„Chrystus niczego nie zabiera, a daje wszystko”
Któż spodziewał się, że na zakończenie homilii podczas Mszy św. pontyfikalnej Ojciec Święty Benedykt XVI przypomni i rozwinie słowa swojego wielkiego poprzednika Jana Pawła II: „Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi, a znajdziecie prawdziwe życie”.
Benedykt XVI kierował te słowa przede wszystkim do ludzi młodych, ale one niosły - niosą! - prawdę dla nas wszystkich: „(...) Kto wpuszcza Chrystusa nie traci nic, absolutnie nic z tego, co czyni życie wolnym, pięknym i wielkim. (...) Tylko w tej przyjaźni otwierają się na oścież drzwi życia. Tylko w tej przyjaźni rzeczywiście otwierają się wielkie możliwości człowieka. Tylko w tej przyjaźni doświadczamy tego, co jest piękne i co wyzwala. (...) Nie obawiajcie się Chrystusa! On niczego nie zabiera, a daje wszystko”.
Pozostając jeszcze przy nawiązaniu Benedykta XVI do słów Jana Pawła II z 22 października 1978 r. - jakże aktualna pozostaje ich przesłanka społeczna: „Papież (Jan Paweł II - przyp. M. S.) przemawiał do możnych tego świata, którzy obawiali się, że Chrystus mógłby zabrać im coś z ich władzy, gdyby dali Mu wejść i pozwolili na wolność wiary. Owszem, On z pewnością coś by im zabrał: władzę korupcji, naginania prawa, samowoli. Ale nie zabrałby niczego, co dotyczy wolności człowieka, jego godności, budowania sprawiedliwego społeczeństwa”.
Koresponduje z tym fragment o czynionych przez ludzi pustyniach wewnętrznych i zewnętrznych - o pustyniach „nędzy, głodu i pragnienia, pustyniach porzucenia, samotności i zniszczonej miłości, pustyniach ciemności Boga, wypalenia duszy, gdzie zanika świadomość godności i drogi człowieka” i w których „(...) bogactwa ziemi nie służą już budowaniu Bożego ogrodu, w którym wszyscy by mogli żyć, lecz wykorzystywane są przez moce wyzysku i zniszczenia”.
Nie sądźmy jednak, że Papież zawarł w swej homilii jedynie jakąś przygnębiającą, „pustynną” diagnozę. Owszem, „(...) my wszyscy, cała ludzkość, jest tą zagubioną owcą, która nie odnajduje już drogi na pustyni”, ale jest Chrystus, Boży Syn, który tak jak dwa tysiące lat temu, tak i teraz „(...) nie może porzucić ludzkości znajdującej się w tak mizernej sytuacji. (...) Opuszcza chwałę niebios, aby odnaleźć owcę i iść za nią aż na krzyż. Bierze ją na swe ramiona, bierze nasze człowieczeństwo, bierze nas samych. On jest tym dobrym pasterzem, który daje swoje życie za owce”.
Nie jesteśmy „przypadkowym i pozbawionym znaczenia produktem ewolucji. Każdy z nas jest owocem zamysłu Bożego. Każdy z nas jest chciany, każdy miłowany, każdy niezbędny”, a odnosząc się jeszcze do innego fragmentu papieskiej homilii, „jesteśmy wspólnotą świętych” - Kościołem żywym, młodym i radosnym, wspólnotą, która wpadła w „sieci Ewangelii Chrystusa”.
Paradoksalnie świat o żywotności i młodości Kościoła przekonał się w chwili smutnej - odchodzenia Jana Pawła Wielkiego do Domu Ojca i Jego przez nas pożegnania. Może jednak ta chwila była potrzebna, by sami ludzie spostrzegli: „Ten, kto wierzy, nigdy nie jest sam - nie jest sam ani za życia, ani w chwili śmierci”.
Na rocznicę zakończenia wojny
Nie napisałem w podtytule: „Na Dzień Zwycięstwa”, bo jakie to dla Polski było zwycięstwo? Dla otuchy pragnę przytoczyć słowa Ojca Świętego Jana Pawła II wypowiedziane do Wojska Polskiego 2 czerwca 1991 r. w Koszalinie. Po przypomnieniu chwały oręża polskiego w czasach historycznych (m.in. w bitwie pod Legnicą w 1241 r., wiktorii wiedeńskiej w 1683 r. i bitwie pod Warszawą w 1920 r.) Papież Polak powiedział: „Ostatnia, II wojna światowa jest dalszym ciągiem tej żołnierskiej epopei, poczynając od września 1939 r., poprzez Narwik, Francję, Anglię - a z drugiej strony, z obszarów Rosji oraz z głębi Azji przez Bliski Wschód aż po Monte Cassino, i poprzez ciężki bój o Wał Pomorski aż po udział w ostatecznym pokonaniu hitleryzmu. Równocześnie w kraju okupowanym z dwóch stron - wraz z całą strukturą podziemnego państwa - Armia Krajowa.
Szczytem tego bohaterskiego, a równocześnie tragicznego wysiłku stało się Powstanie Warszawskie w 1944 r.”.
Gloria victis!
Pomóż w rozwoju naszego portalu