Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia
I czas umierania
(Koh. 3,1)
Umarł Papież. Nasz Papież. Nasz Ojciec Święty. Nasz Ojciec. Żadne ze słów nie wydaje się odpowiednie, żadne z uczuć nie da się opisać. Trwa ból. Żal przeogromny i niepokój. Przywykliśmy bowiem iść przez życie prowadzeni przez Niego za rękę, przywykliśmy do Jego stałej obecności, do tego, że zawsze jest, gdy potrzebujemy - wysłucha, zrozumie, pocieszy, a nawet wymodli łaski u Boga. Przywykliśmy do Jego obecności jak do powszedniego chleba, jak do powietrza i wody. Jaki będzie ten nowy świat bez Niego? - pytamy. Jaki będzie świat boleśnie osieroconych? Jak żyć bez przypomnień, napomnień, wskazówek, drogowskazów? Jak żyć bez Jego słów, bez dźwięku głosu, widoku twarzy?
Dla bardzo wielu z nas ten szczególny Pontyfikat trwał przez całe dorosłe życie. Dla wielu z nas świat zaczął się z Ojcem Świętym. Jak więc witać nowy dzień, jak kontynuować rozpoczęte sprawy, jak dalej żyć?
Każda śmierć wydaje się niespodziewana i przedwczesna, a szczególnie tych najbardziej potrzebnych i ukochanych. Każda śmierć pozostawia po sobie pustkę, której nie zapełni nikt i nic oraz ból, którego nie uleczy czas. I wielką, przeogromną tęsknotę, która z czasem może zmienić się w tęsknotę do Nieba.
Za wcześnie jeszcze na refleksje, podsumowania, omawianie. Za wcześnie na słowa. Pozostaje modlitwa. I pomimo wielkiego cierpienia - wielka nadzieja, bo Bóg wie lepiej od nas i nic nie dzieje się ani za wcześnie ani za późno, bo na wszystko jest odpowiedni czas, tak jak jest czas narodzin i czas umierania, bo Bóg „uczynił wszystko pięknie w swoim czasie” jak uczy Kohelet.
Jest też czas płaczu i radości. Jest czas radości, bo dane nam było żyć w tym samym czasie, dane nam było spotykać się, rozmawiać, słuchać... Dane nam było czuć Jego fizyczną obecność i naukę czerpać prosto z Jego ust. Ale przecież nie tylko słowami nas uczył. Uczył nas swoim życiem, swoją bezradną starością i cierpieniem, którego nie ukrywał z wielką otwartością i troską o nas udzielając szczególnych rekolekcji. Dając nam przykład i dzieląc się z nami swoim życiem uczył nas naszej własnej starości i słabości, naszej godności i człowieczeństwa. Wreszcie uczył nas naszego własnego umierania, tego przechodzenia z życia do życia, z wielką ufnością również swoją śmierć stawiając przed naszymi oczyma wierząc, że nasza modlitwa ma wielką moc i wyjednać może szczególne łaski w tym największym od dnia narodzin dniu.
„Nie pojmuje człowiek dzieł, jakich Bóg dokonuje od początku aż do końca” - powiada Kohelet. I my nie możemy pojąć Jego śmierci, uważając ją za niespodziewaną i przedwczesną. A przecież wszystko dzieje się w swoim czasie „i jest wyznaczona godzina”, choć nie zawsze jesteśmy gotowi to zaakceptować. Nie jest nam też łatwo pogodzić się z tym, że świat idzie naprzód, że przemija czas, i że przemijamy i my - jak sekundy, minuty, dni, miesiące i lata. Nie chcemy dorastać. Nie chcemy brać odpowiedzialności za siebie, innych i świat. Ale przychodzi czas naszego działania. Przychodzi czas naszej dorosłości, kiedy wsłuchując się w echo wypowiedzianych przez Niego słów, będziemy musieli iść dalej sami, choć przecież nie samotni, by wypełniać Bożą Wole i swój los.
Jesteśmy dziś pełni smutku, a oczy nasze pełne są łez. Ale ręce nasze nie są puste! Idziemy niosąc ziarno na siew, które miłosierny Bóg przez Ojca Świętego włożył w nasze ręce.
Postępują na przód wśród płaczu,
niosąc ziarno na zasiew:
z powrotem przychodzą wśród radości
przynosząc swoje snopy.
(Ps. 126 (125) 5-6)
Od nas zależy jakie będzie żniwo.
Pomóż w rozwoju naszego portalu