Mało kto mógł przewidzieć, jak będą wyglądały kolejne dni już bez Jana Pawła II. Nikt też nie spodziewał się, że śmierć Papieża zjednoczy zwaśnionych kibiców piłkarskich. Kiedy ogłoszono, że stan Papieża uległ pogorszeniu, kibice na stadionie Lecha w Poznaniu zaczęli skandować „przerwać mecz”. Piłkarze zaczęli wspólnie modlić się, niektórzy płakali. Okazało się, że ci, czasami pogardliwie nazywani „kibole”, uważani za najgorszych w społeczeństwie, też potrafią razem modlić się.
4 kwietnia na stadionie Cracovii, której sympatykiem był sam Papież, odprawiono Mszę św. Obok siebie stali w szalikach swoich drużyn kibice krakowskich klubów: „Wisły”, „Hutnika” i „Cracovii”. Piłkarz tego ostatniego klubu, Kazimierz Węgrzyn, tak wspomina ten dzień: „Coś cudownego. Można było dostrzec, że kibice chcą zakopać topór wojenny”. Podobnie było w Warszawie, gdzie na nabożeństwie zgromadzili się zwaśnieni kibice Legii i Polonii - pozdrawiali się wzajemnie, podawali ręce, a nawet wymieniali przyjacielskie uściski. A przecież wcześniej było to nie do pomyślenia. W ciągu następnych dni na meczach wisiały transparenty z napisami „Pojednanie dla Papieża”, „Szacunek dla rywala”, „Ojciec Święty nas jednoczy” itp.
U nas, na Kielecczyźnie, ok. 1000 kibiców uczestniczyło w Eucharystii na Świętym Krzyżu i nieważne było, czy jest się kibicem „Korony”, „Radomiaka Radom”, czy też drużyny z Ostrowca. Wszyscy wyrażali nadzieję, że to koniec wojen między kibicami. Co się stało później, wie cała Polska. Kilka dni później wszczęto bójki, palono szaliki rywali, obrzucając się wzajemnie wyzwiskami. Czyżby wielkie pojednanie trwało tylko tydzień?
Wiele razy byłem na meczach Korony i wiem, jaka panuje wtedy atmosfera. Każdy kibic ma obowiązek dopingować całym sercem swoją drużynę, zdzierać gardło śpiewając hymny pochwalne na jej cześć, przewyższając w dopingu swych rywali. Po meczu jednak należy okazać szacunek przeciwnikom. Niestety, większość tego nie rozumie. Media - zwłaszcza sportowe - przybrały niedawno opcję napominania i karcenia stadionowych chuliganów, pisząc m. in., że kibice zawiedli Papieża. Czy jednak zgodnie z prawdą?
Bardzo łatwo oceniać innych, potępiać, ponieważ uważamy się za lepszych. Tak naprawdę to każdy z nas jest kibicem. Dopingujemy swoim celom, ideałom, czy też nam samym. Wiele razy postanawiamy poprawę, przebaczenie, lepsze życie. Ile razy zawiedliśmy? Staramy się grać dobrych, porządnych katolików. Myślimy, że chuligańskie ekscesy czy złodziejskie porachunki nas nie dotyczą, a okazuje się, że czasem nie jesteśmy lepsi. Postanawiając przed Bogiem poprawę, nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że jest to Święta obietnica, którą później i tak łamiemy, po czym włączamy telewizor i oburzamy się na wiadomość o kolejnych napadach i kradzieżach. „Kibice” w nas są tak zachłanni, że gotowi jesteśmy czasem zatracić własne wartości, aby tylko postawić na swoim. Dlatego tak trudno jest nam przebaczać i kochać. Zawsze tam, gdzie jest dobro, zły rozrzuca ziarna niezgody, wykorzystując naszą słabość, niewiedzę, czy też głupotę. Co więc powinniśmy robić?
Codziennie stawać się lepi. Z każdym dniem może rodzić się w nas nowy człowiek. Tak nas uczył Ojciec Święty. Szkoda, że tak mało go słuchaliśmy.
Czy pojednanie kibiców było szczere? Nie znam ich i nie mnie ich oceniać. Zna ich Bóg i to On oceni ich swoim miłosiernym sercem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu