Przemiany polityczne po 1989 r. dały możliwość zakładania szkół
prywatnych, w tym także katolickich, których w czasach komunistycznych
było bardzo mało. Prowadzone były przez zgromadzenia zakonne męskie
i żeńskie. Miały dobrą renomę ze względu na wysoki poziom nauczania.
Do tych szkół posyłali swe dzieci prominenci państwowi, ludzie świata
nauki i kultury, nawet ateiści, ponieważ łączyły nauczanie z dobrym
wychowaniem dzieci i młodzieży. Szkolnictwo katolickie ma dobrą markę
na całym świecie, zarówno w krajach bogatych, jak i biednych. Nawet
w krajach, gdzie chrześcijanie stanowią zdecydowaną mniejszość np.
w Japonii, rodzice i dzieci bardzo sobie cenią szkoły katolickie.
Sobór Watykański II w cytowanej już Deklaracji o wychowaniu chrześcijańskim
poświęcił dużo uwagi szkolnictwu katolickiemu. Stwierdził m.in.,
że szkoła katolicka "nie mniej niż inne szkoły zdąża (...) do celów
kulturalnych i prawdziwie ludzkiej formacji młodzieży. Właściwością
zaś jest to, że stwarza w społeczności szkolnej atmosferę przesiąkniętą
ewangelicznym duchem wolności i miłości, dopomaga młodzieży, aby
w rozwijaniu własnej osobowości wzrastała zarazem wedle nowego stworzenia,
którym stała się przez chrzest, a całą ludzką kulturę porządkuje
ostatecznie zgodnie z orędziem zbawienia, tak aby poznanie, które
wychowankowie stopniowo zdobywają odnośnie do świata, życia i człowieka,
było oświetlone wiarą".
Szkoła katolicka wychowuje dzieci i młodzież w duchu
etyki katolickiej, która - jak już stwierdzono - postrzegana jest,
nawet przez rodziców wyznających inne religie czy zupełnie niewierzących,
jako bardzo użyteczna w procesie wychowania dzieci i młodzieży. Sobór
stawia wysokie wymagania nauczycielom szkół katolickich: "dlatego
niechże się przygotowują z odpowiednią troską, aby posiadali wiedzę,
tak świecką, jak i religijną, potwierdzoną odpowiednimi tytułami
naukowymi, i by mieli opanowaną sztukę wychowywania, odpowiadającą
zdobyczom bieżącej doby. Związani miłością między sobą i uczniami
oraz przepojeni duchem apostolskim, niech dają świadectwo tak życiem,
jak i nauką jedynemu Nauczycielowi Chrystusowi. (...) niech pobudzają
samych wychowanków do osobowego działania, a po ukończeniu okresu
szkolnego niech im dalej pomagają radą, przyjaźnią, a także zakładaniem
specjalnych stowarzyszeń przenikniętych duchem Kościoła".
Nauczanie Soboru odnośnie do nauczyciela szkoły katolickiej
dotyczy wszystkich nauczycieli katolickich. Uważny czytelnik znajdzie
w nich uwieńczenie myśli prezentowanych w poprzednich artykułach
dotyczących "duszy nauczyciela". Myślę, że wielu z nas spotkało nauczycieli,
którzy byli autentycznymi świadkami wiary dla swoich wychowanków
i prawdziwymi apostołami Chrystusa. Kiedy w czasach komunistycznych
byłem katechetą w obecnej parafii katedralnej w Zamościu, istniała
spora grupa nauczycieli, która odważnie współpracowała ze mną oraz
z innymi kapłanami. Wspólnie prowadziliśmy grupę teatralną, dekoratorską,
zespoły instrumentalno-wokalne i inne. Nauczyciele wraz z uczniami
brali udział w rekolekcjach w Łabuniach czy Krasnobrodzie. Wielu
nauczycieli za współpracę z Kościołem było szykanowanych, niektórzy
nawet stracili pracę. Najwyższy Urząd Nauczycielski Kościoła o takich
wychowawcach naucza: "Święty Sobór ogłasza, że posługa tych nauczycieli
jest prawdziwym apostolstwem, także w naszych czasach, jak najbardziej
odpowiednim i koniecznym, a równocześnie prawdziwą służbą na rzecz
społeczeństwa". W dzisiejszych czasach potrzebne jest również świadectwo
nauczycieli katolickich. Jak wiadomo, Polaków cechuje przekora. Kiedy
w czasach komunistycznych utrudniano udział w życiu religijnym, wszyscy
garnęli się do Kościoła, nawet niewierzący i niechrzczeni. Kiedy
nastała tzw. wolność, nawet zupełnie przyzwoitym katolikom wmówiono,
że Kościół chce rządzić, budować państwo wyznaniowe i inne brednie.
W tę pułapkę dali się złapać także niektórzy nauczyciele katoliccy.
Stąd wielu z nich, niby w imię poszanowania wolności, godności, neutralności
w szkole zaczęło, wbrew swojemu sumieniu katolickiemu, niechętnym
okiem patrzeć na obecność religii w szkole czy wychowanie w duchu
katolickim. Należy żywić nadzieję, że polscy nauczyciele, tak jak
w czasach rozbiorów, okupacji i komunizmu będą odważnie przekazywać
młodzieży zdrową naukę opartą na prawdzie i katolickie zasady moralne.
Nie chodzi, by zastępowali księży i katechetów, a lekcje poszczególnych
przedmiotów zamieniali w katechezę. Nie muszą nawet wspominać o Bogu
czy Dekalogu. Wystarczy jeśli będą wychowywać zgodnie ze swoim sumieniem
i tradycją naszego narodu, mając świadomość, że dzieci, które uczą,
podobnie jak oni są ochrzczone, bierzmowane, przystępują do sakramentów
pokuty i Eucharystii. Powinni pamiętać o Hipokratesowskiej zasadzie: "
Przede wszystkim nie szkodzić". Godne najwyższego potępienia są działania
nauczycieli zmierzające do osłabienia wiary i moralności dzieci i
młodzieży. Takich nauczycielach Chrystus przestrzegał: "Lecz kto
by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą
we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić
go w głębi morza" (Mt 18, 6). Wielcy pedagodzy, których cytowałem
w poprzednich częściach, wcale nie mówili o chrześcijańskim wychowaniu,
a jednak ich myśli były nacechowane duchem chrześcijańskim, bo mieli
świadomość, w jakim kraju żyją i jaki ten kraj chcieliby widzieć
w przyszłości. Należy wyrazić
przekonanie, że tej perspektywy nie
zatracą również nasi nauczyciele.
Sobór skierował też apel do rodziców: "Rodzicom zaś katolickim
przypomina obowiązek posyłania swojej dziatwy, kiedy i gdzie to tylko
możliwe, do szkół katolickich, wspomagania ich w miarę sił i współpracowania
z nimi dla dobra swoich dzieci". Z tego, co widać, w naszym regionie
szkoły katolickie nie są specjalnie popularne wśród dzieci i młodzieży.
Niewątpliwie wpływ na to ma sytuacja finansowa naszych rodzin. Jak
dotychczas nie uporządkowano do końca sprawy oświaty prywatnej. Proponowane,
min. przez Stowarzyszenie Uwłaszczeniowe, bony edukacyjne nie zyskały
poparcia czynników rządowych. Szkoda, bo wtedy każdy uczeń wybrałby
sobie taką szkołę, jaka mu odpowiada, a jego edukacja byłaby finansowana
ze środków publicznych. Wielu rodziców dla swoich dzieci wybrałoby
zapewne szkołę katolicką.
Oprócz finansów na przeszkodzie w wyborze szkoły katolickiej
stoją uprzedzenia, przykro to pisać, natury światopoglądowej. Kilka
miesięcy temu słuchałem w Katolickim Radiu Zamość wypowiedzi kilku
uczennic Liceum Katolickiego w Zamościu. Starały się przekonać słuchaczy,
że są normalnymi dziewczynami, chodzą na dyskoteki, do kina i wcale
nie muszą po ukończeniu Liceum zostać zakonnicami, a lekcje religii
są w takim samym wymiarze godzin jak w innych szkołach. Był to dla
minie sygnał, że na młodzież szkół katolickich nasze "ultrakatolickie"
społeczeństwo patrzy podejrzliwie. Widocznie rodzice obawiają się,
że ich dzieci po skończeniu tego typu szkoły będą za dobrze wychowane,
za "porządne" jak na dzisiejsze czasy i na serio będą traktować swoją
wiarę. Dlatego wolą zachować w stosunku do nich dystans i na wszelki
wypadek wysłać swoje dzieci do innych, "normalnych" szkół, w przeciwieństwie
do areligijnych Japończyków i Amerykanów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu