrobił tego w takim stopniu film Pasja) i tę Jego ogromną miłość do nas, a potem, gdy wybiła godz. 21.37, poprzez własny ból zrozumiałam ból Matki Jezusa...
Ktoś niedawno powiedział, żeby się nie bać sytuacji wstrząsowych, żeby nie chronić też przed nimi dzieci, bo one często zmieniają na dobre bieg naszego życia, czego mogliśmy doświadczyć, kiedy nam ogłoszono: „Dzisiaj Chrystus otworzy szeroko drzwi dla Jana Pawła II”.
Siostra Miriam mówi, że w drugi dzień świąt ludzie pełni nadziei dużo wcześniej przed wybiciem godz. 12.00 wpatrywali się, tak jak to bywało dotąd, w papieskie okno z nadzieją, że może i tym razem... ale czas się wydłużał, a okno było nadal puste, więc Polacy zaczęli delikatnie śpiewać, a Hiszpanie krzyczeć: „Będziesz dla nas zawsze młody”, co z miejsca podchwycili inni zebrani na Placu św. Piotra. O. Hejmo po rozmowie z abp. Stanisławem Dziwiszem oznajmił, że tym razem nie można absolutnie na to liczyć. Nie uszło uwagi Siostry i innych zgromadzonych, że stan Ojca Świętego się pogorszył, a owoce tego nadludzkiego cierpienia zbieraliśmy i zbieramy nadal wszyscy. Nadludzkiego, bo - jak kontynuuje dalej swoją myśl Siostra Miriam - dla Niego było to podwójne męczeństwo. Raz dlatego, że był fizycznie niesprawny, a dwa, że nie mógł przemówić do ludzi. Tu głos Siostry Miriam się załamuje, a w oczach pojawiają się łzy i ledwie dosłyszalnym głosem dopowiada, że kiedy stał się niepodobny do siebie, upodobnił się tak bardzo do Chrystusa.
Powtórzmy tu za św. Pawłem: „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony dopełniam niedostatki udręk Chrystusa w moim ciele dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1, 24).
Ponieważ Kościół tworzy mistyczną całość, więc nikt się nie dziwił, że z chwilą gdy cierpi Głowa, wszystkie członki pogrążone są w bólu. Nastał dzień 2 kwietnia, godz. 21.37, w którym to czasie prawie cały świat zamarł na chwilę, a potem rozległ się szloch...
Siostra Miriam tak jak nasz Ojciec Święty oddała się cała Matce Bożej, a Ta nie pozostała jej dłużna i zapewne dzięki Jej pomocy dwa razy znalazła się przy trumnie Jana Pawła II, wchodząc tam bez długiego czekania w kolejce. Za każdym razem wzruszenie było ogromne, czy to wtedy, gdy po raz pierwszy przebywała tam godzinę, czy następnego dnia trochę krócej. Za każdym razem odczytywała z Jego twarzy ogromne cierpienie i emanujący od Niego ogromny pokój. Nie czuła się jednak zniszczona wewnętrznie przez tę śmierć, lecz zbudowana, odczuwając swoim sercem, a także patrząc na innych, wyraźne działanie Zmartwychwstałego, bo odchodzący Papież nie chciał byśmy byli smutni.
Ufność Jana Pawła II spełniła się i nadal będzie się spełniać w miarę upływu czasu, bo któż zapomni o tej prostej, z drewna cedrowego trumnie, która bez oprawy kwiatowej i innego przepychu, jedynie z herbem papieskim na wieku, leżała na Placu św. Piotra, a na niej księga Ewangelii miotana bezbronnie wiatrem, której kartki przewracał Duch Święty, chcąc jakby powiedzieć: nie tylko je czytajcie, ale żyjcie też nimi, wprowadzając je w życie, aby miłość do Boga i człowieka były najważniejsze.
Na pewno to się stanie, bo cierpienie zawsze rodzi owoce dobra. Kończąc naszą rozmowę, Siostra zwraca uwagę na dzień śmierci naszego wielkiego Rodaka, że była nim pierwsza sobota miesiąca, dzień poświęcony Matce Bożej, której się cały oddał, a także na zapewnienie Matki Bożej Szkaplerznej, że kto nosi szkaplerz, będzie wprowadzony do nieba w najbliższą sobotę miesiąca. Był to też okres wielkanocny i równocześnie wigilia święta Miłosierdzia Bożego, które ustanowił, więc musiała to być dla Niego ogromna radość, że właśnie w takim dniu Bóg powołał Go do siebie, i dla mnie - dodaje Siostra Miriam - bo nie cierpi i jest już z Bogiem, swoją Matką i tymi wszystkimi, których beatyfikował i kanonizował, więc chciało się krzyczeć: Grazie, grazie, grazie...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wielkanoc prawosławnych i wiernych innych obrządków wschodnich

2024-05-05 10:04

[ TEMATY ]

prawosławie

Piotr Drzewiecki

Prawosławni i wierni innych obrządków wschodnich rozpoczęli w niedzielę obchody Świąt Wielkanocnych, które w tym roku przypadają u nich pięć tygodni później niż u katolików.

Data tego święta w Kościele katolickim wyliczana jest nieco inaczej niż w Kościele wschodnim, więc w tym samym terminie Wielkanoc przypada w obu obrządkach tylko raz na jakiś czas. Tak było np. w 2017 roku; przeważnie prawosławni świętują jednak Wielkanoc później, maksymalnie właśnie nawet pięć tygodni po katolikach.

CZYTAJ DALEJ

Wy jesteście przyjaciółmi moimi

2024-04-26 13:42

Niedziela Ogólnopolska 18/2024, str. 22

[ TEMATY ]

homilia

o. Waldemar Pastusiak

Adobe Stock

Trwamy wciąż w radości paschalnej powoli zbliżając się do uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Chcemy otworzyć nasze serca na Jego działanie. Zarówno teksty z Dziejów Apostolskich, jak i cuda czynione przez posługę Apostołów budują nas świadectwem pierwszych chrześcijan. W pochylaniu się nad tajemnicą wiary ważnym, a właściwie najważniejszym wyznacznikiem naszej relacji z Bogiem jest nic innego jak tylko miłość. Ona nadaje żywotność i autentyczność naszej wierze. O niej także przypominają dzisiejsze czytania. Miłość nie tylko odnosi się do naszej relacji z Bogiem, ale promieniuje także na drugiego człowieka. Wśród wielu czynników, którymi próbujemy „mierzyć” czyjąś wiarę, czy chrześcijaństwo, miłość pozostaje jedynym „wskaźnikiem”. Brak miłości do drugiego człowieka oznacza brak znajomości przez nas Boga. Trudne to nasze chrześcijaństwo, kiedy musimy kochać bliźniego swego. „Musimy” determinuje nas tak długo, jak długo pozostajemy w niedojrzałej miłości do Boga. Może pamiętamy słowa wypowiedziane przez kard. Stefana Wyszyńskiego o komunistach: „Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził”. To nic innego jak niezwykła relacja z Bogiem, która pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na drugiego człowieka. W miłości, zarówno tej ludzkiej, jak i tej Bożej, obowiązują zasady; tymi danymi od Boga są, oczywiście, przykazania. Pytanie: czy kochasz Boga?, jest takim samym pytaniem jak to: czy przestrzegasz Bożych przykazań? Jeśli je zachowujesz – trwasz w miłości Boga. W parze z miłością „idzie” radość. Radość, która promieniuje z naszej twarzy, wyraża obecność Boga. Kiedy spotykamy człowieka radosnego, mamy nadzieję, że jego wnętrze jest pełne życzliwości i dobroci. I gdy zapytalibyśmy go, czy radość, uśmiech i miłość to jest chrześcijaństwo, to w odpowiedzi usłyszelibyśmy: tak. Pełna życzliwości miłość w codziennej relacji z ludźmi jest uobecnianiem samego Boga. Ostatecznym dopełnieniem Dekalogu jest nasza wzajemna miłość. Wiemy o tym, bo kiedy przygotowywaliśmy się do I Komunii św., uczyliśmy się przykazania miłości. Może nawet katecheta powiedział, że choćbyśmy o wszystkim zapomnieli, zawsze ma pozostać miłość – ta do Boga i ta do drugiego człowieka. Przypomniał o tym również św. Paweł Apostoł w Liście do Koryntian: „Trwają te trzy: wiara, nadzieja i miłość, z nich zaś największa jest miłość”(por. 13, 13).

CZYTAJ DALEJ

Smagła Góralko z Rusinowej Polany, módl się za nami...

2024-05-05 20:50

[ TEMATY ]

Rozważania majowe

Wołam Twoje Imię, Matko…

Karol Porwich/Niedziela

Po kilku dniach wędrówki powracamy na gościnną ziemię krakowską. Z dzisiejszego „przystanku” ucieszą się miłośnicy gór, zwłaszcza Tatr.

Rozważanie 6

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję