20 września 2001 r. w Brzezinach odeszła do Pana śp. Marianna
Kurdek. Przeżyła 81 lat. Szczyciła się swoim wiekiem. Fakt urodzenia
się w tym samym roku, co Papież Jan Paweł II był dla niej powodem
do dumy. Często podkreślała, że "1920 to dobry rocznik". W swoim
długim życiu Marianna Kurdek doznała wielu cierpień: ludzkiej uszczypliwości
i nietolerancji, braku własnej rodziny, samotności, choroby. Znosiła
wszystko z pogodą i wiarą. Ksiądz Dziekan, który odwiedzał ją co
piątek z Panem Jezusem w Eucharystii, przekazał, że czasem narzekała
na doświadczaną samotność. Zaraz jednak następowała refleksja i mawiała
wtedy: "ale przecież nie jestem sama, jest ze mną Bóg", dając tymi
słowami piękne świadectwo umiłowania Boga.
Katechetką była już w czasie wojny. Nauczała religii
tajnie. Gromadziła dzieci z pobliskiego Gałkówka i podczas zbierania
chrustu w lesie, w tajemnicy przez okupantem niemieckim, mówiła im
o Panu Bogu. W latach powojennych, idąc za tym powołaniem pracowała
jako katechetka parafialna. Nie znałem osobiście Pani Marianny, ale
od chwili gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy w kościele ( a przychodziła
codziennie na Mszę św. "niezależnie od pogody i pory roku, wydeptując
ścieżkę przez Brzeziny") wyczuwałem w jej osobie dar wielkiej wiary
i nauczania.
Bardzo wzruszeni byli wszyscy uczestnicy Mszy św. pogrzebowej,
gdy ks. proboszcz Bogumił Walczak, wspominał Zmarłą, podkreślając
jej wielki szacunek dla kapłanów. Mówił o tym jak wiele dały mu spotkania
z Marianną Kurdek, a przecież znali się tylko dwa lata.
Czasem pytamy: jak w tych czasach zostać świętym? Może
życie zmarłej Katechetki jest jedną z recept na świętość. Może wystarczy
tylko wierzyć, ale mocno?!
Pomóż w rozwoju naszego portalu