Szabat, to sobotni dzień świątecznego odpoczynku przestrzeganego przez Żydów bardzo rygorystycznie.
W miasteczku Nazaret żyła samotna kobieta imieniem Tamar, której jedynym źródłem dochodu było tkactwo. W chęci terminowego zrealizowania zamówienia, Tamar postanowiła pewnego razu uruchomić krosna w dniu szabatu. „Usłużni” sąsiedzi, słysząc stukot krosien, zawiadomili służbę kościelną o złamaniu szabatu przez tkaczkę. Przedstawiciele świątyni zniszczyli krosna - jedyne źródło dochodu biednej kobiety. Nad jej niedolą ulitował się Jezus, który w szkole opiekuna Józefa posiadł wszystkie arkana sztuki ciesielskiej, i sporządził dla tkaczki najlepsze w świecie krosna. W dowód wdzięczności otrzymał od Tamar piękną samodziałową szatę, jednolicie tkaną bez żadnego szwu, farbowaną w orzechowym wywarze. Sam sposób tkania szaty, jej kolor i miękkość, budziły powszechny zachwyt. Ta brunatna szata towarzyszyła Jezusowi aż do śmierci.
I oto znajdujemy się na placu prokuratora Piłata. Jezus przybywa od poprzedniego sędziego - Heroda, odziany w białą szatę na wzgardę i na pośmiewisko. Widzimy cały okrutny proces biczowania Niewinnego, cierniem ukoronowanie, trzcinę w ręku, berło i szatę purpurową na ramionach. Wyszydzony, wzgardzony, wykrwawiony, pada w kałuży własnej krwi. Słyszymy wycie pospólstwa i wyrok Piłata skazujący Go na śmierć krzyżową. I wtedy żołnierze odnajdują porzuconą Jego własną szatę, którą otrzymał wdzięcznej Tamar. Podnieś sobie tę szatę i okryj się - powiadają do Jezusa. A On wyciąga drżącą rękę i usiłuje dosięgnąć szaty, zaś żołdak kopnięciem oddala ją od Skazańca. Jezus czyni ponownie bezskuteczny wysiłek, a potem cały drżący z bólu i gorączki jeszcze raz i jeszcze raz przesuwa się w kierunku szaty. Wreszcie dosięgnął. Jest. Oto ma coś swojego, coś niezwykle miłego, coś, co było z Nim nieodłącznie przez długi okres nauczania w Galilei. Coś, co otrzymał za swoje dobre serce. Szata niby zwyczajna, a jakże niezwykła.
Jezus osłania nią zbolałe ramiona, otula okrutnie zranione, posieczone biczami ciało. A szata wchłania strugi spływającej krwi, przyjemnie koi ból, zda się - leczy świeże rany i ociera łzy bólu i bezsilności.
Oprawcy przynoszą ciężki krzyż i nakładają na ramiona słaniającemu się Skazańcowi. I tak Jezus wyrusza na bolesną drogę ku Golgocie. Potyka się o wystające kamienie jerozolimskich ścieżek, po trzykroć upada na twarz, by dźwignąć się i iść dalej, i dalej, ku szczytowi. Wreszcie zawisa na drzewie krzyża między niebem a ziemią, i oddaje ducha.
Obok krzyża leży porzucona szata, a żołnierze rzymscy rzucają o nią kości - uważają bowiem, że posiadanie własności Skazańca przynosi szczęście. Wygrywa ten, który przewodził oddziałowi żołnierzy - rzymski trybun. Nie krzyżował on bezpośrednio Zbawiciela, jednak po włożeniu szaty na swoje ramiona czuje przejmującą trwogę. Odchodząc wprost od zmysłów, ciągle wspomina chwile spędzone wśród kalwaryjskich krzyży. Wspomina także chwile, gdy ujrzał Jezusa po raz pierwszy wśród tłumu krzyczącego „Hosanna” - twarz otoczoną zwojami jasnych włosów i oczy głębokie, przejmujące, niezwykle dobre i mądre. I później na Golgocie, te same oczy dopełnione bólem, cierpieniem i zatroskaniem o stojących pod krzyżem. Rzymski trybun jest pewien - ukrzyżowany został niewinny człowiek. Rzymski trybun czuje, że poprzez tę szatę dotknął go sam Jezus. Tego nie może zrozumieć i równocześnie nie może zapomnieć. Stwierdza więc, że Ten ukrzyżowany był prawdziwie Synem Bożym, był prawdziwie Królem.
I tak oto niezwykła szata Jezusa - niemy świadek okrutnej męki i śmierci Niewinnego, niemy świadek rozszerzania Jego Królestwa na ziemi, stała się drogocenną pamiątką po umiłowanym Mistrzu i niezastąpionym ogniwem w historii Zbawienia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu