Misterium przygotowane przez reżysera Wacława Jankowskiego pod kierownictwem muzycznym Piotra Sułkowskiego było, jak powiedział w wywiadzie dla Radia Paweł Orski, zastępca dyrektora Krakowskiej Opery Kameralnej, „nowatorską próbą połączenia koncertu w wykonaniu solistów i orkiestry z grą świateł i grą aktorską »Testes Passionis«, czyli obserwatorów pasji, w które wcieliły się Martyna Malcharek i Oksana Pryjmak”. Próba ta okazała się wielkim sukcesem. Kostiumy, kompozycja ruchu scenicznego i gra świateł sprawiły, że trwający ponad godzinę koncert nie dłużył się i nie nudził słuchaczy, którzy przecież na co dzień nie obcują z tego rodzaju muzyką. W owacji na stojąco oklaskiwano przede wszystkim solistów: sopranistkę Katarzynę Jagiełło i kontratenora Michała Wajdę-Chłopickiego.
Medytacja męki Pańskiej ma swoje źródło w duchowości średniowiecza naznaczonej doświadczeniem św. Franciszka z Asyżu. W tej teologii, która mocno podkreślała kult Chrystusa na tle Jego krzyża i wydarzeń zbawczych, swoje miejsce miała także Matka Jezusa stojąca pod krzyżem. To Ona, zanim stała się renesansową Pietą, trzymającą w swych ramionach i opłakującą martwego Syna, była gotycką Madonną współcierpiącą i współumierającą z Tym, którego śmierć i męka „przeszyła mieczem boleści Jej duszę”. To z tej duchowości zrodziła się Stabat Mater, średniowieczna sekwencja, która weszła do liturgii Kościoła jako śpiew gregoriański. „Był to pierwotnie tekst podkładany pod rozbudowaną melodię rozpoczynającą się wraz z ostatnią nutą wersetu Alleluja - jak czytamy w programie koncertu, do którego słowo wstępne napisał ks. Andrzej Draguła. - Sekwencja składa się z 20 trzywersowych zwrotek. Pierwszych osiem to wyraz głębokiego współczucia z cierpiącą Matką Jezusa. Pasja, której jesteśmy świadkami na Kalwarii, dokonuje się niejako na dwóch płaszczyznach. Najpierw w ciele Jezusa, w ciele ubiczowanym, umęczonym i w końcu ukrzyżowanym. Ale pod wiszącym, umierającym, świętym ciałem Boga Człowieka stoi Jego ziemska Matka”.
Bolesny lament nad Maryją zaczyna się od słów „Eia Mater” w dziewiątej zwrotce sekwencji. Poeta zwraca się do Matki Chrystusa, która uczy nas, czym jest współcierpienie, bowiem nie można Boga naśladować w cierpieniu, ani wziąć na siebie Jego krzyża, ale można stanąć obok Matki Bolesnej i dzielić Jej los. Tylko Bóg może cierpieć za innych. Człowiek może jedynie dzielić los cierpiącego, stojąc obok. Sekwencja kończy się wezwaniem poety do Chrystusa, aby po zakończonym życiu przyjął jego duszę do nieba.
Stabat Mater doczekała się wielu wersji muzycznych, ale niewątpliwie najbardziej znane to kompozycje Pergolesiego i Vivaldiego. Dwugłosowe dzieło Pergolesiego zdumiewa swoją radością, która przeplata się z dostojnością i tragedią słów. Może jej źródłem jest młodzieńczość kompozytora, który umarł przedwcześnie, mając zaledwie 26 lat? A może w finale poprzedzającym końcowe „Amen” dochodzi do głosu przedśmiertne, pokorne i pełne nadziei westchnienie kompozytora złączone z ostatnim tchnieniem Jezusa na krzyżu?
Stabat Mater Vivaldiego jest bardziej dramatyczne i niepozbawione pewnej bezradności wobec cudzego cierpienia. Jest hołdem złożonym cierpiącej Matce po stracie Jej dziecka. Jest także zjednoczeniem z tym wielkim cierpieniem, które przecież dokonuje się w historii ludzkości każdego dnia.
Słuchając w zadumie i w scenerii półmrocznego kościoła kolejnych taktów muzyki tych dwóch wielkich mistrzów, z przenikającym serce śpiewem solistów, słuchacz - nawet nierozumiejący słów pasyjnej sekwencji - mógł przeżyć głębię tamtych wydarzeń, które w następnych dniach Triduum Paschalnego dane mu było przeżyć w liturgii Kościoła. I tak zapewne się stało w sercach wielu, którym dane było modlić się tamtego wieczoru w sposób nieco inny niż dotąd, modlitwą wrażliwego serca.
Pomóż w rozwoju naszego portalu